-
Pokazuje w ciepły i nie do końca dramatyczny sposób dynamikę sąsiedzkiego współżycia i konieczność wzajemnego pomagania.
-
Mimo wyniosłości, od postaci poczciwego Ove bije dużo ciepła. I doświadczy tego każdy z widzów. Nawet jeśli zakończenie filmu wyda się Wam mocno banalne.
-
To ten film przy którym serce rośnie, że człowiek może się jednak zmienić na lepsze. Jednak już warstwa merytoryczna, sama fabuła, ma już bardziej usypiający charakter niż dzieło Clinta Eastwooda sprzed dekady.
-
Skandynawska estetyka ujmuje chłodną poetyką kadrów, ale i ciepłym humorem, który świetnie pokazuje dystans mieszkańców miasteczka do samych siebie. Najśmieszniejsze sceny to te, w których ktoś lub coś po raz kolejny przerywa staruszkowi próbę samobójczą. I wcale nie jestem w tym odbiorze odosobniona.
-
Klasyczny komediodramat z całym dobrodziejstwem gatunku. Do śmiechu, do płaczu, do wartościowego seansu.
-
Świetna i mądra zabawa, która uczy, że przezwyciężyć kłopoty można jedynie gdy ma się kogoś obok, a alienacja nie służy nikomu. Obraz Holma to także subtelny pean na cześć akceptacji i zrozumienia odmienności, o którą tak ciężko w dzisiejszym świecie.
-
Bazuje na prostej, wielokrotnie już przedstawianej przez filmowców fabule, lecz to właśnie w tej zwyczajnej i autentycznej historii tkwi jego siła.
-
Słodko-gorzka produkcja z pełnokrwistymi postaciami. Bardzo dobre zdjęcia, przyjemny ale i po trosze moralizujący scenariusz, wzorowe aktorstwo.
-
Jeżeli macie w tym roku zobaczyć jeden film w kinie studyjnym, to niech to będzie Mężczyzna imieniem Ove. Ten wzruszający i dowcipny portret człowieka złamanego, którego posklejać może tylko towarzystwo i bliskość innych to prawdopodobnie najbardziej budujący obraz, jaki widziałem od dawna.
-
Obraz ani przez chwilę nie wywołuje przesytu, nie męczy zbyt skomplikowanym poprowadzeniem akcji - wszystko jest jak w "Forreście Gumpie", do którego film Holma był porównywany. Bo na różne sposoby pokazuje w jaki sposób nieprzystosowany do życia człowiek może radzić z dynamicznym światem.
-
Sposób w jaki reżyser Hannes Holm prowadzi historię jest niezwykle sprawny: retrospekcje w odpowiednich miejscach, znakomite dialogi, ciekawe postacie, doskonałe aktorstwo.
-
Niepodważalne prawdy zostały w tym przypadku uchwycone w tak przekonujący, poruszający, a przy tym niezwykle zabawny sposób, że obok dzieła Hannesa Holma zwyczajnie nie da się przejść obojętnie.
-
Tragikomedia Hannesa Holma to udany przedstawiciel wyjątkowo popularnego ostatnio nurtu kina wieku dojrzałego, opowiadającego historie osób starszych, ale bez sentymentalizmu i zbytniej ckliwości, z humorem i czułością.
-
Choć zżymałem się na uproszczenia, to jednak niemało było miejsc, w których poczułem szczere wzruszenie - nawet w skrajnie już przesłodzonej finałowej scenie "Ovego". Z drugiej strony też wykorzystywanie prób samobójczych jako elementów komediowych to świetny i dobrze poprowadzony pomysł.
-
Typowy przedstawiciel skandynawskich komedii, film pełen czarnego humoru, dobrze zagrany, dający do myślenia i nie wylatujący z głowy widza zaraz po seansie. Ma też zaskakujące zakończenie.
-
Dobry, mądry, wzruszający, słodko-gorzki, życiowy film. Spodoba się zapewne każdemu, bez względu na wiek.
-
Ten film naprawdę warto zobaczyć. Jasne, staruszek Ove nie ma wielkich szans w frekwencyjnym starciu ze Spidermanem, Valerianem albo Baby Driverem, ale jeśli zdecydujecie się kupić bilet, z pewnością nie będziecie żałować.
-
Wydaje się skazany na sukces. Film Hannesa Holma jest jednocześnie przystępny dla masowego widza i wyrafinowany na tyle, by nie zrazić do siebie krytyków.
-
Uczy i bawi. Hannes Holm w przystępny sposób przedstawia swoją historię, która po zakończeniu pozostawia odbiorcę z wieloma kwestiami do przemyślenia.
-
Cukierkowość stanowi największy problem filmu. Przydałoby się trochę więcej ostrości, niepoprawnego humoru. Żarty są miękkie, rzeczywistość łagodna. Obraz wchodzi raczej w amerykańską niż skandynawską konwencję zgrabnej opowiastki z morałem. Jak na europejskie kino, bardzo często pojawia się muzyka, która wzmacnia lekkość, ale i bardziej komercyjny sznyt produkcji.
-
Typowy, solidny produkt ze Skandynawii, będący mieszanką mocnego i poruszającego dramatu z gorzkim, ironicznym humorem. Co z tego, że tyle filmów było multum, skoro i ten potrafił sprawić wiele przyjemności.
-
Ciekawy dramat, epicki rozmach i ogromna skala emocji.
-
Nieprzekombinowane, angażujące od pierwszej do ostatniej minuty, na polepszenie nastroju.
-
To film ciekawie pokazujący popularną w społeczeństwie postawę życiową, która utrudnia życie ludziom wokół, a najbardziej człowiekowi reprezentującemu ją. Na marginesie wprowadzane są treści zgodne z politycznym mainstreamem, obecne w większości europejskich produkcji.
-
Na szczęście wszystkie wady są dość skutecznie przykryte przez charyzmatyczne postacie na pierwszym planie i świetną relację Ove'a i Parvaneh. Sam Holm w końcu równie świetnie użył wszystkich swoich składników w tej filmowej zupie. Może nie do końca doprawił danie, ale sprawił że jest naprawdę smaczne.
-
Lepiej późno niż wcale i cieszy fakt, że w końcu znalazł się dystrybutor, który wprowadził film do polskich kin - film będący "niezwykle zwykłą" historią, momentami wzruszającą, momentami dającą powody do szerokiego uśmiechu. Jestem pewna, że widzom o pewnej wrażliwości na pewno przypadnie do gustu.
-
Tytułowy bohater dzieła Holma ma w zwyczaju pouczać wszystkich, jak mają się zachowywać i jak żyć. Szkoda, że nie stanął nad reżyserem. Może podyktowałby mu, jak konsekwentnie sklecić film.
-
To nie kino wywrotowe i trochę rock and rollowe. Przede wszystkim jednak z doskonale rytmicznym humorem, wpisuje się w nurt kina krzepiącego i nienaiwnymi tekstami z kołczingu, a wybiera styl - rozbawię się nawet w kostnicy. I to się udaje.
-
Szwedzkiemu reżyserowi Hannesowi Holmowi udał się nie lada wyczyn. Bo choć w jego filmie Mężczyzna imieniem Ove narrację budują kolejne próby samobójcze głównego bohatera, po seansie na naszych twarzach rysuje się szczery uśmiech.
-
Holm błyskotliwie żeni ze sobą gatunki komedii i dramatu, nie zapominając jednocześnie o stronie wizualnej filmu i kreacjach aktorskich. Co tu dużo pisać, wszystko w Mężczyźnie imieniem Ove, jak na wzorcowe kino "ku pokrzepieniu serc" przystało, zostało zmanipulowane i wyreżyserowane w taki sposób, by porwać widownie, jednocześnie rozbawić, oburzyć i wycisnąć łzę.
-
Jest po prostu wzruszający.