Dziennik
-
Zrealizowany w całości przy użyciu iPhone'a thriller szpiegowski, wizualnie na poły amatorski, fabularnie zaś - do bólu banalny i emocjonalnie nieangażujący.
-
Tak oryginalnego i realistycznego serialu rozgrywającego się w świecie ludzi ubranych w białe i niebieskie fartuchy nie było od czasu "Ostrego dyżuru". Tamta produkcja też był dobrze oceniana, ale ciągła się przez kilkanaście sezonów. "The Pitt" jest bardziej intensywny, bo cała akcja rozbita jest na lekarską zmianę. A zatem jeden epizod = jedna godzina. Skupienie na tu i teraz. Na leczeniu i ratowaniu życia.
-
Dla mnie prawdziwą perełką tego filmu, są główni bohaterowie. Idrisa Elby zawsze mogę być pewna. To jeden z moich ulubionych angielskich aktorów, którego niezaprzeczalna charyzma potrafi przebić się przez każdy scenariuszowy absurd. Pozytywnie zaskoczył mnie za to John Cena, którego miałam dotąd za topornego kloca, a który tu prezentuje idealne wyczucie komediowe.
-
Krótko mówiąc - nowe dzieło Netflixa to strata czasu i film, który raczej Was rozdrażni wiejącą z ekranu nudą. W obecnych czasach, gdy serwisy streamingowe pękają w szwach od kontentu, takie produkcje należy omijać.
-
Jurassic World: Odrodzenie to nudny i leniwie napisany film. Gdyby nie ładne zdjęcia, to nie wiem, czy wytrwałbym do końca w fotelu. Już poprzednia trylogia z Chrisem Prattem miała części, które mnie bolały, ale myślałem, że wytwórnia czegoś się z tej sinusoidy nauczyła. Okazuje się, że nie. Chęć rozpoczęcia za wszelką cenę trzeciej trylogii była zbyt silna. Nie wiem, co oznacza Odrodzenie w tytule, bo nie ma tutaj nic co sugerowałoby, że ta historia po jednej części powinna być kontynuowana.
-
Teściowie 3 to krzywe zwierciadło, w którym niejedna rodzina mogłaby się przejrzeć. Patrzenie z góry na innych, ciągłe pouczanie dorosłych dzieci, chęć narzucenia swojego zadania, a czasami nawet wychowania czy stylu życia - wszystko tu jest. Jednak dostajemy także pewną refleksję. Twórca pokazuje, skąd takie zachowanie się bierze - jest wynikiem pewnych kompleksów, strachu, niedowartościowania. I chęci bycia kochanym, dostrzeżonym, pochwalonym.
-
Najnowszą produkcję Prime Video ogląda się z dużą przyjemnością. W kilku momentach można nawet wybuchnąć śmiechem. Jednak jestem przekonany, że widz zapomni o tym filmie już po miesiącu. Nawet polskie akcenty tego nie zmienią. I nie traktuję tego jako zarzut. Potrzebujemy też takiego rozrywkowego kina akcji w naszym życiu.
-
Z przyjemnością wróciłem do tego świata. Ani przez chwilę nie odniosłem wrażenia, że Boyle i Garland zrobili ten film dla łatwego zarobku, grając na nostalgii. Wręcz przeciwnie - widać, że mieli coś nowego do opowiedzenia. Świetnie rozwinęli znane motywy, pokazując, że w tym uniwersum drzemie jeszcze wiele nieopowiedzianych historii. A na koniec - zwariowane zakończenie, będące cliffhangerem zapowiadającym 28 lat później: Świątynia Kości, w której do roli Jima ma powrócić Cillian Murphy.
-
W kontekście jednak całej serii - oraz hucznie zapowiadanego pożegnania z życiowym dziełem Toma Cruise'a - The Final Reckoning mocno rozczarowuje.
-
"Wierzymy Ci" to produkcja nakręcona pewną ręką. Wiele rzeczy można było w niej zrobić inaczej, lecz Dufeys i Devillers wybrali ze śmiałością taką, a nie inną historię. Zrozumiem jeśli komuś będzie wydawała się ona nieco zbyt szokująca w pewnym momencie, zaś ja sam uważam, że idzie ona o krok za daleko w zakończeniu. Jednak całościowo, doceniam wizję duetu.
-
Ironheart to po prostu serial z niewykorzystanym w pełni potencjałem. Ani hit, ani kit, raczej "przeciętna marvelowska". Produkcja, która nie będzie zaliczana ani do tych najlepszych, ani do tych najgorszych odsłon MCU.
-
"Bez szans" w reżyserii Taylora Hackforda przenosi widzów do świata wielkich przekrętów i kryminalnych intryg. Akcja filmu rozgrywa się w bogatych dzielnicach Los Angeles i biednych częściach Meksyku, które mocno kontrastują z przepychem Miasta Aniołów. To właśnie w "Bez szans" Jeff Bridges otrzymał możliwość zagrania jednej z pierwszych poważniejszych ról w karierze, a Rachel Ward po premierze filmu doczekała się statusu seksbomby.
-
To kolejna przejażdżka po scenach sklejonych z wcześniejszych części - tylko w odświeżonej wersji. Niestety nie prezentuje sobą nic, co sprawiałoby, że można mówić o wtłoczonej nowej krwi.
-
Dość pospolita i kierowana do nie wiadomo kogo historia miłosna, której akcja rozgrywa się w ciągu czterech dni na przestrzeni różnych pór roku.
-
Nie sądziłem, że jeszcze Disney może zrobić coś ciekawego z dawno zapomnianymi postaciami. "Chip i Dale: Brygada RR" nie jest tylko bezczelnym żerowaniem na nostalgii, ale totalnie szaloną komedią. Nie dziwię się, że reżyser Schaffer robi także nową "Nagą broń" i o jej poziom jestem dziwnie spokojny.
-
Czym charakteryzuje się dobry film sportowy, poza oczywiście sprawnie dozowanym napięciem? Tym, że w atrakcyjny dla oka sposób przybliża daną konkurencję. Nie twierdzę, że po seansie zostałam fanem F1, na pewno jednak jest to teraz dla mnie sport o wiele bardziej interesujący niż wcześniej. I rozumiem, dlaczego ma tylu zwolenników na całym świecie.
-
Cudna i zachwycająco lekka komedia romantyczna oraz charakteryzujący się nieprzebranym bogactwem strony technicznej melanż tańca i muzyki.
-
Pierwsze "Wojownicze żółwie ninja" godnie znoszą próbę czasu, czego się nie spodziewałem. Naturalnie sfotografowany z cudowną muzyką mieszającą syntezator, funk z Orientem, cholernie dobrym aktorstwem oraz fantastycznie użytą animatroniką, pozwalającą ożywić i uwiarygodnić tytułowych bohaterów. Żadne efekty komputerowe tego nie są w stanie zastąpić, o czym dzisiaj wielu twórców zapomina, zaś dzieło Barrona to destylacja lat 90.
-
Luźno traktująca historię Szwecji i tamtejszej monarchii opowieść o kobiecie z krwi i kości, miotającej się pomiędzy miłością a obowiązkiem.
-
Niebanalny film przedkodeksowy, w którym splata się szereg różnych gatunków i konwencji: od kina bokserskiego przez romans aż po muzyczno-taneczną rewię.
-
Kiedy prezydent USA i premier Wielkiej Brytanii spadają z nieba w środek białoruskiej puszczy, bo ktoś wysadził ich samolot, brzmi jak początek kiepskiego żartu. Ale zamiast puenty dostajemy wybuchy, pościgi i dwóch kolesi, którzy dogryzają sobie jak stare małżeństwo. "Sojusznicy" Ilyi Naishullera to typowy letni koktajl akcji i humoru, który nie udaje, że jest czymś więcej niż wakacyjną frajdą.
-
Nie powiem, sam śledziłem z zapartym tchem cybernetyczną mistyfikację na pokładzie okrętu podwodnego Dorocińskiego, Simona Pegga próbującego rozbroić bombę w terminalu przeładunkowym oraz zwisających Cruise'a i Atwell w wagonie pociągu, który lada chwila spadnie w przepaść. Nie kupiły mnie jednak problemy z utrzymaniem właściwego tempa akcji. Ten rachunek naprawdę jest słony, ale ja sobie pozwolę od niego się odciąć, nie wydając żadnego werdyktu w postaci liczbowej.
-
"Lilo i Stich" to spełniona, fajna aktorska adaptacja popularnej i bardzo lubianej bajki Disneya. Widać, że sukces produkcji skłonił wytwórnię do rozpoczęcia prac nad kontynuacją. Miejmy nadzieję, że sequel będzie zrealizowaną z taką samą pasją i oddaniem, co recenzowany tytuł, a być może będzie nawet lepszy od drugiej części animacji, która niewątpliwie straciła urok oryginału.
-
7.529 czerwca
- Skomentuj
-
Czy "F1" Kosiński to najlepszy film wyścigowy czy najlepszy film o Formule 1? W obu wypadkach odpowiedź brzmi: nie. Nadal "Wyścig" Rona Howarda pozostaje niepokonanym w tej kategorii, jednak reżyser nadal tworzy imponujący technicznie szoł. Może i historia czasami bywa zbyt znajoma, dialogi bywają sztampowe, zaś niektóre wyścigi zbyt efekciarskie, to bawiłem się świetnie niczym dzieciak. Jeśli szukacie świetnego blockbustera na początek sezonu letniego, może to być świetny początek tego okresu.
-
829 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
Pojawiają się tu zarówno dłużyzny, jak i rozwiązania na wskroś absurdalne, a punktów zwrotnych jest co najmniej kilka, ale ostatecznie serial to czysta rozrywka, niemal tak czysta jak sama matematyka, na której się koncentruje.
-
"Materialiści" potwierdzają, że warto uważnie przyglądać się Celine Song. Jest bardzo uważną obserwatorką, ze świetnym uchem do dialogów oraz pewnie prowadzoną obsadę, a także bawiącą się znajomymi konwencjami w nieoczywistym kierunku. Może pod koniec troszkę słabnie, ale nadal pozostaje bardzo interesującym dziełem.
-
Na styku horroru, musicalu, krwawego pastiszu i redneckiej sielanki powstał film celowo przerysowany, uderzający w tony absurdu, wariacja na temat kina o pladze zombie. Trudno ją jednoznacznie zaszufladkować, to udany miks grozy, slapsticku i gore'owego szaleństwa w stylu midnight movies. Leutwyler składa hołd serii "Evil Dead" oraz wczesnym produkcjom Petera Jacksona. Może nie do końca wszystko działa tu jak należy, ale całość ma w sobie tyle przegiętej energii, że trudno odmówić jej uroku.
-
Dla mnie jednak druga część jest całkiem niezłą produkcją, której mi brakowało większego zaskoczenia. Są tu fundamenty pod potencjalną kontynuację, przesłanie jest jasne, lecz produkcja jest ewidentnie skierowana dla młodszego widza ode mnie. Ja parę razy się nudziłem przez parę powtarzalnych gagów i przewidywalny przebieg wydarzeń.
-
Wymykająca się schematom i klasyfikacjom, a do tego oparta na obfitującym w szczegóły scenariuszu historia kobiecej emancypacji w Ameryce lat pięćdziesiątych.
-
Oryginał należy do moich ukochanych animacji, nic więc dziwnego, że ciągnęło mnie do kina, żeby jeszcze raz zanurzyć się w tym świecie. Z drugiej jednak strony szłam tam z obawą, że ów świat zostanie zniszczony nieporadną adaptacją. Wszyscy znamy przecież nowe wersje starych produkcji, którym nadgorliwi twórcy starają się nadać współczesny sznyt i przy okazji kompletnie wypaczają historię, która zachwyciła widzów. To na szczęście nie jest taki przypadek.
-
-
Nie mogę złego słowa powiedzieć o braku ambicji Haynesa czy wizualnej estetyce, która pieści oczy i uszy. Jednak "Wonderstruck" sprawia wrażenie pustej wydmuszki, nie potrafiącej zaangażować emocjonalnie, a nawet wywołuje zagubienie oraz dezorientację. Chciałbym się polubić bardziej z tym filmem, jednak zwyczajnie nie potrafię, ale będę dawał szansę reżyserowi.
-
6.524 czerwca
- Skomentuj
-
Summa summarum, "28 lat później" igra z oczekiwaniami niedzielnych kinomanów. Oto horror, który nie jest zwykłym horrorem. Oto produkcja niełatwa do przełknięcia, którą nie da się zaszufladkować - nawet "mrożąc ją w lodówce". Zrealizowana z prawdziwą pasją. Jako skrzyżowanie ponurej "Drogi" oraz porażającego i poetyckiego "Idź i patrz" z czarną komedią, rodzinnym dramatem i wyjątkowo krwawym "Predatorem"!
-
7.523 czerwca
- Skomentuj
-
Jak sam Lynch przyznał w jednym z wywiadów: "Prosta historia" to mój najbardziej eksperymentalny film w moim karierze. Początkowo może to brzmieć dziwnie, ale po seansie ma to sens. Jest to piękny wizualnie, bardziej stonowany, bardzo ciepły film, a jednocześnie najbardziej zdyscyplinowane dzieło w dorobku twórcy "Twin Peaks".
-
Dla widza ten gorzki smak zwycięstwa daje pretekst, by zainteresować się kolejnymi częściami głośnego hitu - utrzymanymi w duchu recenzowanego teraz filmu. I ja, skończywszy seans, byłem naprawdę zaintrygowany, całościowo jednak Rogue Nation - mimo takiego samego metrażu co Ghost Protocol - wydawał mi się rozciągnięty i przesadnie wydłużony, o czym świadczyło częste spoglądanie na zegarek.
-
Gdzie plasuje się Elio na tle innych filmów spod znaku Pixara? Szczerze mówiąc, to produkcja z niższej półki. Sprawnie wykonana, z dopracowaną animacją i wyraźną ambicją, ale bez elementu, który naprawdę by zachwycił. Brakuje mu świeżości, która zwykle była znakiem rozpoznawczym studia.
-
F1: Film nie niesie ze sobą nostalgii, jaką miał Top Gun: Maverick, ale to wcale mu nie szkodzi. Tworzy własną legendę i robi to znakomicie. Kosinski udowadnia, że jest reżyserem, który z każdym kolejnym projektem przesuwa granice i wyznacza nowe kierunki. Pokazuje, że nie jesteśmy skazani na stare metody kręcenia filmów. Możemy je wymyślać na nowo. I za to jestem mu naprawdę wdzięczny. To jeden z tych twórców, którzy przywracają magię kinu.
-
819 czerwca
- 2
- Skomentuj
-
Elio to dobry film, który urzeka nie tylko stroną wizualną, ale także poruszającym i przemyślanym sposobem opowiadania historii. Niesie też ze sobą ważne przesłanie. Jednak z niezrozumiałych dla mnie powodów szybko wyparowuje z głowy. Nie ma żadnej kotwicy, która zatrzymałyby go w naszej pamięci na dłużej. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że za rok już mało kto będzie o nim pamiętał.
-
719 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
Strefa gangsterów to świetnie napisany, zagrany i poprowadzony przez sprawnych reżyserów serial gangsterski. Pokazuje, że w tym gatunku jest jeszcze miejsce na coś innego i intrygującego. Jeśli miałbym postawić jakąś inną produkcję obok tej, to byłyby to Gangi Londynu Garetha Evansa. Oba tytuły opowiadają o tym samym, ale w zupełnie inny sposób. Mam nadzieję, że twórcy serialu z Hardym mają więcej pomysłów na kontynuowanie historii i nie zakończy się ona na pierwszym sezonie.
-
Jestem przekonany, że produkcja DreamWorks zadowoli wielu fanów i zdobędzie też nowych widzów, bo to dobrze nakręcony film dla całej rodziny. Ma ciekawych bohaterów, sporo humoru, świetnie rozbudowany świat i - co najważniejsze - smoki, które oczarowują swoim wyglądem. Ta fantastyczna historia wciąga i sprawia, że możemy się poczuć jej częścią. Gdyby wszystkie wersje aktorskie prezentowały taki poziom, nikt by nie marudził.
-
819 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
Ana de Armas doskonale pasuje do tego świata. Została świetnie przygotowana fizycznie do roli Eve, dzięki czemu potrafi samodzielnie realizować skomplikowane choreografie walk bez potrzeby uciekania się do nadmiernego montażu i chaosu. Już w Nie czas umierać aktorka udowodniła, że odnajduje się w kinie akcji, wystarczy jej dać odpowiedni projekt, by mogła zabłysnąć.
-
719 czerwca
- 1
- Skomentuj
-
Jest momentami nierówny, a niektóre sceny są niepotrzebnie przeciągnięte. W drugiej połowie produkcji reżyser zaczyna wprowadzać nieco slapstickowy humor, który może bawić, ale odbiera filmowi część powagi i siły wyrazu jako czarnej komedii. To wszystko sprawia, że debiut reżyserski Jessego Armstronga jest udany, ale jednak wyraźnie odbiega poziomem od tego, czego moglibyśmy się spodziewać po twórcy Sukcesji. Widać, że scenarzysta - pozbawiony swojego kreatywnego zespołu - jest trochę zagubiony.