-
To dzieło przede wszystkim refleksyjne, co twórca podkreśla zresztą na każdym kroku - od scenariusza począwszy, na montażu kończąc. Jeśli lubicie intelektualne wyzwania i nie boicie się zmierzyć z przeżyciami głównego bohatera, to zdecydowanie warto dać filmowi szansę.
-
Subbotko to niesamowicie odważny reżyser - serwuje nam importowaną bezklasową samokrytykę oraz wywołuje psychoanalityczną, świadomą refleksję nad rolą i statusem polskiej inteligencji. Pytanie brzmi, czy ta grupa jest gotowa na artystyczny głos krytyki?
-
To z pewnością nie jest film dla każdego. Nie spodoba się także części publiczności kina artystycznego. Widzowie, którzy podejmą wysiłek odczytania jego znaczeń, nie obawiając się po drodze klęsk i raf niezrozumienia, otrzymają jednak bardzo wartościowe filmowe przeżycie.
-
Znajdą się pewnie tacy, którzy połapią się w układance Subottki i bez pudła rozszyfrują jego myśli. Reszcie pozostaje jednak zachwyt nad grą aktorską i wysmakowanym klimatem.
-
Ostatecznie "Dziura w głowie" okazuje się więc ambitną porażką. Wolę jednak takie niepowodzenia - próby znalezienia swojego własnego filmowego języka, niż kręcone rok w rok, pozbawione jakichkolwiek ambicji, produkcyjniaki zasłużonych już twórców.
-
Szkoda, że Subbotko nie był w stanie ciekawiej opowiedzieć o problemach z tożsamością człowieka ogarniętego egzystencjalnym kryzysem.
-
Cicha i powolna produkcja, będąca mozaiką miejsc i emocji. Nie zrażaj się ilością łapek, które przyznałam, bo Twoja reakcja na prezentowane przez Subbotko kino autorskie może być zupełnie odmienna od mojej. Oryginalna narracja i specyficzne - jakby imitujące zdjęcia dokumentalne - prowadzenie kamery mogą irytować lub zbudować atmosferę sprzyjającą kontemplacji tego, co chciał przekazać twórca.
-
Nie będę owijać w bawełnę, ten seans był katorgą. Subbotko wybrał doskonały tytuł dla swojego debiutu, bo z każdym kolejnym kwadransem coraz bardziej chciałem wydrapać sobie dziurę w głowie i uwolnić się od mąk oglądania tej topornej, siłowo udziwnionej wizji, która prawdopodobnie miała być sztuką dla sztuki.
-
1.820 września 2018
-
-
Nie jest zwykłym kinowym seansem - to coś w rodzaju doświadczenia, niewypowiedzianego doznania audiowizualnego, które wprawia w stan wyrafinowanej kontemplacji. Niepokój w duszy, chaos w głowie - spokój w oczach.
-
Warto dostrzec walory czegoś, co nawet jeśli rzadko w pełni galopuje, to spada z całkiem wysokiego konia.
-
Pomysł, żeby Adama zagrał niemal nieschodzący z ekranu Bartek Topa, okazał się strzałem w dziesiątkę. Ten aktor potrafi wszystko.