
Bliżej Ekranu
Źródło-
657recenzji
-
461ocen
-
328pozytywnych
-
133negatywne
-
6.1średnia
-
71%pozytywnych
-
0.8odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Słodko-gorzka pigułka z Polski B, gdzie czas się zatrzymał, jak w tym komisie, gdzie nie ma perspektyw na drugie życie, zarówno dla przedmiotów, jak i wegetujących wokół ludzi. Ale "Lombard" to także śmiech, pozytywne myślenie, nieustannie przychodzące do głowy szalone pomysły i sporo nadziei, a tą niesie wiara w małą społeczność, która mimo przeciwności losu wciąż potrafi się wspierać.
-
Niezwykle denerwujący, który po zakończonych seansie skłania do skierowania pod jego adresem równie niecenzuralnego słowa, jak to, które pojawia się w tytule. Cóż, przynajmniej z tym twórcy trafili.
-
Takie kino od DC chciałbym oglądać - nie trywializujące bohaterów, dodające im nowych wymiarów, eksperymentujące z gatunkami, wrażliwe na stronę wizualną, równoważące emocje ze spektaklem. "Batman" to być może, obok "Jokera", najwybitniejszy film około superbohaterski.
-
Sypie piaskiem w oczy, a nie dodaje wiatru w żagle. Para kochanków zupełnie nas nie obchodzi, bo ani ich uczucie gorące, ani problemy angażujące.
-
Mills ujął mnie swoją uważnością, która uwidacznia się nawet, co w sumie nie powinno dziwić, w oprawie wizualnej.
Najwyżej ocenione
-
Można byłoby pewnie długo rozsupływać kolejne wątki, dyskutować nad niezwykle ciekawymi postaciami i piętrzącymi się znaczeniami. Ale jak mówiłem - serial do tego wcale nie zachęca. Najlepiej się go ogląda sercem, a nie rozumem, pozwalając mu porwać się w meandry Kościoła, wiary i istoty tajemnicy.
-
Znamienne, że akcja filmu umieszczona jest w przeszłości, a warstwa wizualna pozbawiona została kolorów. "Roma" wygląda bowiem jak zaginiony skarb z czasów, gdy jeszcze powstawały arcydzieła.
-
Takie kino od DC chciałbym oglądać - nie trywializujące bohaterów, dodające im nowych wymiarów, eksperymentujące z gatunkami, wrażliwe na stronę wizualną, równoważące emocje ze spektaklem. "Batman" to być może, obok "Jokera", najwybitniejszy film około superbohaterski.
-
Małe arcydzieło animacji, stanowiące zamkniętą, doskonale skomponowaną, świadomą każdego użytego środka i metafory całość, skrzącą się znaczeniami, których przenikanie jest być może tak samo trudną i w gruncie rzeczy niemożliwą praktyką, jak próba znalezienia sedna ludzkiej tożsamości.
-
Rzadko można zobaczyć film tak bardzo przemyślany w najdrobniejszych szczegółach, w którym każdy element układanki do siebie pasuje, lecz celowo nie ujawnia całego fabularnego i psychologicznego obrazka. Doskonałość tej opowieści zaczyna się już na poziomie scenariusza - pełnego narracyjnych pętli, dziwnych powtórzeń, niespotykanych wyrw i jeszcze bardziej zaskakujących przebłysków wspomnień.
Najniżej ocenione
-
Jedyne, co podczas seansu jest pewne, to fakt, że chciałoby się wyjść z sali jak najszybciej. Aktorzy nie grają, scenariusz nie działa, zdjęcia są fatalne - również na poziomie technicznym - dialogi niedorzeczne, sceneria jest brzydka, a historia nieciekawa.
-
To kino złe pod każdym względem - nieprzemyślane, niedopracowane, źle napisane, zagrane i zrealizowane. Bez grama inteligencji, szacunku dla widza i humoru. Pierwszorzędny gniot, którego jedyną zaletą jest to, że wyznacza poziom dna, od którego każdy może się z łatwością odepchnąć.
-
Vega nie ma ambicji filozoficznych, ani politycznych - interesuje go czysta adrenalina, wulgaryzmy, siła, przemoc i akcja. "Bad Boy" to taki filmowy koksu - sztucznie napakowany i zupełnie otumaniony kolejnymi szprycami.
-
Nie narzekajmy na "Botoks", lecz na współczesną Polskę i doskonale znaną rzeczywistość - bo film Vegi jest jej idealnym wykwitem, dziełem, które być może w najlepszy sposób charakteryzuje obecne nastroje w naszym społeczeństwie.
-
Produkt gorszący i zaprogramowany na zysk - pełno jest w nim product placementu i bezczelnie został od razu rozpisany z myślą o kontynuacji.
Odrębnie ocenione
-
Zlepek stereotypów na temat młodych-zagubionych, internetowych-zboczonych, samotnych-zrozpaczonych. Postaciom zabrakło głębi, która dodałaby im autentyczności, dzięki której moglibyśmy poczuć z nimi jakąkolwiek więź, a zamieszkiwane przez nich światy zaczęłyby faktycznie przypominać ten nasz.
-
Projekt wydawał się niezwykle ambitny i złożony. Przenikają się tu dyskurs naukowy z teatrem i komedią. Mam jednak wrażenie, że najlepiej wyszło szwedzkiej reżyserce z tym ostatnim.
-
Pintillie z ciekawego, rzadko podejmowanego tematu zrobiła artystyczny eksperyment, w którym formalne wymysły reżyserki przysłoniły bohaterów i ich problemy.
-
Tarantino zdaje się robić wszystko, byśmy jak najmniej za nim tęsknili, kiedy w końcu faktycznie przejdzie na filmową emeryturę. "Pewnego razu..." to jego najgorszy film od lat - o rozlazłej strukturze, bez pomysłu na fabułę i dyskusyjnej wymowie.
-
Oczekiwałem nowych horyzontów kina, otrzymałem odgrzewanego kotleta i to na dodatek polanego bardzo niestrawną artystowską pretensją.