
-
100recenzji
-
99ocen
-
76pozytywnych
-
23negatywne
-
6.7średnia
-
77%pozytywnych
-
1.2odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Umówmy się, "nie żałowanie niczego" to luksus dla nielicznych. Jeśli macie uczucie, że nie trafiliście tam, gdzie powinniście, że nie żyjecie tym życiem, jakie byście chcieli, to nie wyobrażam sobie lepszej maści na wasze rany niż "Wszystko wszędzie naraz".
-
Odpuśćcie sobie "Króla internetu" reżyserki Gii Coppoli. To jest trochę taka sama produkcja, jak ci, których krytykuje - stwierdza, że ludzie są głupi i kupią każdy fałsz, przy czym sama im to sprzedaje.
-
"Wow, Spider-Man stanie się chyba stałym gościem na liście moich ulubionych filmów roku!" myślałem sobie podczas pierwszej godziny nowej produkcji. Niestety w drugiej połowie okazało się, że film w całości wisi na fanserwisie, a emocjonalnie polega tylko na tym, co zbudowane zostało przez przeszłe produkcje i nasze nostalgiczne relacje z nimi.
-
Marzy mi się wersja "Domu Gucci", która by nie próbowała być komedią. Bo niestety to, co jest tu dobre, jest osłabiane przez humor, który zamiast wyciągać absurdy kryjące się w tych bogaczach, podkreśla tylko, jak bardzo wszystko tutaj jest nieistotne. W ostatniej godzinie wydaje się, że już nawet sam reżyser stracił zainteresowanie opowiadaną historią.
-
Najśmieszniejsze, że film zaczyna się od mówienia, jakimi Sparks są enigmami i że można całą stronę Wikipedii o nich przeczytać i nadal nic o nich nie wiedzieć. No to słuchajcie, ten film to jest dosłownie lista albumów zespołu z komentarzem, jakie to śmieszne, głębokie i jak bardzo im się podobają okładki. W 135 minut dostaniecie tyle informacji, co z internetu w 15.
Najwyżej ocenione
-
"The Florida Project" pokazało nam beztroskie urwisy w wiecznym trybie popisówy, nieświadome problemów dorosłych. "Lato 1993" odkrywa zaś przed nami świat dziecka wycofanego, zmuszonego do radzenia sobie z przejmującą stratą. I oba filmy wypadają równie przekonująco!
-
Thorntonowi obce są jednoznacznie piętnujące charakteryzacje. Jest gotowy pokazywać złożoność epoki i znajdować w tym prawdę.
-
Takich momentów jest więcej i powstaje z nich dla mnie nie film o złach socjali, pustych gwiazdeczek, kapitalizmu, czy czego tam jeszcze koledzy i koleżanki nie wskazują. Powstaje film o tragedii, że mimo, iż posiadamy coraz więcej metod komunikacji, nadal jesteśmy w tym samym punkcie, jeśli chodzi o słuchanie i rozumienie siebie nawzajem.
-
Rzadko się angażuję emocjonalnie w film przez pełne ponad dwie godziny seansu. Jestem więc i tak fanem każdej minuty tego szaleństwa, które Carax współtworzy z zespołem Sparks. Tylko może wtedy trochę bardziej tak, jak jestem fanem "The Room" Tommy'ego Wiseau.
-
Ale jakby co - "Małej mamie" daleko od jakiegoś banału "czystych, nieskażonych złem oczu dziecka" czy czegoś w tym guście. To przede wszystkim historia tyciej, dziecięcej przyjaźni. Głównie w domowej ciszy przecinanej dźwiękiem dziecięcych butów z dwóch pokoleń.
Najniżej ocenione
-
Pomijając nawet cały ten rasistowski galimatias, tworzenie filmu, w którym na każdej z głównych postaci czuć pogardę reżysera nie czyni go zabawnym, a dobitnie przygnębiającym.
-
Zgodnie z oczekiwaniami jest to 76-minutowa reklama produktów, poprzedzona jeszcze dodatkowo w bloku reklamowym autentyczną reklamą zabawek z filmu.
-
Trafił niedawno na Netfliksa. Niestety zasila nie bibliotekę produkcji, dla których warto subskrybować serwis, a ich piwnicę z marnymi komediami, w tym tymi sygnowanymi nazwiskiem Sandlera.
-
Odpuśćcie sobie "Króla internetu" reżyserki Gii Coppoli. To jest trochę taka sama produkcja, jak ci, których krytykuje - stwierdza, że ludzie są głupi i kupią każdy fałsz, przy czym sama im to sprzedaje.
-
Najśmieszniejsze, że film zaczyna się od mówienia, jakimi Sparks są enigmami i że można całą stronę Wikipedii o nich przeczytać i nadal nic o nich nie wiedzieć. No to słuchajcie, ten film to jest dosłownie lista albumów zespołu z komentarzem, jakie to śmieszne, głębokie i jak bardzo im się podobają okładki. W 135 minut dostaniecie tyle informacji, co z internetu w 15.
Odrębnie ocenione
-
Pomijając nawet cały ten rasistowski galimatias, tworzenie filmu, w którym na każdej z głównych postaci czuć pogardę reżysera nie czyni go zabawnym, a dobitnie przygnębiającym.
-
Żadna scena nie wybija się szczególnym pomysłem - za każdym razem jest to najkrótsza droga do przekazania emocji i informacji. Ślizgamy się po wierzchu, po momentach najwyższej ekstazy oraz największego wstydu, próżno szukając jakiejś zwyczajnie ludzkiej chwili.
-
Zamęcza rozciągając w kółko tymi samymi żartami relację, której cel jest oczywisty od pierwszych chwil. Można się udusić z nudów w tej sypialni. Na zewnątrz czeka nas kilka udanych żartów i kreacji, ale i tam kończymy z niezasłużoną słitaśnością.
-
Odpuśćcie sobie "Króla internetu" reżyserki Gii Coppoli. To jest trochę taka sama produkcja, jak ci, których krytykuje - stwierdza, że ludzie są głupi i kupią każdy fałsz, przy czym sama im to sprzedaje.
-
To raczej taka filmowa wesoła laurka o treści "trzymaj się", którą daje się smutnym ludziom na stypie. I tyle samo w niej niestety wartości.