Trzynaście różnych postaci żyjących we współczesności przedstawia radykalne manifesty z XX wieku.
- Aktorzy: Cate Blanchett, Ruby Bustamante, Ralf Tempel
- Reżyser: Julian Rosefeldt
- Scenarzysta: Julian Rosefeldt
- Premiera kinowa: 17 listopada 2017
- Premiera światowa: 9 grudnia 2015
- Ostatnia aktywność: 21 listopada 2023
- Dodany: 31 sierpnia 2017
-
Rosefeldt nie popada w tym swoim sprzeciwie w kaznodziejską zapalczywość, trzyma się blisko widzów, blisko przystępnej, przejrzystej formy scenicznego monologu. Dla filmu, który wyrósł z hermetycznego podłoża galerii sztuki, to chyba najlepsza rekomendacja.
-
Czas spędzony na doszukiwaniu się źródeł i inspiracji konkretnych wypowiedzi Cate, a potem konfrontowaniu swoich domysłów z creditsami będę wspominał rewelacyjnie, ale przy tak ambitnym założeniu albo kreujemy równie ambitną puentę, albo bawimy się w obiektywne przedstawienie sytuacji. Żaden z tych scenariuszy się nie ziścił. Miał być więc pełen bukiet smaczków, a pozostał jedynie posmak goryczy.
-
Nie jest kinem do oglądania czy nawet do przeżywania. To film, którego warto doświadczyć. Jednocześnie oferuje autentyczne wyżyny aktorstwa w wykonaniu Blanchett, których z kolei nie można przegapić.
-
Grę Australijki oczywiście podziwiam, podobnie jak skalę tego przedsięwzięcia. Poszczególne elementy "Manifesto" uważam zresztą za bardzo intrygujące, ale jako filmu po prostu go nie kupuję.
-
Na pewno jest przeżyciem artystycznym. Można docenić ładne kadry, grę Blanchett, nieco szalony klimat całości. Manifesto uruchamia różne skojarzenia, pokazuje pewne myśli, spojrzenia na świat, życie, sztukę. Ale też jest nadętą intelektualnie wydmuszką, filozoficznym bajdurzeniem grupy myślicieli, z których żaden nie miał ostatecznie racji.
-
Wideo instalacja z aktorskim popisem Cate Blanchett, która mistrzowsko wciela się w trzynaście postaci, przeobrażając manifesty w monumentalne monologi wygłaszane z monotonną precyzją. Artystyczna zabawa formą.
-
Wprawdzie "Manifesto" początkowo było instalacją, niemniej jednak równie dobrze sprawdza się jako film. Rosefeldtowi znakomicie udaje się zawiązać węzeł gordyjski ze sprzecznych postulatów.
-
Intelektualna podróż po ideach, koncepcjach i sztuce XX wieku. Erudycyjna uczta, która prowokuje, inspiruje, dekonstruuje, polemizuje i bezkarnie drwi.
-
Komentujące współczesny dyskurs dotyczący sztuki Manifesto powinno było pozostać instalacją artystyczną. Coś, co sprawdza się jako performance niekoniecznie musi przekładać się na język filmu.
-
Przykuwa bowiem uwagę, ale nie porywa, jest ironiczny ale nie śmieszny do rozpuku, krytyczny ale nie zjadliwy. Widocznie wyposażony w ponowoczesną wrażliwość reżyser nie chciał przyjąć poetyki manifestów, które zazwyczaj były radykalne i trochę efekciarskie - ale też i bardziej chwytliwe.
-
Cate Blanchett w kilkunastu różnych wcieleniach może okazać się wystarczającym magnesem dla widzów. "Manifesto" okazuje się jednak pułapką. Film wciąga w niemożliwy do ogarnięcia wir słów i wypluwa swoje ofiary zdezorientowane, bezradne, a w wielu przypadkach również znudzone.
-
Najważniejszym i najbardziej udanym zabiegiem reżysera okazuje się to, że wszystkim manifestom nadaje jedną twarz: Cate Blanchett. Tak naprawdę to ona jest manifestem.
-
To nie jest klasyczny film, to rzeczywiście może być rodzaj manifestu, a właściwie diagnozy dotyczącej stanu sztuki współczesnej. Z jednej strony wiemy, że jest potrzebna, bo często najlepiej komentuje nasze "tu i teraz", a z drugiej widzimy, ile w niej pozy i autokreacji. W połączeniu z świetną muzyką i montażem - ogląda się "Manifesto" z wielką przyjemnością.
-
Skala przedsięwzięcia jest imponująca. Każdy z trzynastu filmów trwa 10 minut, co w sumie daje metraż całkiem długiego filmu kinowego, a pamiętać należy, że każda z części rozgrywa się w zupełnie innej scenerii, co dodatkowo komplikowało proces produkcji.
-
Jest naprawdę poruszającym obrazem, hipnotyzującym, inteligentnie i przewrotnie zbudowanym. Pokazującym stan sztuki obecnie i jakie jest zainteresowanie jej kondycją.
-
Autor jest świadomy siły refleksji, dlatego interpretację oddaje w ręce widzów, pozostawiając ich z garścią otwartych pytań. Jedno jest pewne. Już same kreacje Cate Blanchett są prawdziwą ucztą - nie tylko dla oczu.
-
Dużą rolę w tym mają same manifesty, które wypowiadane jeden po drugim w jednym ciągu tworzą ciekawy efekt - ich bunt staje się dla widza normą. I może zauważyć, że tak koniec końców nawet jak te wszystkie ruchy artystyczne nie chcą tego samego, to w sumie są częścią tego samego głosu.
-
12 twarzy Cate Blanchet. "Manifesto" to przede wszystkim aktorski popis i mistrzowski kunszt aktorki.
-
Centralnym problemem "Manifesto" nie jest awangarda czy modernizm, lecz ocalenie wolności zagłuszanej medialnym zgiełkiem. Wolności sztuki, wolności twórcy, wolności myśl.
-
Film dla tych, którzy chcą być na bieżącą w nowinkach o sztuce albo dla tych, którzy chcą się snobować. Jest to też bezkompromisowy tryumf Cate Blanchett.
-
Pomysł był ciekawy. Jednak według mnie na samym pomyśle się sprawa skończyła.
-
Znajdą się zapewne tacy, którzy uznają, że reżyser po prostu rzucił na świat swój "idiotyczny" pomysł, tymczasem ów "idiotyzm" bardzo mnie zaintrygował i skłonił do myślenia.
-
Blanchett dostała od Rosefeldta nieograniczone pole do popisu. Wykorzystała je mistrzowsko.