-
To film, dzięki któremu możemy na nowo kochać się w Kalinie Jędrusik.
-
Efekt końcowy jest niestety dość słaby, biorąc pod uwagę, że aktorka miała trenerkę od grania Jędrusik i osobno od śpiewu. W filmie jest wiele scen, w których Dębska jako Jędrusik śpiewa jej piosenki, a wszystko to wygląda jak słabszy występ w programie "Twoja twarz brzmi znajomo", kiedy jury nie chcąc zbytnio zasmucić wykonawcy mówi: Momentami doskonale wchodziłaś w rolę i łapałaś ten styl. W pełnometrażowym filmie biograficznym momenty to zdecydowanie za mało.
-
To pięknie sfilmowany i dobrze zagrany film z hipnotyzującą sceną dziwacznego tańca w SPATIF-ie.
-
Jest wręcz absurdalnie zły, bo nie udało się w nim absolutnie nic, a ambicje i potencjał były spore.
-
Maria Dębska poradziła sobie wybornie, jest tu najjaśniejszym punktem i stara się ciągnąć cały film, który niestety nie jest w stanie za nią nadążyć.
-
Przyjemność zobaczenia filmu warta jest jednak listopadowo-pandemicznej wycieczki do kina. Przy wszystkich zastrzeżeniach, Jesienna Dziewczyna, tych parę piosenek, scen pełnych radości i apetytu, beztroski i wolności - od tradycji i do wewnętrznej niepodległości - mają niepowtarzalne własności kojące.
-
W ostatecznym rozrachunku "Bo we mnie jest seks" to film nieudany. Zawiodło w nim zbyt wiele elementów, których nie odratuje nawet wybitna rola główna. Wygląda na to, że polskie kino chyba wciąż nie jest gotowe na Kalinę Jędrusik.
-
4.424 września 2021
-
-
Nie za bardzo wiem, do kogo jest skierowana ta produkcja. Wizualnie bliżej jej do serialu "Bodo", fabularnie traktuje temat walki Jędrusik o swoją pozycję w TVP bardzo po łebkach, nie tłumaczy jej fenomenu. Konstrukcja "Bo we mnie jest seks" też jest nierówna. Trudno wyczuć, czy to obyczaj, czy musical. Jest to raczej taka pocztówka minionej Warszawy i jej życia towarzyskiego, a nie wciągająca historia kobiety, która postanowiła się postawić pewnemu układowi w Telewizji Publicznej.