
-
720recenzji
-
523oceny
-
339pozytywnych
-
184negatywne
-
6.1średnia
-
65%pozytywnych
-
0.7odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Złośliwi mogliby napisać o nakręconej za ponad dwieście milionów dolarów, dwuipółgodzinnej ilustracji piłkarskiego porzekadła, że "niewykorzystane sytuacje się mszczą". Ja nie będę złośliwy - einteiwś ęis mełiwaB.
-
Przestrzeni na podobne refleksje nie brakuje. Pomiędzy krwawą rozwałką a erupcjami sztubackiego humoru, scenarzyści wypełniają szkic kolorami. Czasu starcza też na pocieniowanie obydwu stron konfliktu - nakreślenia motywacji, odkrycia zaskakujących faktów z przeszłości, przetasowania fabularnej talii. Owocuje to chyba najszlachetniejszym rodzajem filmowej pulpy - za fasadą dzikiej akcji kryją się i dramat, i satyra.
-
Wątek tej "sztafety cierpienia" nie tylko uzasadnia tytuł, ale też zamienia humanistyczny dyptyk Komasy w coś więcej niż sumę swoich składowych, mianowicie w spójną przypowieść o niewidzialnych ludziach oraz ich ledwie słyszalnym głosie.
-
Jeżeli ktoś widział łotewski oryginał, wie mniej więcej, czego się spodziewać. Ale ponieważ nikt go nie widział, czujcie się ostrzeżeni.
-
Tym większa szkoda, że efektem tej gatunkowej alchemii jest wyłącznie środek nasenny.
Najwyżej ocenione
-
Reżyser decyduje się na charakterystyczną dla swojej twórczości formę neutralnej obserwacji, ale zaciąga również kredyt u innych mistrzów współczesnego, europejskiego kina, ze swoim rodakiem Royem Anderssonem na czele.
-
Szukając wizualnego ekwiwalentu dla stale zmieniającej się sytuacji bohaterów, wędruje od jednej "oswojonej" estetyki do drugiej. I tak też obcuje się z "The Parasite" - każdy cukierek jest pyszniejszy od poprzedniego, nawet gdy w torebce zostają już tylko kamyki.
Najniżej ocenione
-
W swoich najlepszych momentach film przypomina tanią, odpustową, szkaradną estetycznie, pozbawioną krzty narracyjnego polotu, wyzutą z humoru, konstrukcyjnie niespójną, lichą dramaturgicznie, kiepsko sfastrygowaną, pstrokatą, koncepcyjnie miałką, nieskażoną głębszą myślą i powierzchowną frajdą, nudną jak flaki z olejem, niezamierzoną parodię "W głowie się nie mieści" studia Pixar.
-
Debiutujący za kamerą Christoph Rurka całą wiedzę o kinie i życiu wyniósł najpewniej z polskich kabaretów. Bez względu na to, czy obserwujemy propozycję korupcyjną, podglądamy bohaterów przy kuchennym stole czy jesteśmy w samym środku policyjnej obławy, oglądamy festiwal czerstwych gagów, pozbawionych puenty dowcipasów i słownego ping-ponga, w którym za piłeczkę służy ołowiana kula.
Odrębnie ocenione
-
Ekranowe konflikty są grubo nakreślone i choć filmowy świat zaludniają ciekawe postaci, ich wątki sprawiają wrażenie dopisanych na kolanie, służą jedynie odwracaniu uwagi od wątłej opowieści o Howardzie.
-
Imponujący zakres tematyczno-intelektualny wystarczy, by obraz stał się hitem długich filmoznawczych wieczorów, z kolei eklektyczna forma na pewno ugruntuje pozycję reżysera wśród mistrzów filmowego języka. Lecz pojawiający się na ekranie kolaż scen z jego poprzednich filmów - od "Królestwa" po "Melancholię" - przynosi efekt odwrotny do zamierzonego.