-
Podobnie jak "Lourdes" czy "Szalona miłość", "Club Zero" pozostaje świetnym filmem o tym, jak kulturowa obsesja samorealizacji tworzy zabójcze połączenie z formującą się i powoli dojrzewającą samoświadomością. I cóż, warto zjeść coś po seansie. Dla świętego spokoju.
-
Jeśli więc najnowszy film Jessiki Hausner ma nas czegoś nauczyć, to nie zdrowych żywieniowych nawyków, a raczej tego, że tematyczny szok nie wystarczy, by wprawić odbiorcę w zadumę. Filmowi Club Zero sporo do tego brakuje.
-
Jest eksluzywną prywatna szkoła, młodzież, która nie wydaje się zepsuta, a wręcz przejmuje się losem świata oraz nowa nauczycielka, która w swoich kolorowych ubraniach wydaje się uosobieniem dobroci i spokoju. Mimo wszystko w tym obrazku jest coś niepokojącego. I słusznie.
-
6.513 sierpnia
- Skomentuj
-