Statek wielorybniczy zostaje zaatakowany przez kaszalota, co powoduje, że załoga pozostaje na morzu 90 dni, tysiące mil od domu.
- Aktorzy: Chris Hemsworth, Benjamin Walker, Cillian Murphy, Brendan Gleeson, Ben Whishaw i 15 więcej
- Reżyser: Ron Howard
- Scenarzysta: Charles Leavitt
- Premiera kinowa: 4 grudnia 2015
- Premiera światowa: 2 grudnia 2015
- Dodany: 28 grudnia 2017
-
Obiecywał wielki dramat na morzu z udziałem największego z wielorybów, którego imię zna każde dziecko, Mobym Dickiem. Niestety, Moby'ego Dicka jest jak na lekarstwo, a więcej uwagi poświęcono przetrwaniu.
-
Na "W samym sercu morza" ciężko się nudzić, ale film wydaje się zbyt nachalny w swojej przygodowej otoczce, w dodatku pod koniec zwalnia, oferując dramat w najczystszej postaci. Takie żonglowanie gatunkami nie wyszło mu na dobre, tym bardziej, że zakończenie zaczyna męczyć nadmierną pompatycznością, która niestety tak często charakteryzuje filmy Howarda.
-
Typowe kino przygodowe, nastawione na efekt "wow! "i trzeba przyznać, że się to przeważnie udaje.
-
Odbiór najnowszego obrazu Rona Howarda w dużej mierze zależy od podejścia widza. Przyjąwszy opisany przeze mnie punkt widzenia, W samym sercu morza to poruszająca i inspirująca historia o walce z żywiołem i niezłomności ludzkiej woli. Jeśli jednak nie przemawia do Was takie podejście, to prawdopodobnie odbierzecie film jako pozbawioną głębi, urokliwą opowiastkę.
-
Wiele można Howardowi zarzucić, ale z pewnością nie braku umiejętności tworzenia przygodowego kina. Bo właśnie jako takie "W samym sercu morza" sprawdza się najlepiej.
-
Ot, takie to przyzwoite kino przygodowo-survivalowe, które widzieliśmy już setki razy i którego niegdyś powstawało całe morze. Złożone z gotowych schematów i powtórzeń, a jednocześnie nie posiadające jednego ważniejszego i przekonywującego momentu godnego zapamiętania.
-
Problem z odbiorem "W samym sercu morza" leży przede wszystkim w tym, że film nie jest ani straszny, ani przesadnie krzepiący, za to obsesyjnie epatuje powierzchownością, przez co traci na tym postać, która zaczyna oddalać się od widza, zarysowana nazbyt słabo w końcu ginie gdzieś tam, hen!, za linią horyzontu.
-
Choć "W samym sercu morza" składa się w gruncie rzeczy z powtarzanych od lat klisz kina przygodowego i katastroficznego, wciąż jest pierwszorzędnie zrealizowanym, wciągającym spektaklem, z nieodłączną chyba w tego rodzaju filmie dawką patosu, lecz także z umiejętnie dawkowanym napięciem i ostrzeżeniem - powtarzanym w kinie katastroficznym niczym refren - że poniewierana natura znajdzie sposób, żeby zemścić się na człowieku.
-
Niestety praca z niebieskim ekranem na planie W samym sercu morza jest boleśnie odczuwalna, efekty wizualne nadają filmowi nieco sztuczności, co przekłada się na odbiór całości. Na obronę napiszę tylko, że ma też to swój bardzo ciekawy styl i jeśli tylko przyzwyczaimy się do takiej wizualnej jakości, to bez większego problemu wejdziemy w świat fascynującej przygody. Warto zmierzyć się z tą legendą.
-
"W samym sercu morza" mogło być jednym z najciekawszych filmów dziejących się na morzach i oceanach, ale tak naprawdę jest zmarnowanym potencjałem, broniącym się tylko pod względem rozmachu oraz inscenizacji związanych z atakami kaszalota. To za mało, by mówić o dobrym filmie, a Howarda zwyczajnie stać na więcej.
-
Na seansie "W samym sercu morza" ma się ochotę krzyknąć: Dość! Gdzie jest ląd?! Tylko miękki fotel w sali kinowej oddziela od szalejącego żywiołu. Zapewne to za sprawą wyjątkowo wymownych efektów specjalnych albo może mojej fobii przed otwartą wodą, rezultat jest jeden: seans pełen emocji.
-
Kino przeciętne - chwilami widowiskowe i przygodowe, ale dające wyraźnie do zrozumienia, że oglądamy efekty pracy na komputerze, momentami nudne, płytkie i pozbawione emocji.