
-
32recenzje
-
31ocen
-
27pozytywnych
-
4negatywne
-
7.3średnia
-
87%pozytywnych
-
0.8odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Mimo nierównego tempa, zbędnego nagromadzenia wątków i stylistycznych różnic względem poprzednich filmów, nie ulega jednak wątpliwości, że "Pewnego razu..." to rzecz w filmografii Tarantino wyjątkowa, zatopiona w sentymentalnym sosie filmowa pocztówka i spełniona próba ostatecznego rozliczenia się ze zmierzchem niewinności Hollywood, wyznanie bezgranicznej miłości do kina od człowieka, który rzucił pracę w wypożyczalni wideo, by śnić swoje celuloidowe sny w fabryce marzeń.
-
Niespełna dwuipółgodzinna makabreska zatopiona w pastelowych barwach i czarno-humorystycznym sosie, zwieńczona stroboskopowym danse macabre i fizycznym ciężarem ekranowej gehenny. Tego trzeba doświadczyć w kinie.
-
Wydaje się, że film Lanthimosa jest jedynym przykładem pomostu łączącego ambicje autorskiego kina o europejskich naleciałościach z rozmachem kostiumowego kina rodem z Hollywood.
-
Choć efektownie gra z widzem i jest mocno intertekstualny, a przy okazji idealnie mieści się w ramach ustanowionej przez twórców konwencji, to po oddzieleniu od formy pozostaje niestety przeciętną historią o zgubnej ambicji i stopniowym rozpadzie psychiki.
-
Gatunkowa rozbieżność, formalny eklektyzm nie do końca się jednak sprawdzają.
Najwyżej ocenione
-
Wydaje się, że film Lanthimosa jest jedynym przykładem pomostu łączącego ambicje autorskiego kina o europejskich naleciałościach z rozmachem kostiumowego kina rodem z Hollywood.
-
W kategoriach kina wojennego, to film wręcz awangardowy, wznoszący filmowy realizm na zupełnie nowy poziom.
-
Dostarcza niesamowitych przeżyć i intensywnego kinowego doświadczenia. Właśnie dla takich filmów powstało kino.
-
Niewątpliwym atutem tej produkcji jest aktorstwo Vinca Vaughna. Wszystkim przyzwyczajonym do jego komediowego emploi, radzę jednak na samym początku zmienić optykę.
-
Oparta na pogoni, daleka od praw logiki fabuła, to niemal dwugodzinna orgia przemocy z momentami wyrafinowanego gore, pozostawiająca także miejsce na przewrotny, czarny jak smoła humor. W tym szaleństwie jest jednak metoda - nie dość, że reżyserka znakomicie pogrywa z konwencją, jednocześnie wyśmiewając ją przy wykorzystaniu często teledyskowej formy, to jeszcze potrafi autentycznie zaangażować i szarpnąć odpowiednie emocjonalne struny.
Najniżej ocenione
-
Razi najbardziej rozbieżność między tym, co zapowiadał trailer, a tym, co finalnie otrzymaliśmy - w praktyce to międzygatunkowa mieszanina wątków i scen, niemających właściwie żadnego większego znaczenia - wiele z nich nie doczekało się bowiem konsekwentnego rozwinięcia.
-
"Lidze Sprawiedliwości" nie pomogli ani nowi bohaterowie, ani zmiana sternika. Brak konsekwencji, fabularne uproszczenia i masę klisz, film stara się zatuszować przestarzałymi efektami, wizualnym patosem i rzucanymi co rusz one-linerami, ale bezskutecznie.
-
Całość owszem, jest przyjemna dla oka i zrealizowana ze standardami iście blockbusterowymi - znajdziemy tu parę ładnych, efektownych momentów - ale pojedyncze sceny czy ujęcia nie są w stanie same zapracować na ogólny poziom produkcji, której zabrakło nie tylko reżyserskiego doświadczenia i zmysłu inscenizacyjnego, ale przede wszystkim - serca.
-
Gatunkowa rozbieżność, formalny eklektyzm nie do końca się jednak sprawdzają.
-
Choć efektownie gra z widzem i jest mocno intertekstualny, a przy okazji idealnie mieści się w ramach ustanowionej przez twórców konwencji, to po oddzieleniu od formy pozostaje niestety przeciętną historią o zgubnej ambicji i stopniowym rozpadzie psychiki.
Odrębnie ocenione
-
Gatunkowa rozbieżność, formalny eklektyzm nie do końca się jednak sprawdzają.
-
Wyższy budżet czuć tutaj w każdym aspekcie, ale i jego wysokość nie byłaby do końca uzasadniona bez samoświadomości warsztatu, którego opanowanie przejawia się nie tylko w gramatyce filmowego języka, intrydze i emocjonującej fabule, ale również w najdrobniejszych niuansach wysublimowanej formy.
-
Oparta na pogoni, daleka od praw logiki fabuła, to niemal dwugodzinna orgia przemocy z momentami wyrafinowanego gore, pozostawiająca także miejsce na przewrotny, czarny jak smoła humor. W tym szaleństwie jest jednak metoda - nie dość, że reżyserka znakomicie pogrywa z konwencją, jednocześnie wyśmiewając ją przy wykorzystaniu często teledyskowej formy, to jeszcze potrafi autentycznie zaangażować i szarpnąć odpowiednie emocjonalne struny.
-
"Lidze Sprawiedliwości" nie pomogli ani nowi bohaterowie, ani zmiana sternika. Brak konsekwencji, fabularne uproszczenia i masę klisz, film stara się zatuszować przestarzałymi efektami, wizualnym patosem i rzucanymi co rusz one-linerami, ale bezskutecznie.
-
Film dla koneserów gatunku, wymagający uruchomienia szarych komórek i stymulujący do skorzystania z internetowej encyklopedii czy nawet bardziej specjalistycznych źródeł, w zamian jednak dostarczający intensywnych emocji i solidnej dawki adrenaliny.