
-
252recenzje
-
250ocen
-
167pozytywnych
-
83negatywne
-
6.5średnia
-
67%pozytywnych
-
1.0odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Usilnie szukając wad, można by się przyczepić do fabuły - elementu, o którym w każdym innym przypadku napisałbym jak o najważniejszym. Wszystkie pozostałe cechy "Jujutsu Kaisen" stoją jednak na tak wysokim poziomie, że niemal epizodyczny, przypominający odcinki "Z archiwum X" charakter scenariusza nie stanowi mankamentu i nawet rozwlekły fragment z u podstaw sztampowym starciem dwóch szkół nie jest ani przez chwilę wtórny. To zwykłe historie opowiedziane w niezwykły sposób.
-
Nici, za pomocą których uszyto ten scenariusz są tak grube, że tylko przysypanie ich kurzem zdewastowanego do fundamentów Hong Kongu pozwala w finałowych trzydziestu minutach zapomnieć o frankensteinowej fabule, która przywiodła nas do tego momentu. Adam Wingard doskonale wiedział, że wszystko zostanie mu wybaczone, o ile unaoczni starcie tytanów w należycie spektakularny sposób i na szczęście stanął na wysokości zadania.
-
Okazało się, że bracia Russo potrafią wyzwolić więcej emocji w pełnej efektów cyfrowych i trykotów scenie śmierci superbohatera, niż odzwierciedlając prawdziwe życie.
-
Może sto czterdzieści minut to nieco za długi metraż, bez większych strat dałoby się wyciąć przynajmniej pół godziny, a w dodatku na pewno nie jest to wyjątkowo nakręcony czy obierający zaskakującą perspektywę film dokumentalny, ale jeżeli należycie do tych osób, które również zastanawiają się, dokąd zmierzamy, kiedy wszyscy zaśniemy, to nie możecie go przegapić.
-
W "O wszystko zadbam" nie ma pozytywnych postaci, są postacie prawdziwe, desperacko walczące o miejsce dla siebie w złowrogim świecie. Może niepotrzebnie w finale podjęto próbuję uogólnienia tego przesłania, silenia się na bardziej dosłowny komentarz społeczny, niemniej Blakeson dał się poznać jako reżyser dużego talentu i jeszcze nie w pełni wykorzystanego potencjału.
Najwyżej ocenione
-
Skromny i poruszający dramat, który ma równie dużo do powiedzenia o jednej z najsilniej zakorzenionych w popkulturze postaci, jak i o samych widzach.
-
Eggers ożywił jednak to, co mogło wyglądać na papierze na przewidywalne w zaskakujący i podatny na mnogie interpretacje sposób. Jeżeli nie będziecie usilnie szukać tej jedynej właściwej, a w dodatku studium obłędu to temat, którym potrafi was zafascynować, "Lighthouse" pochłonie was bez reszty.
-
Po dwóch filmach, w których Bong obrazował walkę klas w odrealniony sposób, tym razem sięgnął po historię bardzo przyziemną, a w związku z tym również silniej przemawiającą do widzów i prowokującą do refleksji. Nie zapomniał jednocześnie o immanentnym składniku swojej twórczości, czyli balansowaniu na cienkiej granicy pomiędzy kinem artystycznym a rozrywkowym, co najdoskonalej unaocznia się w spektakularnym finale.
-
To klasyczny slasher, w którym napięcie i atmosfera mają nadrzędne znaczenie i przewrotnie ta archaiczna formuła w czasach, gdy niewielu po nią sięga jest powiewem świeżości. Widzieliśmy już zaktualizowane oblicza Michaela Myers - to po prostu nie działa, a teraz król wreszcie wrócił na tron.
-
Usilnie szukając wad, można by się przyczepić do fabuły - elementu, o którym w każdym innym przypadku napisałbym jak o najważniejszym. Wszystkie pozostałe cechy "Jujutsu Kaisen" stoją jednak na tak wysokim poziomie, że niemal epizodyczny, przypominający odcinki "Z archiwum X" charakter scenariusza nie stanowi mankamentu i nawet rozwlekły fragment z u podstaw sztampowym starciem dwóch szkół nie jest ani przez chwilę wtórny. To zwykłe historie opowiedziane w niezwykły sposób.
Najniżej ocenione
-
Za każdym razem dam się na to złapać. Stallone, Schwarzenegger, Van Damme - nie potrafię przejść obojętnie obok tych nazwisk i dzielnie współdzielę z dawnymi bohaterami ciężkie brzemię aktorskiej jesieni. Jeżeli macie podobną słabość, moja słowa i tak nie mają większego znaczenia, jeżeli szukacie prostego filmu nadającego się na relaks po ciężkim dniu w pracy albo na imprezę z przyjaciółmi, "Backtrace" nie jest dobrym wyborem.
-
Za "Wyspą fantazji" kryje się bardzo pesymistyczny przekaz - okazuje się, że ludzie są nudni i przewidywalni, a nasze najgłębiej skrywane fantazje to zbiór schematów i oczekiwań wtłoczonych w bezrefleksyjne ofiary kapitalizmu. A może wcale tacy nie jesteśmy, tylko taką fantazję ma reżyser tego do bólu wtórnego "horroru"?
-
Jeżeli potraktować "Czarny Mercedes" jak wymyślony zupełnie na serio kryminał, to ocena może być tylko bardzo niska, ale jeżeli lubicie "The Room" i kicz podobnego pokroju, może być wręcz przeciwnie - będziecie bawić się doskonale.
-
Paul Hyett przekonuje, że najgorszym, co spotkało jedną z jego bohaterek było rozerwanie ciała i duszy oraz porzucenie tej drugiej na wieczną tułaczkę. Jak na ironię dokładnie to samo uczynił ze swoim najnowszym obrazem i takie same tortury zadaje widzom.
-
W "Hubie ratuje Halloween" nie ma nawet jednej śmiesznej sceny, nie ma nawet "czerstwego" humoru, który bawiłby w nieśmieszny sposób w stylu "Dracula - Wampiry bez zębów" Mela Brooksa. Jedyne, co jest tutaj naprawdę przerażające to przytłaczająca nuda.
Odrębnie ocenione
-
Nie będę owijać w bawełnę, ten seans był katorgą. Subbotko wybrał doskonały tytuł dla swojego debiutu, bo z każdym kolejnym kwadransem coraz bardziej chciałem wydrapać sobie dziurę w głowie i uwolnić się od mąk oglądania tej topornej, siłowo udziwnionej wizji, która prawdopodobnie miała być sztuką dla sztuki.
-
To klasyczny slasher, w którym napięcie i atmosfera mają nadrzędne znaczenie i przewrotnie ta archaiczna formuła w czasach, gdy niewielu po nią sięga jest powiewem świeżości. Widzieliśmy już zaktualizowane oblicza Michaela Myers - to po prostu nie działa, a teraz król wreszcie wrócił na tron.
-
Trzeba wypełnić wiele warunków, żeby seans "Jay and Silent Bob Reboot" mógł okazać się satysfakcjonujący. Trzeba znać szereg wcześniejszych filmów, trzeba po tych wszystkich latach nadal je lubić, trzeba lubić wulgarne żarty o penisach i marihuanie, trzeba uwielbiać popkulturę i znać ją na wylot. Jeżeli załapujecie się do tej maleńkiej grupki osób, nie będziecie rozczarowani.
-
Istniało podejrzenie, że to wszystko przez brak wystarczających środków finansowych. Wielu powtarzało: "Gdybyśmy mieli odpowiedni budżet, stworzylibyśmy wielkie kino", ale już wiemy, że to nie to. Dwadzieścia siedem milionów na koncie w niczym nie pomogło, starczyło tego na zaledwie dwa duże wybuchy, trochę jak w fikcyjnym filmie "Klęska", gdzie drugim reżyserem był Adaś Miauczyński.
-
Pierwsza "Laleczka Chucky" jest w tym rozległym i zaskakująco solidnym dorobku pozycją wyjątkową, bo o ile sequele zdecydowanie wpisują się w standardy slasherów, o tyle pierwowzór aspirował do wywoływania prawdziwej grozy.