
Nowy Jork, lata 50. Marząca o lepszym życiu pracownica sklepu zakochuje się w starszej i zamężnej kobiecie.
- Aktorzy: Cate Blanchett, Rooney Mara, Kyle Chandler, Jake Lacy, Sarah Paulson i 15 więcej
- Reżyser: Todd Haynes
- Scenarzysta: Phyllis Nagy
- Premiera kinowa: 4 marca 2016
- Premiera światowa: 17 maja 2015
- Ostatnia aktywność: 1 maja
- Dodany: 18 lipca 2016
-
Jeśli jednak ktoś ma ochotę na wejście do świata zakazanej miłości w świetnie uchwyconym klimacie lat pięćdziesiątych, lub po prostu melodramat, w którym kluczową rolę grają gesty, nie słowa, może bez wahania sięgnąć po Carol.
-
Niezwykle intrygująca, wciągająca, pełna namiętności i gracji opowieść o miłości dwóch kobiet do siebie. Pełna emocji, napięcia oraz delikatności.
-
Nie przyciąga uwagi - brakuje czegoś w grze aktorskiej i kreacji bohaterek oprócz wzajemnego zachwytu nad sobą. Ma się niedosyt elementów, które by fascynowały i nie dawałyby oderwać wzroku od ekranu.
-
Gdyby w ich miejsce podstawić klasyczny układ - kobietę i mężczyznę, i zostawić całą resztę bez naruszenia, to okazałoby się, że mamy do czynienia z dość banalną opowiastką o zdradzie, którą moglibyśmy odnaleźć w pierwszym lepszym harlequinie albo na antenie kiepskiej telewizji w godzinach okołopołudniowych.
-
Cóż, miłość najsilniejsza jest wtedy, gdy nie próbujemy jej analizować.
-
Gatunkowa identyfikacja wydaje się jednak w przypadku filmu Haynesa nie tak istotna, jak mogłoby się wydawać. "Carol" jest bowiem dziełem tak nieszablonowym, nieprzypadkowo osadzonym w połowie poprzedniego stulecia i wystylizowanym wizualnie, że dodatkowe szufladki wydają się jałową próbą uschematyzowania jego wartości.
-
Skromny, choć wielce imponujący, reżysersko dojrzały i tematycznie opanowany. Ma to wszystko, co trzeba mieć w Hollywood, tylko po prostu trochę mniej.
-
Kino wysmakowane, delikatne i niewulgarne. Jednakże nie do końca oscarowe.
-
Uwodzi precyzyjnie skomponowanymi charakterami, jest mieszanką niewinnej kokieterii z groźnym żerowaniem na uczuciach drugiego człowieka.
-
Jeśli miałabym znaleźć jeden przymiotnik określający ten obraz, wybrałabym "nużący", bo ten opisuje go najlepiej.
-
Zmysłowe cudo. Filmowa uczta ze wspaniałymi kreacjami, które stworzyły Cate Blanchett i Rooney Mara.
-
Subtelna, zagrana na delikatnych tonach opowieść o rodzącej się fascynacji i emocjach. Przekonywująca, niezwykle zagrana i sfotografowana.
-
Jeden z ładniejszych filmów o miłości w ostatnich latach.
-
Świetny film, pełen subtelnie oddanych emocji, wygrywanych przez drobne wymowne gesty, czasem tylko kilka słów. To obraz pełen psychologicznej prawdy.
-
Kino poprawne z dwiema oskarowymi kreacjami aktorskimi.
-
Haynes z sukcesem powołuje się na klasyczny amerykański melodramat.
-
Ogląda się jak zagubione lub zatrzymane przez kodeks Haysa romansidło ze Złotej Ery Hollywood. Romansidło, które emanuje jak najbardziej prawdziwymi emocjami.
-
Reżyser chciał wiernie oddać klimat czasów, w których fabuła ma miejsce. Robi to bardzo subtelnie, budując obraz tamtych lat na szczegółach.
-
Hipnotyzujące nieruchome kadry, kostiumy oraz scenografia są tu równie ważne, co aktorzy.
-
Przełamujący konwenanse, ale w sumie banalny melodramat w postaci romansu młodej dziewczyny z dojrzałą kobietą. Trzeba jednak przyznać, że podany ze smakiem i wyczuciem oraz aktorsko świetny.
-
Chyba właśnie w tym kryje się największa siła filmu Haynesa: jego zakończenie nie stanowi klasycznego happy endu. Zawiera się w nim coś więcej - daje ono nadzieję na nowe rozdanie w relacji Therese i Carol.
-
Opatrzony cudownymi zdjęciami i genialną grą Blanchett i Mary, wyrasta na jeden z najlepszych filmów mijającego roku.
-
Mistrzowska gra aktorska, atmosfera Nowego Jorku lat 50. i dobrze dobrana muzyka tworzą melancholijną, lecz unikającą sentymentalizmu całość.
-
Choć ma w sobie ogromny potencjał na coś więcej, jest filmem jedynie dobrym i porządnie zrobionym. Choć wizualnie jest ładny, ciepły i oddziałujący na zmysły, sama fabuła nie pozostawia po sobie większych emocji w odbiorcy i nie ma na tyle siły, bo pozostać w jego pamięci na dłużej.
-
Wszystko tu lśni, wygląda elegancko i powabnie, jest czarodziejskie i brutalnie niedoskonałe, ale ewidentnie brakuje tu życia i autentycznej pasji.
-
Równie piękny i subtelny jak sama miłość, bo też właśnie o niej jest tak naprawdę ta produkcja.
-
Być może zabrzmi to śmiesznie, ale wśród oscarowych filmów 2015 roku "Carol" najbliżej jest do "Mad Maxa". W obydwu przypadkach dość prostacka fabuła została przykryta najwyższej klasy wykonaniem.
-
Po dwukrotnym obejrzeniu filmu z przykrością muszę stwierdzić, że jestem rozczarowana. O ile pochwalić mogę aktorstwo Blanchett, o tyle w każdym innym aspekcie, film jest po prostu mdły i nudny.
-
Jest dla mnie czymś w rodzaju "zmarnowanego potencjału", gdzie nie do końca wiadomo, co nawaliło. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale zwyczajnie nie iskrzy i nie działa.
-
Urzeka subtelnością, czaruje pieczołowicie odwzorowanym klimatem lat 50. ubiegłego wieku, przykuwa dyskretną grą aktorską. To zarówno poruszająca historia o bolesnym odkrywaniu własnej tożsamości, jak i wnikliwy portret społeczeństwa zamykającego oczy przed niezrozumiałym, tym, co odstaje od ogólnie przyjętych norm.
-
Oglądając ten film czuje się prawdziwą, fascynującą, początkowo tajemniczą, a później wyjątkowo wyrazistą więź jaka łączy bohaterki. Akty miłości ukazane są bez przesady, a z subtelnością, delikatnością i ostrożnością.
-
Miłosna opowieść, którą przeżywa się przez kilka dni, jak wyjątkowy sen, w którym nasz mózg przypomina nam jakąś szkolną miłość.
-
Świetnie oddaje kłamliwą, egzaltowaną atmosferę powojennej Ameryki.
-
Obraz jest tu organicznie zespolony z narracją.
-
Jedynie co w tym filmie mogło mnie urzec to klimat lat 50. w nowojorskiej przestrzeni.
-
Cudownie pieści wszystkie zmysły, ale cała historia jedynie delikatnie zahacza o większy problem i głębsze emocje. Ślizga się po powierzchni i nie ma odwagi, by obrać zdecydowany kierunek.
-
Widzimy ogrom pracy, dopracowanie szczegółów, piękne zdjęcia i kostiumy, ale jednak całość nie ma duszy, naprawdę wieje chłodem ta pusta emocjonalnie skorupa.
-
Precyzja zdjęć, muzyki, kostiumu i scenografii. Fetysz dla lubiących piękne, dopracowane obrazy, w których każdy element opisuje świat przedstawiony.
-
Fascynująco niedzisiejszy, z epoki, kiedy wyznania pisało się piórem, a zarazem jakże współczesny w przesłaniu i opisie problemów, z którymi zmaga się uczucie postrzegane przez ogół jako niedopuszczalne.
-
Miejscami trąci pretensjonalnością. Może byłoby trochę lepiej, gdyby Cate Blanchett nie grała z nadmierną teatralnością zainspirowaną dobrą wersją Cruelli de Mon, a Ronney Mara wyrażała nieco więcej emocji.