Baza recenzji
-
Co prawda na pierwszy efekt "wow" musiałam czekać jakieś pół godziny, ale było warto, od tego momentu było też coraz lepiej. Wartkie tempo, dynamiczny montaż, doskonały dźwięk, idealnie dopracowana choreografia i to, na co zawsze liczę przede wszystkim, czyli kreatywność. Zdaję sobie sprawę jak trudno obecnie wymyślić coś nowego w kinie akcji i zachwycić widza, a jednak w tej franczyzie nadal się to udaje.
-
O ile druga połowa filmu była pełna dynamiki i energii, szczególnie podczas konfrontacji Eve z przeciwnikami, o tyle w pierwszej godzinie było znacznie gorzej. Więcej było oczekiwania na emocje niż samego napięcia i akcji. W produkcji tego typu, gdzie powinno roić się od intryg i bójek, jest to jednak trochę za mało.
-
"Frendo" potrafi wyciągnąć ze znanej, wymęczonej konwencji to, co najlepsze - nie rewolucjonizuje gatunku slashera, ale z wdziękiem, ku radości widzów, go ożywia. Pod tym względem przypomina niedawną "Noc Dziękczynienia" w reżyserii Eliego Rotha.
-
Bardzo dobry powrót, nieco zmieniający do tej pory bardzo sztywny schemat i co więcej domykający proszące się o domknięte tematy.
-
Generalnie filmu nie rekomenduję - no, chyba że w ramach maratonu serii, by poznać kompletną historię najszybszego sprintera w szeregach IMF, o ile nie przeszkadza ci to, że Ethan Hunt przypomina tu bardziej Neo z proroctw Morfeusza albo Maksa Payne'a na sterydach. Film Woo warto też obejrzeć dla samej szalonej, nieskrępowanej akcji - na nic więcej jednak nie licz.
-
Może nie wszystko jest tu tak dobre, jak być powinno na poziomie scenariusza, ale nawet nieco słabszy film w tej serii, bije na głowę większość dzisiejszych produkcji kina sensacyjnego.
-
Bardzo dobry film, który nie tylko w pełni zasłużył na miano klasyka, ale i który powinien przypaść do gustu współczesnej widowni, Mission: Impossible bowiem łączy w sobie zarówno wciągającego i angażującego emocjonalnie dreszczowca w skromnej formule, a do tego w starym dobrym stylu, jak również efektowne i zapierające dech w piersiach kino akcji nowej definicji i w nowoczesnym [a przy tym wciąż aktualnym] wydaniu.
-
Film można odczytać jako gejowską wariację klasycznej komedii pomyłek - wpisuje się on w nurt queerowego anarchizmu, ale bez ideologicznego zadęcia. Bohaterowie nie są ideowymi rewolucjonistami, a raczej niezbyt lotnymi burżujami, którzy podejmują szereg wątpliwych, nietaktownych, chwilami aspołecznych decyzji - trochę jakby w imię memicznego sloganu "be gay, do crime". Całość ma bawić, nie marginalizować, czy piętnować - i spełnia swoje podstawowe założenia.
-
To kino familijne skierowane do całej rodziny. Dzieciaki dostrzegą w nim coś innego niż dorośli, ale wszyscy będą się dobrze bawić na seansie. I to jest chyba w tej franczyzie najważniejsze.
-
Langer na razie rozczarowuje nijakością i bardzo powolnym tempem opowiadania historii. Po tej ekipie oczekiwałem po prostu czegoś więcej. Nie tylko produkcji ociekającej krwią, ale też - jak w książce - mającej jakąś stawkę. Pościgu, który trzymałby mnie na krawędzi kanapy. Niestety, niczego takiego tu nie ma. Jest nuda. Jedynie Jakub Gierszał daje nam powód, by wrócić do tej produkcji i obejrzeć ją do końca
-
Jeśli Disney musi sięgać po swoje klasyki i przerabiać je na wersje aktorskie, to oby robił to właśnie w taki sposób, jak przy produkcji Lilo i Stich - z wyczuciem i szacunkiem. Nie tracąc z oczu tego, co w tych historiach najważniejsze: emocji i humoru. A może to po prostu Stich jest tak wyjątkową postacią, że działa dobrze w każdej formie? Tak czy inaczej, jestem przekonany, że na seansie świetnie bawić się będą nie tylko najmłodsi widzowie, ale także ich opiekunowie.
-
Nowy serial platformy Max dostarczy sporo rozrywki i zadziała na Was jak magnes. Nie ma znaczenia, czy włączycie ją dla J.J. Abramsa, Josha Hollowaya, Dustera, czy też z braku innych propozycji na seans. Zostaniecie z tą opowieścią do końca. Jest to jedna z tych produkcji, która niczego nie udaje. Obiecuje dobrą zabawę i nie zawodzi oczekiwań widza.
-
Dokument "Yintah" odkrywa mroczne oblicze współczesnej Kanady, gdzie walka rdzennych plemion o ziemię i suwerenność obnaża hipokryzję władz i bezwzględność korporacji. To poruszająca opowieść o oporze, odwadze i sile społeczności, która stawia czoła kolonizacji w XXI wieku, przypominając, że batalia o sprawiedliwość nigdy się nie kończy. Film zdobył Grand Prix 22. edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity.
-
Dzieło dekadenckie, nihilistyczne, ale mieniące się kolorami złota. To taki mały-wielki film, który mimo mikroskopijnego budżetu wywołuje falę gromkich przeżyć, piękny-brzydki, pełen paradoksów horror, który przez lata będzie inspirował i fascynował kolejne pokolenia widzów oraz twórców. Będzie wiecznie żywy, choć stworzono go z rozkładających się kości. Bo "Teksańska masakra piłą mechaniczną" wcale się nie starzeje - ona nadal fermentuje i nigdy nie pozwoli o sobie zapomnieć.
-
"Wszystkie odcienie światła" Payal Kapadii to poetycki manifest kobiecej solidarności. Śledząc losy trzech pielęgniarek z Mubaju, których przyjaźń kwitnie mimo społecznych ograniczeń i osobistych dramatów, Kapadia kreśli subtelny portret kobiet uwikłanych między tradycją, a pragnieniem wolności. W rytmie neorealistycznych kadrów, pełnych światła i ludzkich szeptów, reżyserka pyta o cenę marzeń w świecie, gdzie billboardy obiecują raj, lecz codzienność to walka o przetrwanie.
-
Dobrze przyjęta w międzywojennej Polsce i całkowicie zignorowana za oceanem pełna dziwów i niezwykłości ekranizacja powieści Lewisa Carrolla, tyleż oryginalna, co nudna.
-
Dużo w tym wszystkim absurdu i groteski, do tego surrealizm, okultyzm i masturbacja. Na fabułę składają się kadry hipnotyczne i psychodeliczne. Dużo tu jaskrawości, żeby nie powiedzieć przejaskrawień. Myślę, że wyszło z tego całkiem zajmujące dziwowisko.
-
Film jest oczywiście po brzegi wypełniony akcją i trzyma poziom poprzednich części zarówno w jej intensywności jak i zróżnicowaniu. Żeby rozpłynąć się w tym na bite trzy godziny nie musisz nawet uwielbiać Toma Cruise'a. Raczej trzeba z nim dzielić patrzenie na kino akcji.
-
Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo rośnie moje serce kinomana, kiedy oglądam na ekranie Michaela Fassbendera i Cate Blanchett, którzy wreszcie mają co grać. Dzielnie sekundują im Tom Burke i Pierce Brosnan oraz reszta fantastycznej angielskiej obsady. Każda potyczka słowna w ich wykonaniu dostarcza widzowi więcej adrenaliny niż regularna scena akcji. To seans skrojony raczej pod tych bardziej skupionych widzów, gdyż nikt tu nie bawi się w ekspozycje i objaśnianie świata przedstawionego.
-
Okrutnie przeciętny film łączący elementy komedii familijnej z kinem gangsterskim, naszpikowany zarówno gwiazdami, jak i banałem.
-
Motyw ohany, czyli rodziny jako jednej z najwyższych wartości jest tu przedstawiony nawet jeszcze lepiej i piękniej niż w oryginale. Wielu może uznać to za mocne słowa, ale tak jest.
-
Po czternastu latach przerwy Śmierć powraca z wakacji - i to z impetem. Film "Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi" okazuje się spektakularnym powrotem kultowej serii horrorów, który nie tylko spełnia oczekiwania fanów, ale wręcz je przewyższa, oferując świeże spojrzenie na znaną formułę. Szósta odsłona cyklu, wyreżyserowana przez Zacha Lipovsky'ego i Adama Steina, to triumf fan service'u i kreatywności, bo łączy nostalgię i znajome motywy z nowymi pomysłami i pewną dozą rodzinnej dramaturgii.
-
Można się tu doszukiwać symboli i metafor, ale nabiorą one sensu dopiero gdy poznacie główną zagadkę. Czy ta rekompensuje wszystkie niedostatki jakie można zarzucić narracji? I tak i nie, zależy kogo zapytać. Miłośnicy prostoty powinni być radzi, ale nie jestem przekonana, że obraz zbierze same pozytywne komentarze.
-
Nieszczególnie interesujące kino o artystce zmuszanej do nieustannego dokonywania wyboru pomiędzy pokarmem dla ducha a chlebem powszednim.
-
Szanuję Chajdas za wyjście poza swoją strefę komfortu, niemniej "Dziadku, wiejemy!" to przykład zmarnowanego potencjału. Nie wiem, co się stało na etapie przenoszenia scenariusza na taśmę, ale coś zostało zgubione i wyszło niedogotowane, pozbawione błysku dzieło. Nie koniecznie należy przed tym wiać, lecz zostawać nie trzeba.
-
Splatając sceniczne monologi, prywatne listy Marii Callas oraz migawki z jej burzliwego życia w dokumencie "Maria Callas Monica Bellucci: Spotkanie" Tom Volf i Yannis Dimolitsas snują hybrydową opowieść o samotności, miłosnych rozczarowaniach i cenie geniuszu. A Monica Bellucci, ubrana w ikoniczną suknię Yves Saint Laurenta, należącą niegdyś do Marii Callas, zaprasza widzów do podjęcia próby odpowiedzi na pytanie, czy sława jest darem, czy przekleństwem?
-
Trochę boję się przyłączać do panującej wokół tego filmu euforii, żeby nie zapeszyć. W końcu jeden udany projekt nie kończy chudych lat Marvela. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że bardzo dawno na żadnym filmie z tej serii się tak dobrze nie bawiłam.
-
"Szpiedzy" to trzeci wspólny duetu Steven Soderbergh/David Koepp i ta kolaboracja jest bardzo udana. Inteligentnie napisany, stylowo wyreżyserowany, cudownie zagrany oraz ładnie wyglądający. Jak najbardziej warto się wybrać i dać się złapać w tą szpiegowską układankę.
-
"Ukryty motyw" nie jest aż tak gęsty i intensywny jak poprzedni film Mollera "Winni". Niemniej pozostaje ciekawym thrillerem psychologicznym o tym, jak łatwo można zarazić się złem. Zdarzają się pewne drobne niewiarygodności i naciągane momenty, ale broni się mocnym aktorstwem oraz bardzo chłodną atmosferą.
-
Koszałka starał się przedstawić problem góralskiej kolaboracji z niemieckim okupantem bez jednoznacznych ocen - pozostawiając je widzowi. Niemniej jednak, konflikt moralny obecny w postawach bohaterów wybrzmiewa w filmie bardzo mocno, stanowiąc de facto oś dramaturgiczną całej opowieści.
-
Dokumentalny "Gość" Zuzanny Solakiewicz i Zviki Gregory'ego Portnoya to poruszająca opowieść o tym, jak państwo łamie konwencje, a zwykli ludzie - wbrew rozkazom - próbują pozostać ludźmi. Kiedy kamera rejestruje wojskowe ciężarówki wywożące migrantów z powrotem na granicę, padają pytania: Czy Europa wciąż wierzy w swoją "Odę do radości"? I czy ratowanie życia to przestępstwo, czy ostatni akt moralnego oporu?
-
Film dziwny, chaotyczny, niezbyt bystry, ale też zaskakująco stylowy. To horror, który trzeba umieć wyczuć. Nie ma tu spójnej fabuły, nie ma postaci, którym chce się kibicować, ale jest klimat - gęsty jak listopadowa mgła. To propozycja dla wyrozumiałych widzów i oczywiście dla fanów włoszczyzny. Osobiście dodam, że był to pierwszy ultrakrwawy horror, który obejrzałem za dzieciaka i można śmiało powiedzieć, że spaczył mój umysł na resztę życia. Dzięki, wujku Lucku!
-
To, że ten film, operujący bardzo prostymi, delikatnymi środkami, wchodzi pod skórę i zostaje tam na długo, to w dużym stopniu zasługa aktorów. Cillian Murphy jest jak zwykle doskonały, na jego twarzy odmalowują się wszystkie, nawet najbardziej skrywane emocje. Mnie jednak najbardziej zachwyciła, a jednocześnie przeraziła Emilii Watson, wcielająca się w rolę zakonnicy.
-
Jak na pełnometrażowy debiut, Legenda Ochi to całkiem solidna propozycja, która nie tylko jest wizualną ucztą, ale ma też coś do powiedzenia. Zarówno dzieci, jak i dorośli znajdą tu coś dla siebie.
-
Film ma doprawdy wspaniały klimat, właściwy starym produkcjom. Trochę Hitchcock, trochę Shirley Jackson. Tajemnica domu ukryta pod śnieżną pokrywą. Trzyma w napięciu i choć fabuła nie jest bardzo skomplikowana, to nadal pozostawia pewne pole do puszczenia wodzy fantazji.
-
Broni się tak naprawdę tutaj porządna scenografia Joanny Machy, zdjęcia Arka Tomiaka oraz całkiem niezłe aktorstwo. Jednak cała reszta "Raportu Pileckiego" jest mdła, bardzo zachowawcza, jednowymiarowa laurka, które już dawno powinniśmy zostawić za sobą. Lepiej obejrzeć już spektakl Teatru TV "Śmierć rotmistrza Pileckiego", jeśli chcecie bliżej poznać postać tego bohatera.
-
"Dom zły" nie jest typowym kryminałem, ale podróżą w świat skażony złem, przed którym nie ma ucieczki. Smarzowski buduje kino pełne fatalistycznej atmosfery, ciężkiego klimatu oraz precyzyjnej realizacji. Mimo lat, nie zanosi się na to, by miał stracić cokolwiek ze swojej siły rażenia.
-
Dzisiaj nie trzeba się wstydzić bycia fanem Nicolasa Cage'a, a "Surfer" to kolejny dowód dobrej dyspozycji aktora. Bardzo kreatywny formalnie thriller, z bardzo gęstą atmosferą, przepiękną warstwą audio-wizualną oraz niepokojącym klimatem. Grzechem byłoby przegapić to dzieło.
-
Mrok miesza się tu ze światłem, nadzieja ze smutkiem. Reżyser prowadzi filmowy dziennik, w którym próbuje pokazać swoją codzienność. Nie ma tu przymusu ani zbędnego koloryzowania. Widzimy oczami Arjuna miłość do kraju, który nie zawsze potrafi to uczucie odwzajemnić.
-
Brzydka siostra to nie film, który ogląda się dla czystej rozrywki. To film, który zostaje pod powiekami. Nie daje łatwych odpowiedzi, ale stawia celne pytania - o to, jak bardzo jesteśmy gotowi się zmienić, by ktoś nas pokochał albo żeby wpasować się w oczekiwania innych.
-
Ze wczesnych filmów Wesa Andersona, to "Genialny klan" uważany jest za jego największe osiągnięcie i nie dziwi mnie to. Łapie wizualnie, ma swój styl, który jeszcze nie wywołuje zmęczenia, jest kapitalnie zagrany oraz... porusza, bawi, angażuje. Niesamowite doświadczenie, nawet dla nie-fanów Amerykanina.