
-
128recenzji
-
128ocen
-
92pozytywne
-
36negatywnych
-
6.8średnia
-
72%pozytywnych
-
1.2odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Sprawnie zrealizowany, choć powściągliwy formalnie thriller, lawirujący między prawdą a kłamstwem, licznymi retrospekcjami a tym co tu i teraz, świetnie rozegrany aktorsko, naszpikowany aluzjami i licznymi dygresjami, wygrywający nie czynem, a słowem - podany na chłodno smakuje świetnie, trzyma widza w ciągłej niepewności względem wszystkiego, co serwuje mu świat przedstawiony.
-
Rodriguezowi udało się stworzyć film satysfakcjonujący, choć chłodny, utrzymany w klimacie "neo-noir", celujący w powiększenie pewnego wycinka z okresu post-francowskiego, bez historycznego rewizjonizmu, świadków i teczek, za to z całym bagażem narodowych traum przepracowanych poprzez zbrodnie i seksualne perwersje, z utrzymaniem niepisanego "paktu milczenia".
-
Problem z odbiorem "W samym sercu morza" leży przede wszystkim w tym, że film nie jest ani straszny, ani przesadnie krzepiący, za to obsesyjnie epatuje powierzchownością, przez co traci na tym postać, która zaczyna oddalać się od widza, zarysowana nazbyt słabo w końcu ginie gdzieś tam, hen!, za linią horyzontu.
-
Wizualny klejnot, ekspozycyjna perła w koronie, barokowy przepych środków wizualnych, który rozkłada na łopatki treść i fabularną ekwilibrystykę - co akurat w tym filmie nie można traktować jako zarzut. Do tego fenomenalna, złowieszcza muzyka Jeda Kurzela, oddająca grozę nieuniknionego, powolnego, acz skutecznego osuwania się w mrok głównego bohatera.
-
Precyzja, finezja i dbałość o każdy fabularny gest i detal. Sorkina nie interesuje tworzenie kolejnego sztampowego biopicu w imię kolejnego sztampowego biopicu, w zamian dostajemy coś o wiele bardziej intrygującego i pojemnego, cut-scenki z życia Jobsa w oczach innych osób, zasłyszane gdzieś historie, dziennikarską publicystykę, jak również - co najistotniejsze - pseudologiczną identyfikację i fantazmatyczną autoprojekcję wyobrażeń o sobie samym.
Najwyżej ocenione
-
Doborowe aktorstwo, zapierające dech w piersiach zdjęcia i wbijająca w fotel akcja.
-
Film, który wychodzi z ekranu, łapie i wciąga widza do środka, jest rozkosznie zabawny i na dodatek inteligentnie poprowadzony - wnikliwy, zamaszysty, ale nie rozwlekły. Maren Ade szafuje emocjami, wzbudzając naprzemiennie śmiech, wzruszenie i dyskomfort, jednocześnie uderza w nostalgiczne tony, które co rusz przeobrażają się w autorefleksję na temat naszych własnych - minionych i obecnych - dysfunkcjonalizmów rodzinnych. Mistrzostwo.
-
Andres Muschietti w sobie wiadomy sposób żeni ze sobą groteskę i czarny humor, horror i opowiastkę inicjacyjną o przyspieszonym dojrzewaniu. To to bezpretensjonalne kino gatunkowe utrzymane w komediowo-dramatycznej konwencji, podane z czuciem i szacunkiem dla prozy Kinga.
-
Nie bombarduje widza sprzecznościami, a umiejętnie używa ich jako narzędzi do opowiedzenia chwytającej za gardło historii.
-
W pełni satysfakcjonujące i nowatorskie w wymowie innuendo.
Najniżej ocenione
-
Zupełne nieporozumienie i zarazem bolesny przykład głupoty i kreatywnego bagna, w jakim tkwi większość decydentów i twórców Hollywood, którym nie zależy na tym, aby coś pokazać, ale by sprzedać.
-
W filmie Levasseura nie dzieje się nic, to piramida komunałów budowana na zgranych do żywego kliszach gatunkowych. W poczynaniach bohaterów, brak racjonalnego myślenia i logiki poczynań. Nie wiadomo czy obserwujemy zmagania grupy egiptologów-intelektualistów czy rozhisteryzowanej bandy nastolatków żywcem wyjętej z serii "Piątek trzynastego". Nuda, nuda i jeszcze raz głupota.
-
Przeładowany i zdecydowanie spóźniony, bazujący na nużącym FX i wtórnym CGI, osobliwych zbiegach okoliczności, płaskich postaciach i wątpliwych motywacjach.
-
Sztandarowy przykład kina, w którym myśl niesie bardziej niż realizacja. Brak koncepcji, żenujące aktorstwo, zerojedynkowi bohaterowie i pusty finał, a do tego suspens, gdyby tak pozbawić go uciekania się do rzadkich, ale jednak, wybiegów typu "jump scare", dawałby pretekst do ucięcia sobie serii krótkich drzemek. Ogółem bieda, bieda i jeszcze raz rozczarowanie.
-
Bogactwo wyjściowe, twórcze i obsadowe, oraz zmarnowany potencjał.
Odrębnie ocenione
-
Wingard bawi się konwencją, przełamuje tradycyjne schematy, miesza podgatunki, jakie na przestrzeni lat zdążył wykształcić horror.
-
Przeładowany i zdecydowanie spóźniony, bazujący na nużącym FX i wtórnym CGI, osobliwych zbiegach okoliczności, płaskich postaciach i wątpliwych motywacjach.
-
Wim Wenders zaprasza widza do rzeczywistości, w których nic nie jest oczywiste i jasne na pierwszy rzut oka. Piękne dni to nie film - to materiały do scenariusza. Ale jakiej próby...
-
Niezwykle dojrzały i frapujący film, obok którego nie sposób przejść obojętnym. Rewelacja.
-
Dobra obsada i ciekawie podane momentami sekwencje pościgów giną po natłokiem bzdurnego scenariusza i kiepskiej reżyserii, nie mówiąc już o stereotypach i całego natłoku uprzedzeń zawartych w filmie.