Każdy, kto wejdzie do przeklętego domu, zginie okrutną śmiercią.
- Aktorzy: Andrea Riseborough, Demián Bichir, John Cho, Betty Gilpin, Lin Shaye i 15 więcej
- Reżyser: Nicolas Pesce
- Scenarzysta: Nicolas Pesce
- Premiera kinowa: 3 stycznia 2020
- Premiera światowa: 1 stycznia 2020
- Dodany: 3 grudnia 2019
-
Scenariusz zamiast dobrej, spójnej historii przepełniony jest absurdem i kliszami, reżyser nie jest w stanie zbudować ani grama napięcia, a gra aktorów jest nieciekawa i nijaka.
-
Trudno o lepszy przykład tego, że wiele osób w Hollywood nie ma żadnego sensownego pomysłu na kręcenie filmów.
-
Nie jest to film, który się fajnie ogląda, ani film, który się fajnie krytykuje. Fajnie się o nim wyłącznie zapomina.
-
Horror nudnawy i mało straszny, który brak fabuły usiłuje nadrobić licznymi jump-scare'ami.
-
To film w zasadzie zbędny, który być może spodoba się chodzącym rzadko do kina casualom lub komuś, kogo łatwo przestraszyć, ale nie zaoferuje niczego rządnym emocji zjadaczom horrorowego chleba.
-
"The Grudge: Klątwa" straszenie pozostawiła swoim poprzednikom. Stanowi też kolejną cegiełkę do tego, że nie powinno się za często ruszać oryginałów.
-
Zabija tę i tak martwą od lat serię.
-
W nowej "Klątwie" czuć rękę kogoś, kto wie, jak operować nastrojem, prowadzić swoją obsadę, ale zmuszony trzymać się jasno określonych założeń cyklu, nie jest w stanie uczynić całości bardziej angażującej i straszniejszej.
-
Co z tego, że wyłupiaste oczy pierwszoplanowej Andrei Riseborough wyrażają więcej, niż film na to zasługuje. Co z tego, że zdarzają się momenty solidnej zwyrolskiej makabry, a całości słusznie ciąży defetyzm co się zowie... No właśnie, co z tego? Obok tej klątwy przechodzimy obojętnie.
-
Zawodzi na całej linii. Mamy powielanie schematów i scen ze starszych odsłon serii.
-
Zawodzi na całej linii. Mamy powielanie schematów i scen ze starszych odsłon serii.
-
Wyładowany jest tym, co wielbiciele mainstreamu lubią najbardziej, czyli jump sceare, potocznie zwanymi przeze mnie skocznymi scenkami. Wszystko odbywa się w bardzo standardowym stylu. Oglądałam to tak, jednym okiem, drugim układając puzzle z puchatymi kotkami.
-
Reżyser jednak zamiast powiewu świeżości wybebesza produkcję z jakiekolwiek klimatu, sprawiając, że nowa Klątwa zatonie zalana przez dziesiątkę pisanych bez fantazji przeciętniaków, które co roku bezwstydnie wypływają na światło dzienne z najgłębszych czeluści zajeżdżonych schematów.
-
Nie jest ani art-horrorem, ani kawałkiem dobrze wysmażonego, mainstreamowego mięsa.
-
Prędko o nim zapomnę, bo nie miał w sobie niczego co sprawiłoby, żeby było warto wspominać go w przyszłości.
-
Reboot amerykańskiego remake'u japońskiego horroru, a jednocześnie także sequel... Brzmi źle? Efekt jest jeszcze gorszy, bo nie tylko akcję filmu osadzono na początku XXI wieku, mentalność jego twórców również w nim utknęła.
-
To film z jednej strony przekombinowany w tych miejscach, gdzie należało wykazać się zdroworozsądkową prostotą, a z drugiej zbyt przewidywalny w ogrywaniu wciąż tych samych realizacyjnych chwytów.