-
Darren Aronofsky koszmarnie się zgubił. Nie tędy droga.
-
Kiedy patrzę na mother! nie widzę filmu ani artystycznego manifestu. Widzę plac budowy, na którym mogłoby powstać coś pięknego.
-
Jednych oburzy poziom nonsensu, nieintencjonalna śmieszność filmu i ambitno-kiczowate pomysły reżysera, innych pochłoną biblijne implikacje dzieła, warte filozoficznych analiz.
-
Mimo tej reżyserskiej brawury, tej dosadności i pretensjonalnego symbolizmu bijącego po oczach na każdym kroku, Aranofsky potrafił stworzyć z tego taki niesamowity, posiadający dziwaczną konsystencję filmowy koktajl, który do reszty przykuł moją uwagę i ostatecznie całkiem dobrze mi smakował.
-
Szokuje i bulwersuje, niemniej jednak potrafi nas niesłychanie zaintrygować i wciągnąć w swój pokręcony świat. Pokazuje nam całkiem inne oblicze kina i być może dlatego jego obraz wygląda tak świeżo i pociągająco.
-
Bełkot rozhisteryzowanego pseudointelektualisty, który pierwszy raz wyłożył się nawet warsztatowo. Porażka na całej linii.
-
1.74 listopada 2017
-
-
Jeśli szukacie filmu, który wyrwie was ze strefy komfortu, zdezorientuje, zniesmaczy i zirytuje, to "Mother!", czyli najnowsze dzieło Darrena Aronofsky'ego, nadaje się do tego wprost idealnie.
-
Bez wątpienia mother! jest przedsięwzięciem ambitnym, nietuzinkowym, ale momentami popadającym w pretensjonalność. Twórca dał się ponieść własnej pysze, wierze w nieomylność, przez co naraził się niezrozumienie, momentami na niezamierzoną śmieszność.
-
Broni się mnogością interpretacji zarówno całej historii jak i poszczególnych scen. Opus magnum Darrena Aronofsky'ego nie jest jego najlepszym filmem w dorobku, ale znajduje się w ścisłej czołówce.
-
Dzieło ambitne, oryginalne, intrygujące, pięknie zrealizowane, ale zarazem przeszarżowane, nieprzemyślane, bo nie oferujące widzowi czytelnego drogowskazu, wymagające przewodnika, który poratuje zagubionych biedaków.
-
Aronofsky-stylista przegrywa rywalizację z Aronofskym-kaznodzieją, a film, który zaczął się jak zaginione dzieło Bunuela, przeistacza się w nadętą alegorię w stylu późnego Malicka.
-
Jest dobre tempo, niespokojnie, gdy trzeba, czasem strasznie, poetycko, z finałem, który zawsze będzie taki sam, z krwią na rękach.
-
Mother! mogło być bardzo dobrym filmem. Ciekawy i oryginalny pomysł został jednak zmarnowany przez groteskowo absurdalny scenariusz, którego kuriozalność uniemożliwia poszukiwanie ukrytych w poszczególnych scenach znaczeń.
-
5.55 listopada 2017
-
-
Darren Aronofsky przekracza wspomnianą na wstępie granicę. Odlatuje w kosmos, zapominając zabrać ze sobą publiczność.
-
Jest przesadzone na tak wielu poziomach, że trudno znaleźć słowa, które mogłyby to oddać. mother! oszałamia i pozostawia widza z ogromnym chaosem w głowie i w żaden sposób nie można tego uczucia uznać za pozytywne.
-
Jest ekstremalnym filmowym wyzwaniem, które na pewno nie pozostawia obojętnym, wywołuje skrajne emocje i boleśnie wwierca się w naszą strefę komfortu. I choćby dlatego najnowszy projekt Aronofsky'ego można uznać za niepokojąco, ale wciąż niekompletnie udany.
-
Doceniam inscenizacyjną biegłość reżysera, biję pokłony przed odwagą i poświęceniem Lawrence. "mother!" największe wrażenie robi jednak wtedy, gdy twórcy sugerują ewentualne interpretacje, a nie wbijają je do głowy młotem pneumatycznym.
-
Dobry i warty obejrzenia, choć trochę szkoda, że Aronofsky aż tak wątpi w inteligencję widza, że czuje się w obowiązku wyłożyć puentę czarno na białym.
-
"Mother!" Aronofsky'ego można odczytać na wiele sposobów.
-
Aronofsky stracił kontrolę nad swoim dziełem, podobnie jak twórca-demiurg w jego opowieści. Zaślepiony swoją nagłą wizją, nie dostrzegł jej słabości.
-
Choć Mother! to film, który mógł być dziełem jakiego świat kina nie widział, to niestety jest pełnym pretensji do wielkich filmów dziełkiem podczas seansu którego niejedna osoba pomyśli sobie Matko! Już nie chcę tego oglądać!
-
Nie każdemu się to spodoba i nie każdy to zrozumie, niemniej jednak reżyserowi należy się wielki szacunek za to, że w hollywoodzkiej fabryce tak jak jego europejscy koledzy von Trier czy Lanthimos przełamuje schematy i robi swoje wyjątkowe, oryginalne kino, zdając sobie sprawę, że nie trafi ono do wszystkich, a tylko do nielicznych wybranych.
-
W mojej opinii "Mother!" jest bowiem filmem bez tajemnicy, desperacko i histerycznie symulującym jej istnienie.
-
Obraz naszpikowany znaczeniami, które dopiero po kilku godzinach dedukcji układają się w logiczną całość. A przyznam, że zabawa w detektywa sprawiła mi sporo radości.
-
Osobiście znajduję się chyba jeszcze w zbyt dużym szoku, aby rzetelnie ocenić to, co zobaczyłem, ale myślę, że 9/10 i te kilka słów zachęcą was do wzięcia sal kinowych szturmem.
-
Rzeczywiście, seansu "Mother!" nie sposób porównać z żadnym z filmów, który wszedł do kina w 2017 roku. Aronofsky po mistrzowsku wykorzystuje warsztat reżysera, swobodnie poruszając się na polach różnych gatunków: horroru, dreszczowca i melodramatu.
-
Aronofsky zrobił w swojej karierze lepsze i równie niewygodne dla widza filmy, ale chyba żaden nie atakował z tak wielką furią. Poddacie się jej, czy odrzucicie ze śmiechem? Ja się prawie poddałem. Bo to prawie rewelacja.
-
Osobiście skłaniam się ku opinii, że to jest dobry, potrzebny film, lecz gdyby nie turboprzerysowanie i "wbijanie" puenty kafarem, efekt byłby znacznie lepszy.
-
Najbardziej bezkompromisowe dzieło Aronofsky'ego gdzie granica między rzeczywistością a fantazją zostaje przekroczona niemal od razu. Reżyser rysuje nam świat z pozoru normalny, ale co rusz dołącza elementy, które burzą ten obraz wprowadzając niepokój i niepewność.
-
Nie jest filmem, który da się jednoznacznie, w prosty sposób ocenić. Zdecydowanie nie jest to film łatwy w odbiorze, wręcz przeciwnie, wymaga on od widza dużo cierpliwości, otwartego umysłu i gotowości do wyruszenia w dziwaczną, lekko przerażającą wyprawę, której sens nadać musi sam widz, wyposażony w zestaw osobliwych narzędzi dostarczony przez reżysera.
-
Nie potrafię znaleźć w sobie nawet małej cząstki miłości dla tego filmu, mimo, że uwielbiam Lawrence, kocham Michelle Pfeiffer i nigdy nie chciałem skreślać Aronofsky'ego jako twórcę. On sam jednak, "Mother!", a szczególnie jej przeokropnym finałem, wykreślił się z grona twórców, którzy mogliby mnie jeszcze zainteresować.
-
Aronofsky przecież z premedytacją nakręcił dzieło, które ma nie pozostawiać obojętnym, które ma polaryzować, którego jeśli nie pokochasz, to przynajmniej je znienawidzisz. Ja tymczasem utknąłem w rozkroku.
-
Niczego nie przegapicie, jeśli go nie zobaczycie.
-
Można więc odnieść wrażenie, że Aronofsky jest absolutnie zakochany w swoim dziele i właśnie dlatego nie jest w stanie się ustatkować, w odpowiednim czasie powiedzieć: "Wystarczy". Przekracza kolejne limity żenady, nie cofa się przed niczym, podążając ku absolutnej niedorzeczności.
-
Podobnie jak bohater odgrywany przez Javiera Bardema reżyser uległ pokusie uwielbienia. Niestety, bez pozytywnego skutku. Pierwsza część filmu jest jednak mimo wszystko świetna.
-
Szansa na dzieło totalne, ukazujące ból towarzyszący rodzeniu się sztuki została zaprzepaszczona - reżyser utopił ją w morzu patosu i absurdu do tego stopnia, że widz cierpi. Nie dlatego, że współodczuwa z bohaterami, lecz dlatego, że musi to oglądać.
-
"Mother!" dzieli, bo miała dzielić, takiego efektu oczekiwał jej reżyser, o którym można pisać wiele rzeczy, ale nie to, że nie zna się na ludzkiej naturze.
-
Nie można być przygotowanym na "Mother!". To film odważny i alegoryczny, balansujący gdzieś na granicy jawy, snu i fantazji, ale wrażenie po sobie zostawia niesamowicie mocne.