
Idylliczny związek pewnego małżeństwa zostanie poddany testowi, gdy w ich domu pojawią się obcy mężczyzna i kobieta.
- Aktorzy: Jennifer Lawrence, Javier Bardem, Ed Harris, Michelle Pfeiffer, Brian Gleeson i 15 więcej
- Reżyser: Darren Aronofsky
- Scenarzysta: Darren Aronofsky
- Premiera kinowa: 3 listopada 2017
- Premiera światowa: 5 września 2017
- Ostatnia aktywność: 12 września 2024
- Dodany: 30 kwietnia 2017
-
Osobiście znajduję się chyba jeszcze w zbyt dużym szoku, aby rzetelnie ocenić to, co zobaczyłem, ale myślę, że 9/10 i te kilka słów zachęcą was do wzięcia sal kinowych szturmem.
-
Rzeczywiście, seansu "Mother!" nie sposób porównać z żadnym z filmów, który wszedł do kina w 2017 roku. Aronofsky po mistrzowsku wykorzystuje warsztat reżysera, swobodnie poruszając się na polach różnych gatunków: horroru, dreszczowca i melodramatu.
-
Podobnie jak bohater odgrywany przez Javiera Bardema reżyser uległ pokusie uwielbienia. Niestety, bez pozytywnego skutku. Pierwsza część filmu jest jednak mimo wszystko świetna.
-
Pisana dużymi, kosmatymi literami boża alegoria. Jak dla mnie nie jest to jednak dramat, ale komedia i to wcale nie boska.
-
Nie jest filmem, który da się jednoznacznie, w prosty sposób ocenić. Zdecydowanie nie jest to film łatwy w odbiorze, wręcz przeciwnie, wymaga on od widza dużo cierpliwości, otwartego umysłu i gotowości do wyruszenia w dziwaczną, lekko przerażającą wyprawę, której sens nadać musi sam widz, wyposażony w zestaw osobliwych narzędzi dostarczony przez reżysera.
-
Mimo tej reżyserskiej brawury, tej dosadności i pretensjonalnego symbolizmu bijącego po oczach na każdym kroku, Aranofsky potrafił stworzyć z tego taki niesamowity, posiadający dziwaczną konsystencję filmowy koktajl, który do reszty przykuł moją uwagę i ostatecznie całkiem dobrze mi smakował.
-
Dzięki swojej bezkompromisowości ten obraz zapada w pamięć, jak przystało na film Aronofsky'ego. Jest w nim wiele sekwencji, które nie tylko imponują reżyserskim kunsztem inscenizacyjnym, ale także tempem, w którym np. intymna kolacja przeradza się niepostrzeżenie w rozbuchaną do granic możliwości czarną mszę.
-
Obraz naszpikowany znaczeniami, które dopiero po kilku godzinach dedukcji układają się w logiczną całość. A przyznam, że zabawa w detektywa sprawiła mi sporo radości.
-
Nie można być przygotowanym na "Mother!". To film odważny i alegoryczny, balansujący gdzieś na granicy jawy, snu i fantazji, ale wrażenie po sobie zostawia niesamowicie mocne.
-
Inni uznają ten film za ogromny, pretensjonalny bełkot, gdzie liczą się symbole niż postacie oraz fabuła, inni za genialne dzieło, pokazujące bezwzględną prawdę o człowieku. Ja jestem gdzieś po środku tego bałaganu, szanując wizję reżysera, ale bez sympatii i podziwu.
-
Czymże jednak jest "mother!" jeśli nie opowieścią o procesie twórczym artysty. Działaniu nie poddającym się żadnym miarom i zasadom. Narkotycznie złaknionym nieustannie nowych inspiracji.
-
"Tak właśnie umiera kino!" - usłyszałem krzyk podczas festiwalowego seansu. Przywitane zostało ono pokrzykiwaniami, śmiechem i oklaskami. Jeśli kino miałoby umrzeć w taki sposób, nie miałbym nic przeciwko temu.
-
Odważna, szalona i bardzo ambitna wizja zapadła mi w pamięć i będę do tego filmu wracał. Poza tym pewnych wizji i metafor zawartych w tym filmie nie należy, moim zdaniem, traktować zbyt serio.
-
Kiedy patrzę na mother! nie widzę filmu ani artystycznego manifestu. Widzę plac budowy, na którym mogłoby powstać coś pięknego.
-
To najbardziej radykalne, być może najważniejsze dzieło Aronofsky'ego. Jedni dostrzegą w nim pierwiastek szalonego wizjonera, inni hochsztaplera z przerostem ambicji nad talentem. Mnie tylko mocniej utwierdził w tym drugim.
-
Szokuje i bulwersuje, niemniej jednak potrafi nas niesłychanie zaintrygować i wciągnąć w swój pokręcony świat. Pokazuje nam całkiem inne oblicze kina i być może dlatego jego obraz wygląda tak świeżo i pociągająco.
-
Genialny wizualnie, znakomicie zagrany, wybornie udźwiękowiony "mother!" przypomina w gruncie rzeczy żyrandol z "Upiora w Operze". Artystycznie znakomity, wprost skrzący się i tonący w przepychu. Ale w gruncie wiadomo, że i tak spadnie robiąc przy tym spory zamęt.
-
Jednych oburzy poziom nonsensu, nieintencjonalna śmieszność filmu i ambitno-kiczowate pomysły reżysera, innych pochłoną biblijne implikacje dzieła, warte filozoficznych analiz.
-
Najbardziej bezkompromisowe dzieło Aronofsky'ego gdzie granica między rzeczywistością a fantazją zostaje przekroczona niemal od razu. Reżyser rysuje nam świat z pozoru normalny, ale co rusz dołącza elementy, które burzą ten obraz wprowadzając niepokój i niepewność.
-
Zwiastuny ostatniego filmu Darrena Aronofsky'ego sugerowały, że tym razem będziemy mieli do czynienia z filmem grozy. Ostatecznie okazało się, że z horrorem film ten nie ma zbyt wiele wspólnego - może poza jedną cechą, na którą wskazuje sam reżyser. Otóż seans "mother!" miał być z założenia przeżyciem traumatycznym.
-
Z jednej strony jest to bez wątpienia najoryginalniejszy film, jaki widziałem. Z drugiej desperacka próba zaciągnięcia do kin szerszej publiczności.
-
"Mother!" bywa intrygująca, a tym samym angażująca tak długo, jak długo reżyser pozwala widzowi wybrać, w jaki sposób ten chce odczytywać jego film. Niestety, w pewnym momencie reżyser traci kontrolę nad swoim dziełem, podobnie jak twórca-demiurg w snutej przez niego narracji.
-
W mojej opinii "Mother!" jest bowiem filmem bez tajemnicy, desperacko i histerycznie symulującym jej istnienie.
-
Nie pochwalam decyzji ujawnienia "macie tu klucz odpowiedzi na koniec", bo ten klucz nie jest kluczem do odkrycia siły emocjonalnej ani intelektualnej filmu, a jedynie wytłumaczeniem kolejności wydarzeń.
-
Dzieło bardzo specyficzne, niezwykle wartościowe i warte poznania.
-
W "mother!", w reżyserii Darrena Aronofsky'ego - jak na ironię - muzyka nie występuje w ogóle, natomiast kompozycja filmu to nic innego jak właśnie najprostsza forma ronda. Refren, pojawiające się chwilę później epizody, a następnie powrót do refrenu to w tym wypadku mroczna, trudna do jednoznacznego określenia piosenka, którą Aronofsky napisał w pięć dni, zaś "zaśpiewanie" jej powierzył Jennifer Lawrence.
-
Dobry i warty obejrzenia, choć trochę szkoda, że Aronofsky aż tak wątpi w inteligencję widza, że czuje się w obowiązku wyłożyć puentę czarno na białym.
-
Ogromna dawka niekiedy pouczających, ale i negatywnych emocji. Natomiast wielką stratą tego obrazu są zbyt dosłowne zabiegi formalne.
-
Osobiście bawiłem się na seansie "Mother!" całkiem nieźle - kakofonia dźwięków zadziałała odpowiednio, udało mi się przymknąć oczy podczas co bardziej dosadnego epatowania metaforyką, otworzyć je też szerzej na dosyć szalone atrakcje mające miejsce pod koniec.
-
Jeżeli lubicie wychodzić z kina z uczuciem kompletnego zamieszania w głowie, to z czystym sumieniem polecamy nowy film Aronofsky'ego, gdyż pokazuje on ponownie, że w każdym szaleństwie jest metoda. Ubrane jest to wszystko w formę nie dla każdego odpowiednią i, nie ukrywajmy, lekko chorą.
-
Reżyser buduje piętrowe metafory, dodaje religijne znaki, dokłada symbole. W wielu momentach trudno nie tracić wiary w sens tego, co konstruuje...
-
Niczego nie przegapicie, jeśli go nie zobaczycie.
-
Choć Mother! to film, który mógł być dziełem jakiego świat kina nie widział, to niestety jest pełnym pretensji do wielkich filmów dziełkiem podczas seansu którego niejedna osoba pomyśli sobie Matko! Już nie chcę tego oglądać!
-
Szansa na dzieło totalne, ukazujące ból towarzyszący rodzeniu się sztuki została zaprzepaszczona - reżyser utopił ją w morzu patosu i absurdu do tego stopnia, że widz cierpi. Nie dlatego, że współodczuwa z bohaterami, lecz dlatego, że musi to oglądać.
-
Jest dobre tempo, niespokojnie, gdy trzeba, czasem strasznie, poetycko, z finałem, który zawsze będzie taki sam, z krwią na rękach.
-
Doceniam inscenizacyjną biegłość reżysera, biję pokłony przed odwagą i poświęceniem Lawrence. "mother!" największe wrażenie robi jednak wtedy, gdy twórcy sugerują ewentualne interpretacje, a nie wbijają je do głowy młotem pneumatycznym.
-
Wielkie kino zrodzone w niebanalnym umyśle, równie brawurowe, co pretensjonalne.
-
Jest bezkompromisowym, odważnym, rozszalałym eksperymentem. To obraz, który zmierza w zupełnie odmiennym kierunku niż może się z początku wydawać.