-
Bez dwóch zdań Kowalskiemu wyszły sceny gore, ale trudno się temu dziwić, skoro jest on wielkim fanem amerykańskich slasherów i jego dzieło należy odbierać jako hołd złożony temu rodzajowi kina. Szkoda, że pozostałe elementy nie zostały dopracowane, bo wówczas moglibyśmy mówić o udanym polskim slasherze, a tak na chęciach i próbach się skończyło.
-
322 marca 2020
- 1
-
-
Kawał dobrej roboty i dowód na to, że jeżeli za kamerą stanie twórca, który ma plan i wizję, to prawidłowe wykonanie pracy jest tylko formalnością. Fajniutkie, mięsiste, ironiczne, żartujące z samego siebie i swojego gatunku kino, które wywołuje również dreszczyk emocji. Jestem za i mam ogromną nadzieję, że kolejne małolaty zawitają znowu do tego lasu...
-
Jestem dumny, że w Polsce powstał film do szpiku kości gatunkowy, którego nie musimy się wstydzić.
-
Kowalski nie bardzo wie, jaki dokładnie film chce zrobić - czy może porządny slasher, komedię wyśmiewającą konwencję, wtórne kino do obejrzenia z na wpół trzeźwymi przyjaciółmi czy może błyskotliwe kino, przy którym miłośnicy gatunku będą machali palcem przed ekranem, powtarzając "a to cwaniaczek, ja wiem, co ty mi tutaj zostawiłeś". Reżyser stara się z całych sił wszystko to połączyć, ale ostatecznie gubi przy tym sporą część charakteru, jaki mógł mieć w sobie "pierwszy polski horror".
-
To prawdziwy list miłosny do ejtisowych i najntisowych tytułów z kaset VHS i z pewnością projekt absolutnie bezprecedensowy dla polskiej kinematografii.
-
Pean na cześć miłości do pewnego gatunku, ale to kolaż, nie autorskie kino. Przeszczep udany, ale to nie są twórcy organy.
-
Jeśli jesteście fanami horrorów to warto. Z kolei, jeśli jesteście fanami slasherów, to nawet trzeba!
-
To nie żadne guilty pleasure. To kapitalna zabawa i coś, na co polscy fani kina grozy czekali latami. Miejmy też nadzieję, że to dopiero początek.
-
Mam nadzieję, że zgodnie z tradycją, powstanie jeszcze siedem-osiem sequeli, coraz bardziej niedorzecznych, w tym jeden z akcją rozgrywają w kosmosie. I mam tez nadzieję, że "W lesie dziś nie zaśnie nikt" dotrze do szerszego grona odbiorców, bo nie dość, że jest to pierwszy polski slasher, to jest to także jeden z najlepszych slasherów ostatnich lat.
-
8.621 marca 2020
-
-
Kowalski potrafi zrobić cholernie dobry slasher!
-
8.322 kwietnia 2020
-
-
Ma to, co mieć musi samoświadomy horror. Jako letnia laurka od fana slasherów dla miłośników posoki, flaków i odrąbywanych kończyn, dostarcza niewymagającej myślenia rozrywki. Reszta nie ma co tu szukać. Co ciekawe, większość scen rozgrywa się za dnia, las jest mroczny i gęsty, a charakteryzacja - mimo braków budżetowych - nie wydaje się sztuczna i tania.
-
6.521 marca 2020
-
-
Jeszcze przed premierą, choć nieco sceptycznie, naprawdę szanowałem ten film. Byłem pod wrażeniem, że jest w tym kraju ktoś, kto tak śmiało zrywa z wizerunkiem kina rozrywkowego nad Wisłą. Dlatego też jestem jeszcze bardziej rad, że to się udało.
-
7.520 kwietnia 2020
-
-
Choć dzieło Kowalskiego ma pewne wady i spełnia, niestety, tylko część złożonych obietnic, to pierwszą próbę przeniesienia slashera na polskie realia można śmiało potraktować jako udaną.
-
Kowalski doskonale wiedział, jaki film chce stworzyć - slasher, który za zadanie ma wbić się w środek strachu i ubawu i pokazać coś, czego w polskim kinie jeszcze nie nakręcono.
-
Otóż widzowie siedzący w gatunku nie tylko będą pamiętać, że taki film powstał, ale również - wracać do wielu jego elementów z nieskrywaną radością.
-
Wielu zaskoczeń się nie spodziewajcie. Bohaterowie sami przypomną, jakie reguły rządzą tym gatunkiem filmowym, by po chwili ulec jego prawidłom. Wszystko rozegrano bez zarzutu, ale i bez podtekstów.
-
6.722 kwietnia 2020
-
-
To nie jest dzieło kompletne - są tu elementy zbędne, jest kompletnie nierówna i niedopracowana warstwa muzyczna, jest obowiązkowo wciśnięty pierwiastek politycznej poprawności, zupełnie nieuzasadniony fabularnie. Ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, komu dane było obejrzeć slasher doskonały, pozbawiony wad i słabszych momentów! W lesie dziś nie zaśnie nikt to ze wszech miar udany projekt gatunkowy, klasyczny slasher.
-
7.521 kwietnia 2020
-
-
Niestety pierwszy polski slasher mimo kilku dobrych momentów wypada bardzo słabo. Twórcy mieli pomysł, wizję, ale nie potrafili jej sprawnie zrealizować. Mocną stroną jest tu tylko muzyka, która jako jedyna pozbawiona jest klasycznych i sztampowych brzmień. Reszta jest słaba, mało straszna i oparta na bezrefleksyjnym kopiowaniu zachodnich motywów, które zresztą popularne były lata temu. Sam Kowalski nie próbuje wnieść do nich świeżości.
-
Pierwszy polski slasher wstydu nie przynosi, ale satysfakcji też nie. Sprawia wrażenie odhaczającego elementy obowiązkowe i to wszystko, co jest w stanie z siebie wykrzesać.
-
Wydaje się, że sam Bartosz Kowalski z lubością przegląda się w stworzonej przez siebie postaci geeka jak w lustrze. To obraz jego własnych fascynacji filmami grozy. Szkoda zatem, że reżyser Placu zabaw nie odważył się na większe ryzyko.
-
Pozostaje nadzieja, że przy tak wprawnym rzemiośle kolejny film Kowalskiego okaże się bardziej wyrazistą i twórczą wypowiedzią. Niezależnie od tego reżyser i tak wpisał się na stałe do historii polskiego horroru, którego losy w ostatnich latach zaczynają przybierać coraz ciekawszy obrót.
-
Film celowo stylizowany jest na tanią produkcję, co pozwala nam na utożsamienie jej ze złotym klimatem lat 80. Czy go polecamy? Jak najbardziej tak.
-
W znakomity sposób nawiązuje do stylistyki tanich horrorów wydawanych niegdyś na kasetach VHS. To nie jest produkcja kręcona na serio. Groza przeplata się tutaj z humorem. Kowalski garściami czerpie z dorobku Cravene'a czy Carpentera, czyli jakby na to nie patrzeć mistrzów gatunku.
-
Dzieło, które nie ma być doskonałe, ma być wręcz złe, ale dostarczające rozrywki w postaci makabry, mdłości, obelżywości i śmiechu. I dokładnie takie jest.
-
Bardzo dobrze, że film powstał. Udowodnił przede wszystkim, że w Polsce można realizować kino gatunkowe na dobrym poziomie. Od strony technicznej, aktorskiej, produkcyjnej niczego nie można mu zarzucić. To, że mi taki horror z elementami komedii nie odpowiada i się nim nie zachwycam, nie ma większego znaczenia.
-
Umarłbyś bez dostępu do sieci? W zaskakująco udanym polskim slasherze "W lesie dziś nie zaśnie nikt" to zdanie nabiera konkretnego znaczenia. Wypadałoby więc ogłosić: "Proszę państwa, 20 marca 2020 roku skończy się narzekanie na polskie horrory".
-
6.731 maja 2020
-
-
Częściej bawi niż straszy, ale robi to głównie wtedy, kiedy chcą tego twórcy. Polecam. Może nie do kolacji, ale do czipsów z piwem - jak najbardziej.
-
Jest to produkcja wysoce skiepszczona. Jeśli autor miał na myśli dobrą zabawę przez miks gatunków, to nie wyszło. Jeśli zaś miał to być pierwszy dobry horror, to też nie wyszło. Po takim filmie znowu mam awersje do polskiego kina.
-
Zamiast trzymać w napięciu, trzyma się raczej utartych schematów.
-
Dla mnie było to jak brodzenie w sadzawce. Do pełnego zanurzenia droga daleka. I wracając do pytania zadanego na początku tekstu: nie, nie warto, bo to jednak dalej nie jest to. Zabrakło większej odwagi.
-
Gdyby to był kolejny amerykański horror, utonąłby w morzu podobnej do siebie taniochy. Można było pobawić się nieco bardziej schematami i oczekiwaniami, a tak kończymy z tym, co mamy. Chwilę zabawi, ale szybko popadnie w zapomnienie.
-
Niby jest zabawnie, niby trochę autotematycznie, ale w tonie coś zgrzyta ponad pięćdziesiąt minut przed napisami końcowymi i tak już zostaje. Zupełnie jakby reżyser nie wiedział, czy chce tu zrobić "Coś" czy "Martwe zło"? By zanadto nie spoilerować, najsłabiej wypada niestety właśnie ta część "W lesie dziś nie zaśnie nikt", która umieszcza słowo "slash" w slasherze.
-
5.618 kwietnia 2020
-
-
Realizacyjnie W lesie dziś nie zaśnie nikt zaskakuje bezkompromisowością. Polskie kino nigdy nie słynęło z efektów specjalnych, charakteryzacji czy nadmiernego epatowania ohydą i turpizmem w sferze wizualnej, ale Kowalski nic sobie z tego faktu nie robi, dostarczając dosłowne, groteskowe i silnie nacechowane komediowo gore. Humor również odgrywa w filmie niebagatelną rolę, wkładając całe makabryczne widowisko w potężny cudzysłów.
-
Ten film to przede wszystkim laurka dla dawnych slasherów, list miłosny fana i w głównej mierze nostalgiczna podróż w przeszłość, która nie wnosi absolutnie nic do gatunku i w której zabrakło odwagi, ale w swoich ramach ten film sprawdza się bardzo dobrze, a można zaryzykować, że jest miejscami lepszy niż zagraniczne produkcje sprzed kilkudziesięciu lat.
-
Mógł być naprawdę niezłym kawałkiem szalonego kina, wyszedł jednak poprawny, wręcz podręcznikowy horror dostarczający nam rozrywki.
-
Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że gdy następnym razem jakieś rodzime mordercze monstrum wejdzie na ekrany kin, nie będzie to jedynie "drugi polski slasher", a coś ożywczego, nowego, autorskiego.