-
Gatunki
-
Kraje
-
Dekady
Najlepsze recenzje
-
Tak jak "Losing My Religion" otwierało Słońce, tak "S&M" Rihanny śpiewane na karaoke przez Sarah zamyka Księżyc. Austriaczka za przebojem Barbadoski śpiewa, że kije i kamienie mogą połamać jej kości, lecz łańcuchy i bicze ją ekscytują. Jest w tym pewne podsumowanie nie tylko twórczości Kurdwin Ayub, ale i całej ludzkiej psychiki. Fascynacji tym, co niebezpieczne i zakazane, transgresywnej potrzeby poznania tego, co nieznane, nawet jeśli nie na własnej skórze to przez kinową dziurkę od klucza.
-
Nawet jeśli żadną miarą nie jest to produkcja w pełni spełniona, a von Horn wciąż nie potrafi doskoczyć do poprzeczki wyznaczonej swoim magnetycznie zimnym debiutanckim Intruzem, to cieszmy się, że nasi operatorzy, montażyści i scenografowie przypominają, że stanowią ścisłą światową czołówkę.
-
Kryminalna przeszłość klanu narysowana jest enigmatyczną kreską, z której wynikać ma jedno - ten, kto pójdzie na dno, pociągnie za sobą całą resztę. Warstwa romantyczna wydaje się nam zaś mówić, że miłość nigdy nie jest prosta, wymaga tyle samo zaufania, co kompromisów, ale kiedy już się pojawia, dając poczucie autentyczności, warto o nią walczyć. Nawet jeśli czasem będzie bolało. Przesłanie tyleż chwalebne, co banalne, nawet jak na sekcję pokazów specjalnych berlińskiego festiwalu.
-
Kształtowanie w pełni autorskiego stylu schodzi na drugi plan pomimo naprawdę solidnego warsztatu, natomiast pośród szpagatów scenariuszowych wykonywanych w celu odwlekania nieuchronnego rozlewu krwi, zgromadzenia bohaterów w jednej izbie oraz dania im swoich "momentów" gubi się gdzieś ich człowieczeństwo, a odbiorca, który z niejednego gatunkowego pieca jadł, może odczuwać zniecierpliwienie nazbyt wykoncypowaną konstrukcją przedłużonej kulminacji filmu.
-
Koniec końców Doppelgänger. Sobowtór okazuje się filmem umiarkowanie angażującym, choć nieodsłaniającym nowych horyzontów gatunku. Wygląda olśniewająco i z początku trzyma zainteresowanie, jednak nieuchronnie popada w przesadę, pospiesznie otwiera kolejne wątki, nie rozwijając ich należycie i pozostawia z uczuciem niedosytu, bo pod płaszczykiem mrocznej odysei po piekielnych kręgach historii kryje się scenariuszowa sztampa.
-
Nadmierna seksualizacja płci żeńskiej stanowi w końcu silne narzędzie propagandowe patriarchatu. I choć Brainwashed: seks, kamera, władza nie wyważa żadnych drzwi, a miejscami wygląda jak mało porywająca reklama filmów Menkes, to fakt, że ciągle ulegamy presji wizualnego przekazu, każe nie przechodzić obojętnie obok tego tytułu.
-
Tak jak "Losing My Religion" otwierało Słońce, tak "S&M" Rihanny śpiewane na karaoke przez Sarah zamyka Księżyc. Austriaczka za przebojem Barbadoski śpiewa, że kije i kamienie mogą połamać jej kości, lecz łańcuchy i bicze ją ekscytują. Jest w tym pewne podsumowanie nie tylko twórczości Kurdwin Ayub, ale i całej ludzkiej psychiki. Fascynacji tym, co niebezpieczne i zakazane, transgresywnej potrzeby poznania tego, co nieznane, nawet jeśli nie na własnej skórze to przez kinową dziurkę od klucza.
-
Nawet jeśli żadną miarą nie jest to produkcja w pełni spełniona, a von Horn wciąż nie potrafi doskoczyć do poprzeczki wyznaczonej swoim magnetycznie zimnym debiutanckim Intruzem, to cieszmy się, że nasi operatorzy, montażyści i scenografowie przypominają, że stanowią ścisłą światową czołówkę.
-
Kryminalna przeszłość klanu narysowana jest enigmatyczną kreską, z której wynikać ma jedno - ten, kto pójdzie na dno, pociągnie za sobą całą resztę. Warstwa romantyczna wydaje się nam zaś mówić, że miłość nigdy nie jest prosta, wymaga tyle samo zaufania, co kompromisów, ale kiedy już się pojawia, dając poczucie autentyczności, warto o nią walczyć. Nawet jeśli czasem będzie bolało. Przesłanie tyleż chwalebne, co banalne, nawet jak na sekcję pokazów specjalnych berlińskiego festiwalu.
-
Kształtowanie w pełni autorskiego stylu schodzi na drugi plan pomimo naprawdę solidnego warsztatu, natomiast pośród szpagatów scenariuszowych wykonywanych w celu odwlekania nieuchronnego rozlewu krwi, zgromadzenia bohaterów w jednej izbie oraz dania im swoich "momentów" gubi się gdzieś ich człowieczeństwo, a odbiorca, który z niejednego gatunkowego pieca jadł, może odczuwać zniecierpliwienie nazbyt wykoncypowaną konstrukcją przedłużonej kulminacji filmu.
-
"Porzućcie wszelkie uprzedzenia, ci którzy tu wchodzicie" mogłoby brzmieć hasło promocyjne Exodusu. Otwarta głowa, brak uprzedzeń wobec gry kiczem i absurdem, przyjmowanie z szeroko otwartymi ramionami gwałtownych przeskoków od Monty Pythona do El Internado i od Bergmana do Whedona. To wszystko warunki konieczne do pełnego doświadczenia pożegnalnej mszy Larsa von Triera.
Średnio ocenia o 0.2 niżej niż inne źródła
-
Wyżej43.4% 320
-
Tak samo32.9% 243
-
Niżej23.7% 175
- Aktywność
- Dziennik
- Komentarze
- Odznaczenia
- Tagi
- Blog
- Sugestie
- Pomoc
- Współpraca
- Integracja
- Patronaty
- Polityka prywatności
- Regulamin
- Kontakt
- © 2025 Mediakrytyk