-
Dzieci się na niej wynudzą, a dorośli zaserwują sobie pranie mózgu - brak jakichkolwiek charakterystycznych elementów sprawia, że po wyjściu z sali w błyskawicznym tempie zapominamy czego właśnie byliśmy świadkami, ale może to i lepiej...
-
Emotki rozczarowują. Nie są ani ładne, ani głębokie, ani specjalnie śmieszne, brakuje w nich prawdziwych emocji.
-
Jeśli jesteś masochistą, to film idealny dla ciebie!
-
W swoich najlepszych momentach film przypomina tanią, odpustową, szkaradną estetycznie, pozbawioną krzty narracyjnego polotu, wyzutą z humoru, konstrukcyjnie niespójną, lichą dramaturgicznie, kiepsko sfastrygowaną, pstrokatą, koncepcyjnie miałką, nieskażoną głębszą myślą i powierzchowną frajdą, nudną jak flaki z olejem, niezamierzoną parodię "W głowie się nie mieści" studia Pixar.
-
Kolejne suche dowcipy i totalnie beznamiętna fabuła doprowadzają widza do stanu, z którego albo wychodzi z seansu, albo próbuje czymś zająć ręce, żeby nie zabić się z nudów.
-
Bardziej niż pełnoprawny film przypominają pełnometrażowy product placement i co najwyżej lekko trącają poprzeczkę zawieszoną przez wcześniejsze, poruszające, mądre i angażujące produkcje familijne.
-
Emotki można potraktować jako antyutopię kinematografii przejętej przez deweloperów darmowych gier mobilnych. Fabuła szybko przestała mieć znaczenie, bohaterowie nieustannie stroili głupie miny, a w miejsce jakiejkolwiek zawartości pojawiły się niemożliwe do pominięcia reklamy.
-
Jeśli miałbym opisać tę animacje jej własną "bronią", to w przypadku "Emotki: Film" musiałbym niestety użyć poop emoji.
-
Kiepska animacja, może nie najgorsza, jaką miałam okazję oglądać, jednak brak jej dopracowanego scenariusza.
-
Myślę, że dorosły widz będzie się na seansie nudził. Dobre tłumaczenie i chwytliwe gry słowne cieszą, ale to zdecydowanie za mało, by nas zaabsorbować.
-
Pozbawiona choć odrobiny polotu filmów o LEGO pełnometrażowa reklama, nie siląca się na nic prócz zajęcie czasu niewymagającym widzom i wyłudzenie pieniędzy za gadżety.
-
"Emotki" obrażają inteligencję tego starszego widza, ale przede wszystkim tego młodszego. Jeśli chcecie sobie zrobić z mózgu papkę, to idźcie na ten film.
-
Ciężka do zdefiniowania pozycja, która pogrąża się z każdą minutą. Animacja pełna złych i gorszych momentów, zdecydowanie nieodpowiednich, bo niezrozumiałych, dla młodych widzów.
-
Rzeczywiście oparcie fabuły na buźkach z telefonu wydaje się absurdalne, ale też sporo mówi o współczesności. Może więc zamiast odwracać się tyłem z faryzeuszowskim oburzeniem, że oto sięgnęliśmy dna, lepiej przyznać się do bycia częścią świata emotek.
-
Chyba najsłabsza amerykańska animacja ostatnich lat.
-
Jeśli wersja oryginalna posiada jakieś zabawne dialogi, to zostały one zatracone podczas tłumaczenia na język polski albo zabite przez rodzimy dubbing. Trudno tu znaleźć jakikolwiek trafiony żart.
-
Fabularny mętlik, starający się udowodnić, że niesie za sobą więcej treści, niż lokowanych produktów - nic bardziej mylnego.
-
W "Emotkach: Film" reklama zastąpiła fabułę, a wtórność oryginalność pierwotnego konceptu. Innymi słowy wyszedł kit.
-
Wbrew bohaterom animacji Tony'ego Leondisa, produkcja ta wzbudza w odbiorcy zdecydowanie za mało emocji. Bezpłciowa historia bez krzty dobrego żartu zmęczy zarówno widza, który oczekiwał hitu na miarę "W głowie się nie mieści", jak i fana czarnego humoru "Sausage Party".
-
Wbrew polskiemu tytułowi zdecydowanie bardziej przypominają nachalną reklamę niż produkcję kinową.
-
Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tak przeciętną bajkę. Całkiem ładnie zrealizowaną, ale jednocześnie tak nawiną, trochę nudną, męczącą i niemądrą.
-
Czy "Emotki. Film" to najgorsza animacja w historii? Nie, jest na to zbyt nudny i nijaki. Miewa przebłyski, jednak zbyt rzadko, a charakter praktycznie zniknął na początku produkcji. To tylko produkt, który nie wie dla kogo chce być.