-
Lanthimos porzucił wiele ze swoich dziwacznych manier reżyserskich, więc nawet dla kogoś zupełnie niezaznajomionego z jego dziełami, Faworyta jest najlepszym wyborem. Bywa trudna, ale nigdy nie nudna.
-
To właściwie film idealny. Sprawdza się jako kostiumowo-historyczna opowieść o dworskich intrygach, jak i groteskowy obraz relacji międzyludzkich.
-
Najprawdopodobniej najbardziej wycyzelowany film roku, który daje intymne i świeże spojrzenie na funkcjonowanie władzy oraz umiejscowienie kobiet w tym systemie. To z pewnością nie jest jeden z tych standardowych filmów kostiumowych, które pojawiają się w sezonie nagród. To raczej film złożony ze scen, które by się w takim filmie nie znalazły.
-
Smaczny, krwisty kąsek, w którym groteska łączy się z tragizmem. Nawet jeśli nie należymy do zwolenników produkcji kostiumowych, możemy docenić dzieło greckiego reżysera, głównie ze względu na oryginalne kreacje psychologiczne i kunsztowną, kubrickowską formę. To kawałek dobrego kina, a odrobinę ohydy można Lanthimosowi wybaczyć.
-
Faworyta ma szanse zdobyć aż dziesięć Oscarów. Wszystko wskazuje na to, że zostanie doceniona - całkowicie słusznie - przynajmniej za kreacje aktorskie, które są największym atutem tego filmu.
-
Lanthimos robi dość duży krok w stronę mainstreamu. Po raz pierwszy nie korzysta z własnego scenariusza i nie traci przy tym niepokojącego klimatu, choć - co prawda - nie jest on aż tak intensywny, jak bywało u niego wcześniej. Tym razem kreuje znacznie przystępniejszą filmową atmosferę. To wciąż równie podniosłe doświadczenie, zapierające dech potężnymi dźwiękami, podobnymi do tych z poprzedniego Zabicia świętego jelenia.
-
Rozrywka na królewskim poziomie. Dramat przeplata się z komedią, intryga z uczuciami, a wyścig o miejsce u boku królowej pozostawia widza przyklejonego do ekranu aż do ostatniej minuty.
-
Wydaje się, że film Lanthimosa jest jedynym przykładem pomostu łączącego ambicje autorskiego kina o europejskich naleciałościach z rozmachem kostiumowego kina rodem z Hollywood.
-
Jest to film fenomenalnie zagrany, znakomicie nakręcony, mistrzowsko zmontowany i kapitalnie udźwiękowiony.
-
Forma i treść są idealnie wyważone i pozwalają delektować się wciągającą historią. Ten obraz to filmowa kopalnia diamentów, więc niejednokrotnie będę do niego wracać, za każdym razem skupiając się na innym aspekcie.
-
Samotność, izolacja, instrumentalizacja międzyludzkich relacji i niemożność nawiązania związku opartego na autentycznym uczuciu to problemy eksplorowane przez Lantimosa także w poprzednich filmach. Zakorzeniona tematycznie i stylistycznie w dotychczasowym dorobku reżysera, zrealizowana z rozmachem i bogata wizualnie "Faworyta" stanowi jednak nową jakość i przez wielu zapewne zostanie okrzyknięta jego najlepszym filmem.
-
Idealny przykład na to, jak z powodzeniem łączyć kino artystyczne z tym komercyjnym. Grecki reżyser ma doskonałe wyczucie, jeśli chodzi o prowadzenie aktorek po swojej wizji, efektem czego aktorsko to jeden z najlepszych filmów ostatnich miesięcy.
-
Choć film w reżyserii Yorgosa Lanthimosa nie porywa szybka akcją lub niespodziewanymi zwrotami fabularnymi, potrafi wciągnąć, przykuć do ekranu i sprawić, że z zaciekawieniem i sporą dozą sympatii lub antypatii będziemy obserwować poczynania poszczególnych bohaterów i i rozwój ich wzajemnych relacji.
-
Nie mam cienia wątpliwości co do tego, że wraz z Faworytą Yorgos Lanthimos wkroczył do panteonu największych reżyserów XXI wieku. Bo jest to obraz wybitny! Pod każdym względem.
-
"Faworyta" nieustannie zwodzi widzów nie mniej niż kobiety rywalizujące o uwagę królowej. Rozpościera ułudę, która okazuje się prawdą - kłamstwo jest jeszcze głębsze i przebiegłe niż się wydaje.
-
W Faworycie jedyną stawką jest zaś kwestia, jak daleko można przesunąć granicę bycia okropnym. A to już okolice nudy.
-
Dość oryginalne kino kostiumowe i jeden z tych filmów, do których można wracać wielokrotnie, nieustannie delektując się mistrzostwem realizacji.
-
Lanthimosowi udało się to, na czym poległa Sofia Coppola w "Marii Antoninie". Bez popkultury i usilnego uwspółcześniania spod grubych sukien królewskich wyciągnął twarze pełnokrwistych kobiet.
-
Faworyta jest filmem na tyle sprawnie zrealizowanym, że na pewno spadnie nań deszcz nagród, i na tyle atrakcyjnym, że na stałe zapisze się w świadomości wielu odbiorców. Wydaje się jednak, że ten lanthimosowski rozkrok między osobistym temperamentem, a "grą pod publiczkę" musi wreszcie się zakończyć.
-
Kto by się spodziewał po twórcy "Lobstera" oscarowego kina kostiumowego? Yorgos Lanthimos przyzwyczaił nas do pesymizmu, ekscentrycznych konceptów, dziwacznych bohaterów i absurdalnego, nieludzkiego świata - w "Faworycie" tego nie zabraknie, choć to bez wątpienia najbardziej przystępny film w karierze greckiego reżysera. Najlepszy od czasu "Kła" - także za sprawą trzech wybitnych aktorek.
-
Film Lanthimosa to jednak przede wszystkim wspaniałe role nominowanych do Oscara Olivii Colman, Emmy Stone i Rachel Weisz. Choć z filmu Lanthimosa momentami zaczyna zawiewać lekką nudą, to dzięki nim i ich kreacjom do końca mamy do czynienia z ponadprzeciętnym i oryginalnym dziełem kostiumowym.
-
Pełen jest językowych i wizualnych smaczków, dwuznacznych dialogów, ukradkowych spojrzeń czy jawnej, wizualnej perwersji.
-
Nie ukryję lekkiego rozczarowania tym filmem. Obserwując pieczołowitość wykonania, trudno jest mi pogodzić się z pobieżnym potraktowaniem zakończenia. Gdy już jednak zagryzie się zęby, zobaczy się dzieło kreatywne i lanthimosowsko pokręcone.
-
Tragifarsa Lanthimosa działa na każdym poziomie interpretacyjnym. Nawet jeśli na ostatniej prostej film ewidentnie traci impet, a dziki humor rozmywa się w minorowej tonacji, widz czuje się ugoszczony po królewsku.
-
Grecki reżyser stworzył film idealny, który z każdym kolejnym obejrzeniem zyskuje na wartości.
-
Mimo lanthimosowego sznytu nie jest to opowieść, która pozostawia takie spustoszenie w głowie jak Kieł czy Lobster. Faworyta jest filmem bardzo dobrym, aktorzy szarżują, ale ich postacie nie są przerysowanie, a końcówka filmu pozostawia sowity dyskomfort.
-
Mądry, zabawny i znakomicie zrealizowany film, w którym Lanthimos nie zatracił swojego stylu, a tylko rozwinął skrzydła.
-
Wspaniały przykład syntezy kina artystycznego i rozrywkowego. Film kostiumowy i historyczny, choć niesamowicie współczesny w charakterze i wymowie.
-
To filmowa ekstrawaganza. Obraz zdecydowanie nie dla wszystkich. Bez wątpienia materiał Oskarowy - skomplikowana układanka, stworzona z pietyzmem, ale również odwagą.
-
Wywrotowa komedia rozsadzająca zasady rządzące kinem kostiumowym od środka.
-
Lanthimos jak zwykle zachwyca dbałością o detal igrający z percepcją widza. Kiedy w scenie otwierającej film widzimy kilkanaście klatek z królikami w królewskiej sypialni, bierzemy to za ni mniej, ni więcej, jak fanaberię zdziecinniałej monarchini. Tymczasem niedługo potem okazuje się, że owe króliki symbolizują dla Anny Stuart jej siedemnaścioro poronionych lub zmarłych zaraz po porodzie dzieci. W ten sposób groteskowa figura zyskuje w naszych oczach wymiar tragiczny.
-
Yorgos Lanthimos pokazuje świat pełen konwenansów, ubiera swoje bohaterki w kostiumy z epoki, ale wciąż przygląda się rzeczywistości w krzywym zwierciadle uwypuklając ludzkie wady i przywary. Faworytato jego najbardziej przystępny film, ale nie mniej autorski i intrygujący. Prawdziwy strzał w dziesiątkę w dobie #metoo i kobiecej walki o bycie zauważoną, usłyszaną i wysłuchaną.
-
Mamy do czynienia z dwiema genialnymi rolami, zresztą przez BAFTĘ docenionymi.
-
Wygląda na to, że Yorgos Lanthimos stworzył dzieło będące swoistym traktatem o posiadaniu i zdobywaniu władzy. Proste w swej budowie, acz z zawoalowanym przesłaniem.
-
Otwarcie nowego rozdziału w filmografii Lanthimosa. Grek nie sprzedał się, można nawet powiedzieć, że się rozwinął. Yorgos jest jednym z najciekawszych obecnie reżyserów.
-
Gorzka, satyryczna, zanurzona w arystokratycznym bagnie. Trafnie opowiadająca o samotności, blaskach oraz cieniach prawdziwej przyjaźni, dominacji i strachu przed ostateczny upadkiem. Ze sporym, lecz nie fanatycznie ślepym feministycznym wydźwiękiem. Rzecz tak ucieszna niczym XVIII-wieczny wyścig kaczek oraz wwiercająca się w pamięć jak rzucanie pomarańczami w roześmianego nagiego grubasa.
-
Niebanalne kino, które oryginalnym i twórczym podejściem do tematu potrafi urzec nawet wytrawnych kinomanów.
-
Smakowite widowisko kostiumowe na miarę "Barry'ego Lyndona" - z tą różnicą, że całkowicie pod dyktando pań, opowiedziane ze swadą i zabójczym, chwilami wręcz perwersyjnym humorem.
-
Faworyta jest pełna pięknie sfilmowanych kadrów przy naturalnym świetle albo w blasku świec. Nie czuć w niej natłoku nowej technologii na planie. Wszystko jest tu klasyczne i może dlatego tak zachwyca.