-
Jest przeżyciem transformującym, wychodząc z kina, czułam się, jakbym faktycznie brała udział w święcie przejścia. Co ja mówię "jakbym faktycznie", ja faktycznie wzięłam udział w filmowym dziele wywołującym takie przesunięcie w optyce na tajemnice bytu, że już inaczej patrzeć nie mogę. Jestem odmieniona.
-
Jedno z najbardziej hipnotyzujących doświadczeń kinowych od czasu "Wkraczając w pustkę", które jeszcze bardziej umacnia pozycję Ariego Astera jako jednego z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia. To dzieło jednocześnie przepiękne i przerażające, które wywołuje prawdziwe transcendentne doświadczenie!
-
Kolejna cegiełka w błyskotliwej karierze Ariego Astera. Reżyser stanął na wysokości zadania i dostarczył nam horror ostateczny, podobny, ale także inny od jego debiutu.
-
Uderza w zupełnie inną wrażliwość niż zeszłoroczne Dziedzictwo. Jest to obraz mniej kompleksowy i intensywny, choć równie oryginalny, zgrabnie wpisujący metaforę toksycznej relacji w poetykę pogańskiego horroru. Ari Aster znów irytuje, zwodzi, niepokoi, śmieszy, ale też zachwyca.
-
Nakręcić tak film, film pełen dziwacznych obrządków i tradycji, i zrobić to tak bezpretensjonalnie i szczerze, to jednak jest sztuka.
-
8.525 lipca 2019
-
-
Mimo pewnych niezaprzeczalnych wad, "Midsommar. W biały dzień" to kino ze wszech miar oryginalne, wizjonerskie, poszerzające granice kinematograficznej wyobraźni, przywracające wiarę w to, że kino wciąż potrafi zaskakiwać i oferować nieznane do tej pory przeżycia.
-
Sądziłem jednak, że Ari Aster, który tak tak dobrze w "Hereditary" łączył psychologiczny obłęd z horrorem, znajdzie jakąś ciekawą drogę dla tych wątków. Niestety woli kończyć artystycznie rozbuchanym slasherem, z tematem psychologicznym ograniczonym do minimum, za to z podwójną mocą kultystycznego szaleństwa.
-
Szkoda, że "Midsommar" okazuje się być jedynie wydmuszką, ewentualnie polem do popisu dla antropologów kultury i psychologów, dla których zachowanie Dani będzie ciekawsze niż dziwaczne rysunki, którymi mieszkańcy ozdobili wnętrza swych domów.
-
Filmowe przeżycie, w którym wielość i różnorodność bodźców prowadzi do najważniejszego - oczyszczenia.
-
Wyśmienicie realizuje przyjęte założenie totalnego zwodzenia widza na manowce.
-
Bardzo cieszy również, że Aster przy tworzeniu scenariusza nie opierał się tylko i wyłącznie na zaletach własnej wyobraźni - widać tu dużo fascynacji folklorem i czerpania z obcych kultur, co sprawia, że niektóre obrazy, poprzez czynnik realistyczny, są jeszcze bardziej przerażające. Po dwóch seansach ciężko wskazać mi choć jedną, znaczną wadę Midsommar.
-
Jest filmem hipnotyzującym, eleganckim, imponującym warsztatowo. Zrealizowany z rozmachem, zachwyca przede wszystkim scenografią - zbudowaną na podwalinach minimalizmu, ale też oniryczną w swej konstrukcji. Dominują w szwedzkiej wiosce rygorystycznie geometryczne kształty i drewniana zabudowa, ale wizualnie nie ma tu miejsca na nijakość. Aster - ponownie we współpracy z Pawłem Pogorzelskim - wykazuje kubrickowską precyzję w prowadzeniu kamery.
-
W ostatecznym rozrachunku nowy film Astera prezentuje go jako oryginalnego twórcę o rozpoznawalnym stylu, który już znalazł swoją widownię. I nawet jeśli efekt zaskoczenia obecny podczas seansu Hereditary tu nie był już tak silny, to fani odważnego kina będą zadowoleni. Pod warunkiem, że "zadowolony" oznacza też zmieszany, przytłoczony, obrzydzony.
-
Jest więc ładnym wizualnie, niestrasznym horrorem, na którym fani typowego kina grozy się wynudzą, a przeciętni kinomani zniesmaczą dosłownością pewnych przedstawień. Twórca próbuje iść pod prąd gatunku, ale niestety niejednokrotnie okazało się, że nie ma sensu zmieniać na siłę dobrze działających sposobów wywoływania grozy.
-
6.54 lipca 2019
-
-
Drugi film Ariego Astera, Midsommar. W biały dzień, potwierdza, że to bardzo ciekawy twórca, dość specyficznych, horrorów. Nikt raczej nie wyjdzie z kina obojętny.
-
Sprowadza się do zestawu efekciarskich popisów i schematycznej opowiastki o opresyjnej wspólnocie budzącej przerażenie w amerykańskich milenialsach.
-
Specyficzne, autorskie kino. Mimo 140 minut nie dłuży się, zaś swoją zwizualizowaną wizyjnością cieszy oko. I nie jest szczególnie skomplikowany, za to nie można mu odmówić hipnotyzującego uroku.
-
Nieposkromiona empiria nieustannej niepewności, ale niewynikającej z prostego strachu produkowanego przez horrory. Jednak ta niepewność nie irytuje, a podnieca, podrywa skutecznie naszą koncentracje pejzażami i detalami.
-
Choć "W biały dzień" nie ma paskudnej intensywności "Hereditary", wciąż jest to kino cokolwiek totalne i totalnie wciągające.
-
Wyobraźnia amerykańskiego reżysera jest bogata i nie uznająca estetycznych granic. Ari Aster wciela się w rolę okrutnego demiurga i poddaje widza emocjonalnemu atakowi, nie ma on prawa czuć się dobrze w kinie, powinien żywić swoje instynkty i zmysły przedziwną papką rustykalności, ponowoczesnej magii i szokującej makabry.
-
Mimo że historia jest prosta i widz od początku wie, że w prezentowanym mu, sielankowym obrazie kryje się jakaś tajemnica, film od początku do końca magnetyzuje, niepokoi, a także bawi. Dodatkowe pół godziny wcale nie obniża napięcia, ani nie sprawia, że seans się dłuży, pozwala natomiast jeszcze głębiej zanurzyć się w przedstawionym świecie.
-
Ja się na Midsommar bawiłam doskonale. Ale ja lubię odrobinę psychodeli i absurdu, no i lubię gore.
-
Nie stanowi już tak mocnego uderzenia jak zeszłoroczne "Hereditary", ale to nadal film, który wybija się na tle innych obrazów grozy. Wydaje mi się, że jest odrobinę za długi, ale z drugiej strony to lekkie znużenie pasuje do sennego nastroju pełni lata, kiedy to czas przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Na pewno jest to produkcja, która spodoba się fanom pięknych ujęć i estetycznego wysmakowania podszytego egzystencjalnym niepokojem.
-
8.211 lipca 2019
-
-
Ari Aster swoje arcydzieło wciąż ma przed sobą. Widać jednak, że rozwija się i ma oryginalne, ambitne pomysły. Nie mam już jednak co do jego dzieł wielkich oczekiwań i pewnie nie będzie mi znowu tak śpieszno do kina, żeby zobaczyć, czy w końcu mu wyszło. Niemniej trzymam kciuki.
-
Midsommar nie tyle wypacza sens obchodów letniego przesilenia, ile jest przyczynkiem do wyznaczenia cech charakteryzujących twórcę filmu: rytuały, emocjonalność, więzi międzyludzkie w ujęciu genialnego operatora, z dobraną do głównego motywu i gatunku ścieżką dźwiękową będzie można uznać za znaki rozpoznawcze Astera i Pogorzelskiego - nowego duetu w branży, których nie można pominąć ani łatwo zapomnieć.
-
6.78 sierpnia 2019
-
-
Ari Aster po raz kolejny pokazał swój kunszt i dał się poznać jako reżyser o wysublimowanym poczuciu estetyki, tym sposobem dołącza do grona najlepiej rokujących twórców współczesnego horroru.
-
8.714 września 2019
-
-
To doświadczenie, filmowe przeżycie, nie mające nic wspólnego z poznawaniem kolejnych etapów scenariusza i śledzeniem wydarzeń. To jest doświadczenie na poziomie estetycznym, tak jak doświadczeniem jest chociażby słuchanie muzyki ludowej.
-
Nie ma tu jednak mowy o przestylizowaniu czy pretensjonalności, choć Midsommar to, rzecz jasna, kolejny art-horror: powolne, skrupulatnie zaplanowane, wystylizowane kino grozy, które nie straszy znienacka, a mozolnie wprowadza na wilgotny i rozmiękły grunt dyskomfortu i niepokoju, namacalny jeszcze długi czas po zakończeniu seansu.
-
W kilku co bardziej fantazyjnych scenach i motywach Ari Aster udowadnia, że jest w stanie intrygować. W przyszłości chciałbym się przekonać, że potrafi też zachwycać. Sztuka ta przy "Midsommar" mu jeszcze nie za bardzo wyszła, ale z najlepszymi życzeniami na przyszłość czekam aż mu się uda.
-
Można stwierdzić już w tym momencie, że ten film przejdzie do historii kina, bowiem nigdy wcześniej nie powstał horror tak idylliczny. Dziejący się w świetle dnia, przepięknej okolicy, wśród kwiatków i motyli. Ari Aster jest jednak tak konsekwentny w swoim zdeprawowaniu, że wiele ze scen w Midsommar wywoła szok, wybałuszone oczy i zakryte usta u nawet najbardziej wytrwałych konsumentów straszaków.
-
Wizualna uczta dla zmysłów, ten film pulsuje, nawołuje nas swoim własnym językiem, mierzi, intryguje, wciąga, bawi i przestrasza.
-
Rzadko w kinie zdarza się, by w pełnym świetle dnia budziły się cienie i upiory czy pojawiały stany lękowe. W kinie Ariego Astera - genialnym albo psychotycznym - możliwe jest absolutnie wszystko.
-
Fascynuje swoją atmosferą, a do tego zostawia widza z miejscem na przemyślenie wszystkiego co się zobaczyło. Tak się tworzy kompleksowe filmy.
-
Po dwóch filmach Ariego Astera utwierdzam się w przekonaniu, że fabularnie nie jest mi z reżyserem po drodze. Zamierzone absurdy, rozbuchane finały, a w przypadku Midsommar także płytcy bohaterowie, niezupełnie do mnie trafiają. Nie potrafię jednak odmówić reżyserowi kunsztu: umiejętności zabawy konwencją, genialnego korzystania z ikonografii, zdolności wywoływania niepokoju czy wręcz dyskomfortu w widzu, a wreszcie wybornego zmysłu estetycznego.
-
Ari Aster dość odważnie wkracza w świat artystycznego horroru, gdzie liczy się nie tyle przestraszenie widza, a raczej wprowadzenie go w nastrój wiecznego zaniepokojenia. Amerykański reżyser świetnie odnajduje się w tym gatunku kinowym, stąd warto wyczekiwać jego następnych dzieł.
-
Film, który trudno wyrzucić z głowy. Przerażające, ale też dziwnie podniecające oraz przede wszystkim intrygujące doświadczenie filmowe. Razem z bohaterami przekraczamy kolejne granice, chcemy brnąć dalej w tę opowieść, aby na koniec się zorientować, że w tym tańcu nie da się zatrzymać. Ari Aster ma wyczucie kina, przez co sprawnie i pięknie lawiruje między dreszczowcem a czarną komedią.
-
Okazuje się więc być godnym następcą Hereditary - powolniejszym i mniej strasznym, ale równie niepokojącym, z przekonującymi, rozbudowanymi postaciami oraz zachwycającą, bardzo błyskotliwą warstwą wizualną.
-
Ciekawy i na pewno nie dla każdego. Wielu ludzi odbije się od niego ze względu na długość połączoną ze ślimaczym tempem, w którym rozwija się akcja. Mnie jednak zafascynował koncepcją i jej realizacją oraz urzekł artystycznym kierunkiem oprawy.
-
Styl Ari Astera po dwóch filmach da się już rozpoznać, a jego samego przedstawić jako gatunkowego kuglarza na scenie horroru, który przegina w stronę hochsztaplerstwa wynikającego z przerostu formy nad treścią. Zawsze jednak wychodzi obronną ręką.