-
Kilkukrotne zboczenie z kursu nie umniejsza jednak napięcia, jakie niemal przez cały film paraliżuje każdy mięsień. Od początku wiemy, że Charlie jest u kresu sił, a odmierzane na ekranie dni tygodnia służą za klepsydrę odliczającą ostatnie dni wśród żywych. Nawet jeżeli od czasu do czasu przesadnie napompowany patos i grubo ciosane metafory trącą kiczem, warto dać się tej wizji pochłonąć, bo im bardziej zaufa się reżyserowi, tym mocniej potrafi poruszyć.
-
"Wielorybowi" znacznie bliżej do teatru niż kina, także za sprawą emocjonalnej głębi tej historii.
-
Sprawia wrażenie kłębka niepoukładanych myśli, z których tylko część odnajduje drogę prosto do widza.
-
Aronofsky powraca zatem w wielkim stylu i raz jeszcze sprowokuje pytania o to, czy bliskie realizmowi, pozbawione efekciarskich naddatków obrazy nie są jego prawdziwym, artystycznym powołaniem.
-
Trudno opisać jak niesamowitym i poruszającym przeżyciem jest "Wieloryb".
-
Porządne kino, które dostarcza intensywnych wrażeń. Ale czy za kilka lat ktoś będzie pamiętał o Wielorybie tak samo jak o Requiem dla snu? W to powątpiewam.
-
Film-odtrutka na pewną polityczną poprawność, choć przez warsztat i intelekt Aronofsky'ego ta krytyka będzie podszyta grubą warstwą metafor i unaocznień zupełnie bagatelizowanych i nieświadomych dla przeciętnego widza, który w tym filmie znajdzie prawdopodobnie dramat o przeraźliwie otyłym człowieku i weźmie ten film o tyle powierzchownie, co ckliwie.
-
W "Wielorybie" Darren Aronofsky po raz kolejny jest jak misjonarz, który nieproszony wciska się do naszego domu i opowiada nam bajki na temat winy, odkupienia, słabości i losu człowieka. Chce nas czegoś nauczyć. Chce nas zbawić. I jest w tym wyjątkowo odrażający, bo używa do tego swojego bohatera. A przede wszystkim używa jego ciała.
-
Być może nie udałoby się to twórcom, gdyby nie fenomenalny Brendan Fraser. Aktor wraca w glorii chwały, oddając roli całe serce, ale, jak się zdaje, wkładając w nią również własne doświadczenia - opowiedziane po cichu, smutkiem i rezygnacją. Może właśnie dlatego jest to tak przejmujące i - koniec końców - szczere.
-
Po to właśnie chodzę do kina - żeby poczuć emocje, czasem zupełnie odległe i zaskakujące. Ten film to jedna wielka emocja, za którą Aronofsky'emu i Fraserowi dziękuję!
-
Powtarzając jak mantrę ulubione zdania, Charlie recytuje: "najsmutniejsze były dla mnie te nudne rozdziały o rodzajach wielorybów, bo wiedziałam, że pisarz chce nam oszczędzić tego, co ma się wydarzyć na końcu książki". Najnowsze dzieło Aronofsky'ego jest tak czułe, poruszające i wzniosłe, że nawet te nudne rozdziały chciałbym znów przeczytać jeszcze dziś.
-
Twórczość Darrena Aronofsky'ego zatoczyła koło. Po przygodach z wysokobudżetowymi produkcjami, jak "Noe: Wybrany przez Boga", reżyser wrócił do skromniejszych produkcji rozgrywających się w klaustrofobicznych wnętrzach - w stylu "Pi" czy "Requiem dla snu". I to w nich czuje się najlepiej.
-
Jedno mogę powiedzieć bez wahania - "Wieloryb" to zwyżka formy Aronofsky'ego po rozczarowującej "mother!". Choć czuć teatralność, nie cała obsada błyszczy, trudno oderwać oczy od tej mrocznej historii walki o odkupienie i szukaniu dobra.
-
Można i należało spodziewać się lepszych formalnie i narracyjnie rozwiązań, ale niech przemówią emocje. Tych nie brakuje, a konfrontacja z nimi nie będzie ani łatwa, ani przyjemna. Może się okazać jednak bardzo wartościowa i szkoda byłoby stracić taką szansę. Szczególnie na obejrzenie roli, która trafia się może raz na dekadę, a niektórym aktorom raz w życiu.
-
Aronofsky epatuje niepełnosprawnością swego bohatera, ale tak naprawdę chodzi mu o akt przebóstwienia. To zabieg, który jedynie aktorstwo wielkiego formatu mogło uratować przed nadużyciem. I ratuje.
-
To jeden z tych filmów, na który z pewnością warto zabrać dodatkową paczkę chusteczek, jednak trzeba sobie powiedzieć wprost, że nie ma w nim miejsca na zbytnie subtelności. Po dwóch seansach najnowszego utworu Aronofsky'ego mogę śmiało stwierdzić, że choć nie różni się on przesadnie od poprzednich dzieł tego autora, to finalnie reżyserowi udaje się trafić w jakiś czuły punkt człowieczeństwa.
-
W gruncie rzeczy to niesamowicie optymistyczna produkcja, pomimo unoszącego się od samego początku fatalizmu.
-
8.525 stycznia
- Skomentuj
-
-
W mnogości wątków Wieloryba gubi się ich jakość.
-
Nie tylko wspaniały powrót aktorski po latach, ale także poruszający dramat podchodzący do tematu z empatią.