Paul z najbliższymi znalazł schronienie przed tajemniczym wirusem w opuszczonym domku. Wkrótce do chatki przybywa kolejna rodzina.
- Aktorzy: Joel Edgerton, Christopher Abbott, Carmen Ejogo, Riley Keough, Kelvin Harrison Jr. i 4 więcej
- Reżyser: Trey Edward Shults
- Scenarzysta: Trey Edward Shults
- Premiera kinowa: 7 lipca 2017
- Premiera światowa: 9 czerwca 2017
- Dodany: 5 czerwca 2017
-
Shults doskonale wie jak i kiedy przestraszyć widza. Choć w scenach grozy stosuje dość klasyczne środki, ostatecznie wychodzi z tych zabiegów obronną ręką, nie pozostawiając uczucia nachalności, czy desperacji.
-
Oddziałuje na naszą psychikę, stopniowo podając nam na tacy nasze przerażające wizje czające się w odmętach podświadomości.
-
Choć To przychodzi po zmroku reklamowane jest jako horror, może sprawić zawód miłośnikom tego gatunku. Nie ma tu bowiem wyskakujących zza kadru potworów czy krwawych scen gore. Atmosferę buduje niepokojąca oprawa dźwiękowa oraz niespieszne tempo.
-
Dobrze wykreowane postacie, łagodne, momentami stoickie ujęcia podkręcają tylko klimat mieszkania niczym na bezludnej wyspie. A w końcu to, co przychodzi po zmroku, nie przychodzi ani z ciemnego lasu, ani z piekielnych czeluści - to siedzi głęboko ukryte w każdym z nas i tylko czeka, by przy sprzyjających warunkach pokazać się światu.
-
Młody reżyser stawia na minimalizm, udowadniając, że w tym tkwi potężna siła. O ile jeden dobry film może być jeszcze "wypadkiem przy pracy", drugi z rzędu z pewnością takim już nie jest. Nie ma wątpliwości, rośnie nowy reżyserski talent.
-
Wraz z zastosowanym przez siebie minimalizmem formalnym Shults dołącza do grona utalentowanych reżyserów, którzy swoich sił spróbowali właśnie w kinie grozy.
-
Może pojawić się satysfakcja zobaczenia po seansie czegoś, wyróżniającego się od tego, co spotykamy regularnie w dystrybucji, tylko wcale ta zmiana, to nie udana odmiana. Ta postapokaliptyczna wizja świata, gdzie jest obecne jakieś zło, nie znamy jego kształtów, ogranicza się do dwóch rodzin, jednego domu, ale też do zera pomysłów co dalej z tym obiecującym opowiadaniem zrobić.
-
Shults zna gatunkowy kod. Potrafi podkręcać napięcie, wie również, czego się boimy, a na co zareagujemy kwaśnym uśmiechem.
-
Shults świetnie radzi sobie z kreowaniem atmosfery, splataniem wątłej nadziei z przemożnym fatalizmem.
-
Jest filmem który potrafi zachwycić, o ile tylko nie dać się zwieść mylnej kampanii promocyjnej. To jedna z tych koncepcji apokalipsy, która bardziej niż na ekranie, ma rozgrywać się w głowach bohaterów i z jej realizacji obraz Trey'a Edwarda Shultsa wychodzi z tarczą. Wielkie-małe dziełko, które zasługuje na zdecydowanie większą rozpoznawalność.
-
Jest miejscami ogromnie nudny. Przegadany. Z wieloma niepotrzebnymi scenami. Jednak trzeba reżyserowi przyznać, że znakomicie wykorzystuje ciszę i muzykę do podbijania efektu grozy.
-
Inteligentny, klimatyczny, trzymający w napięciu, mistrzowsko nakręcony.
-
Jest jednym z najciekawszych filmów grozy ostatnich lat. Oferuje zupełnie inne podejście do horrorów - zamiast typowych jump scare'ów, czy upiorów wyskakujących zza szafy, sięga po coś dużo bardziej wyszukanego i sugestywnego.
-
Obecnie, kiedy tak wielu twórców kina gatunkowego stawia na bombastyczność swoich produkcji, miło jest doświadczyć obrazu cierpliwego. Spokojne tempo To przychodzi po zmroku działa na korzyść klimatu i powoduje, że widz tym pełniej doświadcza obrazów płynących z ekranu, ma czas na oddech i zastanowienie, zauważa kipiące pod fabularną powierzchnią detale i meta-treści.
-
Filmowi bliżej do dramatu psychologicznego, dlatego polecę go właśnie wielbicielom takich produkcji. Natomiast ci, którzy nastawieni są na sceny pełne grozy, niech lepiej odpuszczą sobie ten tytuł.
-
Jeśli uważacie, że nie ma horroru bez wysypu jump-scare'ów, a brak finałowego twista zupełnie dyskwalifikuje filmy z tego gatunku, lepiej odpuście sobie seans "To przychodzi po zmroku". Jeśli jednak sądzicie, że od wyskakujących z ciemności potworów o wiele bardziej niepokojące potrafi być psychologiczne napięcie między bohaterami, a nic tak nie potęguje grozy jak ciasna przestrzeń, gra światłem i ruch kamery, filmu Treya Edwarda Shultsa nie powinniście przegapić.
-
Powolnie rozwijający się dreszczowiec, najbardziej efektywny, gdy próbujemy odróżnić jawę od snu, zastanawiając się, co jest gorsze.
-
Mimo, że realizacja jest pierwszorzędna, a do aktorów ze świetnym Joelem Edgertonem na czele nie można mieć żadnych zastrzeżeń, to film był dla mnie zbyt hermetyczny i nie dałem się wciągnąć w tą tajemnicę. Troszkę żałuję, bo punkt wyjścia dawał ogromne pole do popisu i mogło wyjść z tego mocne kino.
-
Zaskoczył mnie ten film. Poszedłem na horror w multipleksie, wyszedłem z ambitnego filmu niezależnego, oglądając się za ramię, czy aby przypadkiem nie przeniosło mnie podczas seansu do kina studyjnego.
-
Kino, jakie coraz rzadziej gości na ekranach - wysmakowane, przemyślane, studium nad jednostką pozostawioną w ekstremalnych warunkach. Z pewnością wyróżnia się na tle papki, dominującej obecnie na ekranach.
-
Świetny pojedynek psychologiczny pomiędzy kilkoma postaciami zamkniętymi w domu na odludziu.
-
Jest nie tylko satysfakcjonującą propozycją na letni wieczór, ale również obrazem, który dokłada ważną cegiełkę do dorobku kinematografii spod znaku postapokalipsy.
-
Dostarcza nie tylko paru mrożących krew w żyłach strachów, ale stanowi psychologiczny portret rodziny w czasach postapokaliptycznych.
-
To przede wszystkim interesujący film o psychice strachu i paranoi aniżeli horror. Jako ten ostatni wypada po prostu... nudno.
-
Mocarny film, który nie daje łatwego rozwiązania. Atmosfera zagrożenia jest przytłaczająca, bo widz do końca nie wie jaką ścieżką pójdą twórcy.
-
Nie zmieni sposobu na jaki patrzymy na gatunek horroru, ani nie dodaje na tyle dużo do motywu przetrwania w apokaliptycznym świecie, aby przestać oglądać kolejne sezony "The Walking Dead", ale to kawał trzymającego przez półtorej godziny kina, które długo nie daje o sobie zapomnieć.
-
Nakręcone za małą kasę psychologiczne rozważania na temat: a ty co byś zrobił, aby chronić swoją rodzinę?
-
Choć nie pokazuje niczego wyjątkowo oryginalnego, czy przerażającego, potrafi przykuć uwagę widza od samego początku. W środkowej części nieco spuszcza z tonu, by w finale uderzyć ze zdwojoną siłą. Zawdzięczamy to głównie bardzo dobremu aktorstwu i zdjęciom, które potęgują niepokój widza.
-
Jest jednym z tych filmów, w których bardziej przerażające od świdrujących dźwięków z pogrążonego ciemnością lasu są tylko enigmatyczne i pełne proroczej symboliki sny głównych bohaterów.
-
Miało być strasznie, a okazało się bardziej refleksyjno-filozoficznie. Nie jest to zły film, jednak horror z niego marny.
-
Gdy nie podejdziemy do niego jak do typowego horroru, dostaniemy perełkę i długo nie będziemy w stanie jej zapomnieć.
-
Jest filmem przerażającym, zarówno w swoich najcichszych, jak i najgłośniejszych momentach. To film, który wgryza się w głowę widza i pozostaje w nim na długo po zakończeniu kinowej projekcji. Parafrazując - o takie kino grozy walczyłem.
-
Napięcie, budowane głównie dźwiękiem i muzyką, jest takie, że bardziej doświadczeni reżyserzy mogą prawie-debiutantowi pozazdrościć.
-
Jest trudnym tytułem do sprzedania, nic więc dziwnego, że postawiono na "to kolejny mądry horror" - w ten sposób zwiększono szansę trafienia do właściwego odbiorcy. We mnie trafiło. Przejąłem się tym, co zobaczyłem.
-
Zamiast odlatywać w rejony fantastycznej nibylandii, reżyser stoi twardo na ziemi, patrząc nam głęboko w oczy.
-
Dzieło minimalistyczne nieopierające się na efektownych scenach grozy, jumscare'ach czy hordach zombie, a na powolnym budowaniu napięcia, niepewności i strachu przed tym, czego tak naprawdę nie wiemy i nie znamy. Reżyser idealnie ukazuje nam aspekt psychologiczny całej sytuacji, dezorientacje bohaterów, wywołując u widza lęk samymi niedomówieniami i stymulowanymi - przez symbolikę czy pozorne podpowiedzi zza kadru - przypuszczeniami.