
- 48% pozytywnych
- 23 krytyków
- 17% pozytywnych
- 31 użytkowników
Light Turner znajduje tajemniczy notatnik, który postanawia wykorzystać do wymierzania sprawiedliwości.
- Aktorzy: Lakeith Stanfield, Nat Wolff, Margaret Qualley, Willem Dafoe, Matthew Kevin Anderson i 15 więcej
- Reżyser: Adam Wingard
- Scenariusz: Vlas Parlapanides, Jeremy Slater, Charley Parlapanides
- Premiera światowa: 24 sierpnia 2017
- Ostatnia aktywność: 6 grudnia 2020
- Dodany: 29 sierpnia 2017
-
Wspomniana już miłość do kina i, idąc dalej, konkretnej muzyki, stylu realizacyjnego, typu bohatera zaowocowała tym co najlepsze. Zdaję sobie sprawę, że specyficzna maniera Wingarda nie trafi do wszystkich, jednak dla Death note zaaranżowanego na rynek zachodni jest najlepszym co mogło go spotkać.
-
Może nie zawsze skupia swoją uwagę, ale jest intrygujący, miejscami piękny wizualnie i bardzo w stylu Wingarda.
-
Krwawa, ale i młodzieżowa wersja słynnej mangi. Laikom może się spodobać, fani oryginału będą kręcić nosem.
-
Mimo wszystko przyjemny, wciągający i, co ważne w tego typu produkcjach, dopracowany technicznie film. Nie jest oparty na utartych schematach, którymi każdego roku rzuca w nas kino.
-
Przypadkowemu widzowi sprawi sporo frajdy, a fani komiksu, cóż, niech wracają do czytania.
-
Jeśli stworzenie remake'u kiedykolwiek miałoby sens, to byłoby to właśnie podjęcie materiału źródłowego od innej strony lub przekładając go na inną kulturą. I wydaje mi się, że to właśnie chcieli zrobić twórcy z Death Note i pomimo wad, wyszło to całkiem zgrabnie.
-
Jako adaptacja wypada słabo, a jako samodzielny film... średnio. Bohaterowie także nie porywają, na szczęście ich poczynania rekompensuje odrobinę sam finał, przepełniony jednak zbyt dużą liczbą bezsensownych scen, mających chyba udowodnić, jak bohaterowie szybko biegają.
-
Osobiście dobrze się bawiłem i wierzę, że widz szukający rozrywki podszytej ciekawą fabułą również znajdzie tu coś dla siebie.
-
Wielbiciele pierwowzoru będą rozgoryczeni, pozostali znajdą w najnowszej produkcji Netflixa przyzwoity i nieoczekiwany hołd dla klasyków epoki VHS-u.
-
Idealna propozycja na końcówkę wakacji. Niezbyt ambitna i niewymagająca, ale po zawieszeniu niewiary i przymknięciu oka na parę fabularnych uproszczeń - spełniająca swoje założenie w stu procentach.
-
Niestety produkcja nieudana. Kuleje tempo, sposób prowadzenia opowieści oraz sama opowieść, która nie jest w stanie nas zbytnio zaintrygować.
-
Jako film sam w sobie, w oderwaniu od oryginału wypada przeciętnie - jest nieźle zrealizowany i dostarcza odrobinę frajdy dla fanów brutalnych horrorów i starych filmów sensacyjnych, niestety fabuła jest opowiedziana w mało interesujący sposób, nie wzbudza emocji, przypomina bardziej streszczenie serialu, a postacie w większości są płytkie i irytujące.
-
Fani anime nie mają co podchodzić do netfliksowego Death Note'a, zaś wszyscy inni mogą liczyć na wyjątkowo ciekawy pomysł na historię, który zniszczyły uproszczenia, nieciekawy protagonista i tragiczna ścieżka dźwiękowa.
-
Kompletnie niewykorzystany potencjał i zupełnie odarty z klimatu, wrażliwości i najistotniejszych walorów fabularnych oraz psychologicznych film, który nie zostanie w pamięci odbiorcy na dłużej.
-
Największą ironią jest fakt, że adaptacja jednego z najbardziej przemyślanych, inteligentnych i wciągających anime jest filmem, przy którym najlepiej odłożyć mózg na bok. Bowiem pomimo obiecującego początku, Notatnik Śmierci Wingarda rozczarowuje.
-
Zamiast starcia dwóch geniuszy dedukcji, dostajemy miałką historię o uczniaku chcącym zaimponować dziewczynie i jego "nemezis", który momentami zachowuje się, jakby kolejne elementy układanki wsuwał mu ktoś pod drzwi, z punktem kulminacyjnym na szkolnym balu.
-
O filmowej adaptacji "Notatnika śmierci" w wykonaniu Netflixa należy czym prędzej zapomnieć. Ta produkcja nie zasługuje na popularność, a już tym bardziej na stworzenie jej kontynuacji.
-
Bez względu na to czy oceniam film przez pryzmat pierwowzoru czy jako odrębny twór jest on po prostu słaby, mniej lub bardziej, ale wciąż słaby. I jedyne co dobre wynikło z tej produkcji to niezmierna chęć ponownego sięgnięcia po pierwowzór, który naprawdę jest wart polecenia.
-
Twórcy nie mieli zupełnie pomysłu na ten film. Jak więc był sens go robić?
-
Adam Wingard po "Gościu" zalicza mocny upadek, jego "Notatnik śmierci" niszczy legendę zarówno jego, jak i kultowego serialu.
-
Patrząc na to wszystko po pewnym czasie od obejrzenia, jestem pewien, że jeśli tak dalej pójdzie, to niech nikt nie zabiera się za próby robienia amerykańskich wersji anime, ponieważ zawsze będzie to skazane tylko i wyłącznie na porażkę.
-
Niezły film z potencjałem zmarnowanym przez obieranie fabularnych skrótów.
-
Mimo wysiłków części obsady, amerykański Death Note sprawdza się tylko jako film klasy B, który najlepiej oglądać ze znajomymi, głośno przy tym komentując wszystkie bzdury i nieudolne sceny. Obok Transformers: Ostatni Rycerz to jest najgorszy film, jaki widziałem w tym roku, chociaż w przeciwieństwie do filmu Michaela Baya jest całkiem zabawny w swojej szmirowatości.