Laura, aby ratować rozpadający się związek, wyjeżdża na Sycylię, gdzie poznaje Massimo. Niebezpieczny mężczyzna, szef rodziny mafijnej, porywa ją i daje 365 dni na pokochanie go.
- Aktorzy: Anna-Maria Sieklucka, Michele Morrone, Bronisław Wrocławski, Otar Saralidze, Magdalena Lamparska i 15 więcej
- Reżyserzy: Barbara Białowąs, Tomasz Mandes
- Scenarzysta: Tomasz Klimala
- Premiera kinowa: 7 lutego 2020
- Premiera światowa: 7 lutego 2020
- Ostatnia aktywność: 21 stycznia
- Dodany: 3 stycznia 2020
-
Filmowi, który parę tygodni temu pojawił się w ofercie Netfliksa, nie bez powodu wytknięto, że promuje antyfeminizm i kulturę gwałtu. Przesłanie płynące z "365 dni" wydaje się wręcz naganne: zmuszanie kobiet do obcowania płciowego jest okej pod warunkiem, że gwałciciel to kawał przystojnego skurwysyna. Można odnieść wrażenie, że przedstawiona w filmie historia to mokry sen Lipińskiej, która emocjonalnie nie przeszła jeszcze okresu pokwitania.
-
Mam traumę. Boże, uchroń nas od sequeli.
-
Ten film to i tak najgorszy żart, jaki dziś zobaczycie.
-
W 365 dni ładnie wyglądają tylko napisy końcowe. Po nich tylko zostaje relaks przy piwku i nadzieja, że zapomni się szybko to, co się zobaczyło.
-
Nie jest ani dobry, ani nawet nie mieści się nawet w klasie filmów znośnych. Chyba że ktoś z was jest naprawdę niewymagający.
-
"Grey" przy jego polskim odpowiedniku to jednak kino co najmniej tak subtelne jak filmy Erica Rohmera. Ogarnięte mniejszą manią konsumpcyjną, dające głównej bohaterce chociaż szansę, by zadecydowała o swoim życiu.
-
365 dni jest beznadziejne pod każdym względem, a przede wszystkim bardzo szkodliwe.
-
Zaskakująco pozytywnym elementem filmu są jedynie zdjęcia Bartosza Cierlicy, natomiast całą resztę śmiało można, a nawet powinno się, puścić w zapomnienie.
-
Tragicznie słaby. Film, który ani nie angażuje, ani nie elektryzuje, ani nie bawi. To tylko ładnie zrealizowany teledysk.
-
Produkt gorszący i zaprogramowany na zysk - pełno jest w nim product placementu i bezczelnie został od razu rozpisany z myślą o kontynuacji.
-
Pędzi się tu, między erotycznymi sekwencjami, ale bijące z nich ciepło jest raczej marne. Za to można popodziwiać włoskie widoki, zagraniczne kurorty i ładne lokale. Jednak na koniec warto zadać sobie jedno pytanie: czy to na ponoć jedną z najbardziej skandalizujących adaptacji wystarczy?
-
"365 dni" reklamowano hasłem "film, jakiego w Polsce nie było". I jest w tym szczypta prawdy, bo tak bezczelnego produktu serialopodobnego, który przebrano w fatałaszki filmu, polska kinematografia nie widziała nawet w wydaniu Patryka Vegi. Gdy zobaczycie zakończenie, to zrozumiecie. Genialny w swojej prostocie pomysł na biznes. Miał być mocny film erotyczny, a zamiast tego otrzymaliśmy nudną opowieść o niczym.
-
Tak zły, na tak wielu poziomach, że można by było o nim gadać godzinami.
-
Nie wierzę, że to mówię, ale lepiej już obejrzeć "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a".
-
Bezpiecznie robi się na duszy, gdy po wyjściu z kina, obejrzeniu twarzy nieco rozczarowanych widzów, zaczynasz doceniać zwyczajność swojej "życiowej narracji".
-
Zły obraz i ciężko ocenić go w odmienny sposób. Najnowsza produkcja Barbary Białowąs przypomina raczej niekończący się teledysk soft-porno z udziałem aktorów, którzy nie przypadli sobie do gustu, aniżeli pełnoprawny film.
-
Widzowie oglądający polskie "Pięćdziesiąt twarzy Greya" podczas seansu dostali do oglądania film pełen scen poniżania, uprzedmiotawiania, innych czynności seksualnych z dołączonym do kompletu gwałtem. A to wszystko w cenie biletu. Miał być erotyk a wyszło goło i wesoło.
-
Bohaterowie niczym figury pozbawione duszy wypowiadają swoje kwestie, nieco sprawniej wykonują inne czynności. I tak na przemian. A co z relacją między nimi, co z chemią, z namiętnością? Nie istnieją. Stereotypowy to i pusty film. Polka przedstawiana jak aseksualna dziewczyna, która pragnie być zdobywana i pożądana, a Włoch musi być przystojny, "gorący" i męski do bólu. W połowie było już mi wszystko jedno, czy Laura pokocha Massimo.
-
Nie mam złudzeń, że "365 dni" stanie się boxoffice'owym hitem - rozentuzjazmowane fanki twórczości pisarki i przystojnego Włocha z pewnością tłumnie ruszą do kin. Szkoda tylko, że walentynkowym hitem A.D. 2020 będzie nie tyle film erotyczny, co hołdujący toksycznym zachowaniom rapey movie.
-
Żenująca opowiastka, która nie trzyma się kupy.
-
Nudny, szkodliwy społecznie produkt, który nie niesie za sobą ani rozrywki, ani jakiejkolwiek artystycznej wartości.
-
Profesjonalnie zrobiony i przyzwoicie zmontowany, na pewno nie gryzie w oczy. Parę razy jest w stanie rozśmieszyć, częściej obrzydzić bądź znudzić.
-
Stara się poza seksem przemycić jakiś wątek kryminalny ale zupełnie mu to nie wychodzi, a same postaci to wydmuszki sztuki teatru Białowąs, Mandesa i Lipińskiej, która nawet fanom serii prędzej obrzydzi książkę niż spełni ich oczekiwania.
-
Tak wyrafinowany jak denaturat. Przesiąknięty kulturą gwałtu i maczyzmem, którego pozazdrościłby John Milius. A jednak sympatyczny w momentach, gdy traci maskę poważnego dramatu, by przywdziać maskę przaśnej polskiej produkcji dla Grażyn i Januszów.
-
Nie mam w sobie tyle cierpliwości co filmowa Laura, więc na pytanie - czy po seansie produkcji piję, by zapomnieć, co widziałem, z o wiele mniejszym wdziękiem i bardziej plączącym się językiem odpowiadam: tak. Będę pił przez najbliższy tydzień.
-
Jeśli ktoś się zastanawia, czy w filmie "365 dni" , wg powieści Blanki Lipińskiej, momenty były, to powiem, że tak i na dodatek ładnie sfilmowane. Ale równie dużo było śmiechu, chyba nie zawsze zamierzonego przez twórców, szczególnie w momentach dialogów między głównymi bohaterami.
-
Kilka plusów nie jest niestety w stanie przykryć licznych wad tej produkcji. Jest nudna, przewidywalna i bez historii.
-
Wśród nielicznych plusów filmu Barbary Białowąs można znaleźć niezłe zdjęcia, dynamiczną ścieżkę dźwiękową i Annę-Marię Sieklucką. Zawodzą na całym froncie reżyseria, drugi plan i gasnące z każdym kadrem tempo historii.
-
Nie ma żadnych ambicji intelektualnych. Ma za to marketingowe.
-
Wszystko w warstwie scenariuszowej jest tu bowiem porażką, na czele z infantylnymi dialogami. W realizacji więcej jest śmieszności niż kina.
-
To nie jest najgorszy film świata. To nie jest również film, który zrobił dużo roboty źle. To rzetelna, zrobiona z należycie dobrym warsztatem produkcja.
-
Jeżeli film rozgrzeje to tylko ze złości i jednoznaczności, a nie z tego powodu, który sobie wykalkulował.