-
Napięcie towarzyszy od początku do końca, nawet gdy już wiadomo, w jakim kierunku zmierza cała historia.
-
Bardzo ciekawy eksperyment, który nas pochłania i elektryzuje od samego początku. Niestety z czasem gubi pazur i staje się monotonny, co okazuje być bardzo przytłaczające.
-
Jest dziwnie, niepokojąco, frustrująco, ale i pięknie moim zdaniem.
-
Kolejny film Greka obok którego nie powinno się przejść obojętnie.
-
Yorgos Lanthimos tworzy pełną symboli operę, która wystawia na próbę racjonalność i moralność widza.
-
Nie jest to tytuł, które przypasuje każdemu, bo jednak u podstaw jest to wciąż kino artystyczne, nieco przystępniejsze od "Kła", mniej absurdalne od "Lobstera", ale równie pomysłowe i szalone jak pozostałe filmy Lanthimosa.
-
Nie stanowi novum w twórczości Yorgosa Lanthimosa, ale potrafi jeszcze w większym stopniu zainteresować widza swoim ostatecznym wydźwiękiem. Przeniesienie greckiego dramatu do współczesności, podsycanie atmosfery muzyką oraz śpiewem chóru, a także ciekawa perspektywa kamery składają się na seans, który zmusza do refleksji oraz głębszej analizy.
-
Jest wyjątkowym dreszczowcem, naznaczonym mocnym autorskim piętnem, a jego mityczny wymiar jest nie do przecenienia. Udowadnia on bowiem, że nawet najstarsze historie potrafią opowiadać o naturze współczesnego człowieka.
-
Na nowe dzieło Lanthimosa wierni fani jego twórczości po prostu muszą się wybrać, a niezdecydowanej reszcie powiemy tylko - to bardzo dobry film. Zdecydowanie warto przez dwie godziny stresować się razem z bohaterami.
-
Nie tylko fenomenalnie nakręcony, ale i znakomicie zagrany.
-
Osobiście odrobinę się zawiodłam. Ale może wynika to raczej z faktu, że spodziewałam się prawdziwego arcydzieła, wspięcia się na ostateczną wyżynę przez reżysera, a dostałam tylko bardzo dobry film.
-
Choć udany, jest przede wszystkim dowodem na to, że Lanthimos do pewnych gatunków się nie zniża, a inne przecenia.
-
To z pewnością najdojrzalsze i najbardziej spełnione dzieło Lanthimosa.
-
Zimny, wydumany, przeładowany nieczytelnym drugim dnem oraz kompletnie nieangażujący.
-
Wychodząc z kina ciężko o podsumowanie czy ten film jest dziwnie dobry czy dziwnie zły. Z pewnością jest jednak niepokojąco poruszający.
-
Lanthimos, który skroił swój scenariusz na modłę greckiej tragedii, rozsadza od wewnątrz bezpieczny i ciepły świat Stevena wprowadzając do niego element fatum.
-
Cienka jest w tym filmie granica pomiędzy banałem a geniuszem. Trudno ocenić, czy "Zabicie świętego jelenia" jest filmem wybitnym. Wprawdzie w trakcie seansu Lanthimos umiejętnie wwierca się w ludzką percepcję, chwyta prezentowaną przemocą za gardło i nie pozwala chociaż na chwilę odetchnąć od dusznego klimatu, niemniej jednak po czasie pozostaje wrażenie bycia oszukanym.
-
Film traktujący siebie nieco zbyt poważnie. Parę przebłysków autoironii przekłuwa balon z patosem, jednak uczucie reżyserskiego nadęcia towarzyszyło mi do ostatnich scen. Antyczna tragedia przeniesiona na amerykański grunt nie może w pełni wybrzmieć, bo stale zostaje zagłuszana przez wyskakującego natrętnie na pierwszy plan Lanthimosa.
-
Jeśli coś Zabicie... ostatecznie ratuje, to nie małżeńskie łóżkowe ekscesy w wydaniu Farrela i Nicole Kidman, nie ekscentryczna gościnność Alicii Silverstone, nie wszystkie te kubrickowskie jazdy kamery czy wszędobylskie neony "exit", które wysyłają podprogowy sygnał, że wyjścia jednak nie będzie. Najciekawsza jest postać boskiego mściciela, który ani trochę nie przystaje do mitycznego ciężaru swojej powinności.
-
Oglądając Zabicie świętego jelenia siedziałam jak zaczarowana, mocno przeżywałam to, co się dzieje na ekranie, a sposób przedstawienia całej historii totalnie mnie zahipnotyzował.
-
Lanthimos intryguje, irytuje niedopowiedzeniami i zazębianiem ze sobą tak różnych koncepcji kary. Wszystko w szatach gęstego psychologicznego thrillera z elementami horroru.
-
Lanthimos jest mistrzem, jeśli chodzi o konstruowanie miejsca i akcji filmu wokół tezy, która przypomina jakieś Twoje rozważanie, które naszło Cię, kiedy akurat czekałeś na windę.
-
Yorgos Lanthimos nie zawiódł fanów swojego talentu. Jego inspirowane mitem o Ifigenii "Zabicie świętego jelenia" jest godnym następcą ukochanego przez festiwale "Lobstera", a może nawet filmem lepszym, bo bardziej koherentnym i przejrzystym.
-
Zupełnie szczerze mogę stwierdzić, że jest to jeden z filmów, którego długo nie zapomnę, ponieważ zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie podjęłam próby utożsamienia się z głównym bohaterem, zdecydowanie wolałam pozostać w roli widza.
-
Ostatecznie więc trudno Lanthimosowi - kolejny już raz - odmówić oryginalności, szczególnie w sposobie podejścia do wykorzystania motywów mitologicznych. Jednocześnie jednak opowiadanej historii brakuje psychologicznego prawdopodobieństwa i większej liczby semiotycznych warstw, zachęcających widzów do intelektualnej aktywności przez cały seans.
-
Mocna satyra na niestrawną, zadufaną w sobie amerykańską klasę średnią oraz jej sterylną hipokryzję i cynizm.
-
Kino pełne abstrakcji, które swoja kontrowersją przekracza granice komfortu i zadziwia subtelnością i niepokojem. Film, który poza ogromną dawką emocji dostarcza duszności i psychologicznych gier, które zdecydowanie buduje niezapomniany klimat.
-
Trudno Lanthimosowi odmówić oryginalności. O ile film jest ciekawy wizualnie, a muzyka przeszywająca, o tyle realizacji nie kupuję. Wiem, że reżysera stać na więcej!
-
Lanthimos bezlitośnie poddaje w wątpliwość ludzkie działania i moralność. Zadaje pytanie o sprawiedliwość i o to, kto może ją wymierzać. Konsekwentnie, krok po kroku odziera swoich bohaterów z empatii, zostawiając ich jedynie ze zwierzęcymi odruchami.
-
Przy tej całej, robiącej wrażenie artystycznej oprawie i specyficznym stylu naznaczonym stemplem reżysera, nic tak naprawdę w tym filmie mnie nie ruszyło, nie zachęciło do grzebania głębiej, sięgania po rozmaite interpretacje. Można powiedzieć, że podobnie jak bohaterowie z filmów Greka, pozostałem na wszystko co rozgrywa się na ekranie kompletnie apatyczny i zobojętniały.
-
Zabicie świętego jelenia ze swą surrealistyczną "niestosownością" i onirycznym klimatem, podkreślanymi przez długie ujęcia, przestronne kadry kojarzące się z opuszczaniem własnego ciała i ciężką, dudniącą muzykę klasyczną, jest filmem bardzo interesującym, a zarazem szalenie nieprzyjemnym, wręcz odpychającym. Na pewno dużo oferuje filmoznawcom, kulturoznawcom, historykom sztuki i masochistom.
-
Mimo, iż śmiech na sali zdarzało się słyszeć dość często, zakończenie wywołało jęk przerażonej widowni. O to chyba chodziło.
-
Idealny miks powagi i czarnego humoru, który prowokuje do myślenia.
-
Kolejna surrealistyczna podróż po onirycznym świecie Yorgosa Lanthimosa. Tym razem pozbawiona jednak pomysłu, który sprawiłby, że kupi się wszystko, co grecki reżyser chce sprzedać.
-
Bohaterowie Lanthimosa to przede wszystkim zmęczeni, pokiereszowani, oszpeceni walką z nadludzką siłą ludzie, a ich zwycięstwo zawsze okupione jest najwyższą ceną. Podobnie czuję się po obejrzeniu filmu, zmęczony podróżą, mając nieodparte wrażenie, że Lanthimos w "Zabiciu świętego jelenia" nie mierzy się z mitem greckim, lecz ze swoim własnym, opowieścią o wielkich, męskich twórcach filmowych.
-
Zabicie Świętego Jelenia to utrzymywanie przy życiu sztuki, która nawiązując do dalekich tradycji, przenosi się na współczesne warunki, trochę z nią polemizując. Ostatecznie jednak odbiera nam na długą chwilę wiarę w cokolwiek. Wysysa z nas wiarę, ale nie w kino!
-
Abstrakcyjne zachowania bohaterów, ich teksty, a także labirynty szpitalnych korytarzy hipnotyzują, pogrążają w trans i sprawiają, że całe dwie godziny filmu obejrzysz w pełnym skupieniu i napięciu.
-
W trakcie seansu odbiorca jest zwyczajnie ogołocony z domysłów oraz punktów zaczepienia i wychodząc ze strefy komfortu, musi Lanthimosowi intuicyjnie zaufać. A to chyba najlepszy dowód na to, że grecki reżyser jest panem swojego filmu.