-
112recenzji
-
112ocen
-
59pozytywnych
-
53negatywne
-
5.7średnia
-
53%pozytywnych
-
1.2odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Wybija się ponad przeciętność jedynie dzięki postaci Rogersa. Nie wiem, czy po seansie osoby wcześniej nieznające prezentera uwierzą w uwielbienie, jakim darzyła go publiczność w Stanach Zjednoczonych. Sceptykom polecam dokument "W odwiedzinach u pana Rogersa" lub fragmenty jego programu. Po nich łatwo zrozumieć, dlaczego swego czasu każdy Amerykanin chciał, by Rogers był jego sąsiadem.
-
Miało być ekscytująco i z pieprzykiem, wyszło jak zawsze: zachowawczo, nieśmiesznie, nudno, bez puenty. "Swingersi" Andrejsa Ēķisa idealnie wpisują się w model polskich komedii romantycznych.
-
Nie wiem, dlaczego twórcy zdecydowali się na wątek z 2004 roku. Gdyby zrezygnowali z niego, ograniczyli się do młodości swojego bohatera i posiedzieli trochę nad narracją - wtedy moglibyśmy otrzymać pierwsze duże kinowe zaskoczenie 2020 roku. Niestety, ostatecznie do kin trafił produkt z potencjałem zmarnowanym przez pospieszną realizację i nietrafione decyzje artystyczne.
-
Został w ogromnej większości zrealizowany wedle schematu sprawdzonego przez reżysera "Kobiet mafii" i "Botoksu". Ta informacja powinna powiedzieć wszystko zwolennikom i antyfanom twórcy "Pitbulla".
-
Skłamałbym, gdybym stwierdził, że ten film mnie nie ujął.
Najwyżej ocenione
-
Wart wszystkich nagród świata i jeśli oglądacie w roku tylko jeden film, w 2019 powinien być to właśnie ten - nie wierzę, że w ciągu najbliższych miesięcy na ekrany polskich kin trafi bardziej spełnione dzieło.
-
Jeden z najlepszych filmów, jakie będą gościć na ekranach kin w 2017 roku. Chociaż trzygodzinny czas projekcji może niektórych odstraszyć, warto dać mu szansę. Myślę, że nikt się nie zawiedzie.
-
Animowany Pająk to uczta dla oczu i hołd dla mitologii Spider-Mana. Dzieło intrygujące swoją warstwą wizualną i chwytające za serce przynajmniej 10 razy w trakcie całego seansu.
-
Wyszedłem z kina zachwycony.
-
Jedna z najlepszych amerykańskich produkcji 2016 roku.
Najniżej ocenione
-
Na ekranie pojawia się fragment "Cichej nocy" Piotra Domalewskiego, odkrycia z 2017 roku, którego Bromski był producentem. Tę samą funkcję pełnił w niezwykle udanym debiucie Bartosza Kruhlika "Supernova", który niedawno wszedł na ekrany polskich kin. Mam nadzieję, że w przyszłości ograniczy się on wyłącznie do roli producenta, bo "Solid Gold" jest jego kolejnym skrajnie nieudanym dziełem - tworem filmopodobnym, pozbawionym sensu, intrygi oraz zadowalającej realizacji.
-
Wydaje się rzeczą zrealizowaną przez przybyszów z obcej planety, którzy nagle zapragnęli nakręcić dramę z ziemskimi dwudziestolatkami, ale w ogóle nie mieli pojęcia, jak zachowują się takowi.
-
Wszystko to smuci tym bardziej, że pierwsze minuty filmu są naprawdę dobre i zapowiadają ciekawe kino społeczne o rywalizacji między grupami pochodzącymi z dwóch światów oraz weryfikacji swych poglądów. Szkoda, że twórcy poczuli potrzebę pokierowania "Czuwaj" w stronę sensacji, w rezultacie tworząc absurdalną ciekawostkę.
-
Tam, gdzie potrzeba delikatności, twórcy wybierają dosadność, zmysłowość zastępują scenami szybkiego seksu w toalecie a postaci - chodzącymi stereotypami. Ostatecznie "Nina" okazuje się seansem irytującym i męczącym oraz powielającym negatywne stereotypy.
-
Nie sprawdza się jako opowieść o rozwikłaniu zagadki zbrodni. Wszelkie zwroty akcji wynikają jedynie z widzimisię scenarzysty. Nigdy nie doprowadza do nich działanie postaci. W rezultacie powstała opowieść bez najmniejszego sensu, niemająca szans na wciągniecie widza w świat przedstawiony.
Odrębnie ocenione
-
Jest filmem trudnym do polecenia. Mimo kilku nawiązań nie otrzymujemy europejskiej wersji "Thelmy i Louise", a komedia zapowiadana przez niefortunny polski tytuł ogranicza się najwyżej do kilku uśmiechów. Przejmującego dramatu także nie uświadczymy - przez grę Bruni Tedeschi i artystyczne decyzje reżysera.
-
Tam, gdzie potrzeba delikatności, twórcy wybierają dosadność, zmysłowość zastępują scenami szybkiego seksu w toalecie a postaci - chodzącymi stereotypami. Ostatecznie "Nina" okazuje się seansem irytującym i męczącym oraz powielającym negatywne stereotypy.
-
Całość dopełnia okazjonalną narracyjną przewrotką lub przekroczeniem granicy dobrego smaku. Powstały w ten sposób kolaż trudno zaliczyć nawet do guilty pleasure - szczególnie po rewelacjach finału, w trakcie którego otwarta dłoń niebezpiecznie często uderza w czoło w geście niedowierzania.
-
Chociaż miejscami intryguje, przez większość czasu powiela jedynie sprawdzone pomysły.
-
Trudno oczekiwać od komedii romantycznej - tym bardziej tej, której akcja ma miejsce w Wigilię - skomplikowanych portretów psychologicznych i stuprocentowej wiarygodności. Należy się jednak spodziewać dobrego humoru, kilku wzruszeń i serca - a tego tutaj zabrakło.