-
Dominacja serwisów streamingowych i spadek znaczenia klasycznego modelu dystrybucji dla wielu kinomanów stanowi powód do niepokojów, pozostaje mieć jednak nadzieję, że w amerykańskim kinie, niezależnie od okoliczności, pozostaną ludzie tacy jak Scorsese, zdolni do tego, by stworzyć monumentalne, dopracowane ponadtrzygodzinne dzieło, nie myśląc o tym, czy widownia wychowana na Tik-Toku będzie w stanie wysiedzieć na nim do końca.
-
Martin Scorsese w "Killers of the Flower Moon" pokazał, że w baku zostało jeszcze mnóstwo paliwa, że człowiek, który ma na karku prawie 81 lat, może być u szczytu kreatywności. Strach się bać, co jeszcze może nam pokazać ten niekwestionowany mistrz kina. Cieszy to, że nie stał się kolejnym, który w ostatnich latach musiał nam udowodnić swoją miłość do kina... listem miłosnym do X muzy. To zrobił już wcześniej przy okazji "Hugo i jego wynalazek" i za to mu będę dozgonnie wdzięczny na zawsze.
-
Monstrualny, trzyipółgodzinny metraż filmu może odstraszać. A jednak dzięki przekonującej dokumentacji kultury Osagów oraz najszlachetniejszemu rodzajowi humanizmu "Killers of The Flower Moon" nie sprawia wrażenia rozdmuchanego serialu.