Wujek zostaje zmuszony do opieki nad nastoletnim bratankiem po śmierci jego ojca.
- Aktorzy: Casey Affleck, Lucas Hedges, Michelle Williams, Kyle Chandler, Gretchen Mol i 15 więcej
- Reżyser: Kenneth Lonergan
- Scenarzysta: Kenneth Lonergan
- Premiera kinowa: 20 stycznia 2017
- Premiera DVD: 14 czerwca 2017
- Premiera światowa: 23 stycznia 2016
- Ostatnia aktywność: 14 lutego
- Dodany: 30 listopada 2016
-
Kino poruszające, chwytające za gardło, z niedoścignioną kreacją Caseya Afflecka, okraszone pięknymi zdjęciami.
-
Ściska za gardło i wzrusza do łez, pozostawiając miejsce na nutkę uśmiechu w najmniej oczekiwanym momencie. Z lekkością prowadzi przez dramaty bohaterów, magnetyzuje od początku do końca i nie pozostawia miejsca na odrobinę nudy czy ogranego patosu.
-
Jest znakomitym obrazem, który nie ugina się pod swoim ciężarem. Nie jest to kino lekkie, ale doskonale wyważone, przez co ogląda się go z niesłabnącym zainteresowaniem.
-
Dla Caseya Afflecka to z pewnością rola życia.
-
Pokazuje zlepek wątków, żadnego w zasadzie nie zamyka ani nie wyczerpuje do końca.
-
Wolny od zbędnego moralizatorstwa czy dydaktyzmu Manchester by the Sea to prawdopodobnie jedna z najistotniejszych premier tego roku. Szczędząc patosu oraz omijając zgrabnie meandry gatunkowego melodramatu, kameralna produkcja Kennetha Lonergana w bardzo subtelny sposób opowiada o rzeczach głośnych, ważnych i przejmujących.
-
Dla miłośników kina stonowanego na najwyższym poziomie.
-
Piękny film ulepiony z tragedii oraz uroku i wad małego miasteczka. Małe, wielkie kino.
-
Istna uczta dla kinomanów uwielbiających intensywne, wyraziste no i przede wszystkim emocjonujące kino, które potrafi dogłębnie poruszyć.
-
Przez większą część seansu nie byłam w stanie dostrzec emocjonalnego wulkanu jaki buzował pod skórą tego filmu. Doceniałam świetnie napisane sceny, niesamowity sposób inscenizacji, układów i relacji. Jednak lawa wulkaniczna dosięgła i mnie - przy najbardziej nieoczywistej scenie, najbardziej codziennej i neutralnej.
-
Nie jest roztańczony, nie zachwyca efektami specjalnymi ani neonowymi kolorami. Bezapelacyjnie jednak czaruje, a jego tajną bronią jest powtarzane przez Afflecka na przestrzeni całego filmu That's okay, które jeszcze długo po wyjściu z kina dudniło mi w głowie.
-
Zachwyca zwyczajnością zdarzeń, banalnością pomyłek i upływu czasu. Ale przede wszystkim maestrią pokazywania bolesnej prozy codzienności życia po życiu. Jest cicho i kameralnie, ale wnętrze krzyczy z emocjonalnego poruszenia.
-
Wszystko w "Manchester by the Sea" kręci się wokół poczucia winy, atmosfery podwójnej żałoby.
-
W odróżnieniu od jednego z ekranowych garażowych muzyków ani nie wyprzedza, ani nie opóźnia - idealnie wpasowuje się w rytm. Pociąga również za sobą widzów i sprawia, że przeszło dwugodzinny seans upływa niezauważalnie. Oby więcej takich pereł.
-
Nie potrafię sobie przypomnieć drugiej takiej sytuacji, gdy w połowie stycznia mam silne przekonanie, że właśnie obejrzałem film roku.
-
Produkcja dla tych, którzy poszukują w kinie szczerych emocji, którzy chcą się zanurzyć w oczyszczającej sadzawce codziennego życia, którzy chcą kina pozbawionego pretensjonalności, artystycznego zadęcia i przerostu formy nad treścią. Małe-wielkie kino!
-
To film o różnych obliczach traumy, z jaką wcześniej czy później wszyscy musimy się zmierzyć. Śmierć bliskich, porzucenie czy niszczący nałóg - to wydarzenia, którym bohaterowie filmu stawiają czoła zupełnie nieprzygotowani, bez pewnych recept na przetrwanie. A wszystko to rozgrywa się w zimowej scenerii miasta oczekującego na wiosenne promienie słońca.
-
Jest to kino niespieszne, ale finalnie dostarczające intensywnych przeżyć. Recz prawdziwie ludzka, przy której po policzku może popłynąć niejedna łza.
-
Emocjonalna bomba o zaskakująco dużej sile wybuchu.
-
Elegijny, smutny film Lonergana, wydarzenie artystycznego kina amerykańskiego 2016 roku, paradoksalnie uczy nas jak radzić sobie z życiem. Jak się z nim zmagać, żeby naprawdę zobaczyć morze nad Manchesterem. Docenić taflę.
-
Mocne, wrażliwe kino i świetna rola Caseya Afflecka.
-
Widz musi uzbroić się w cierpliwość, a nawet na końcu może poczuć się oszukanym, iż reżyser nie ukrył przed nim jakiegoś górnolotnego przesłania. Nie można jednak odmówić Lonerganowi umiejętności tworzenia niezwykłego klimatu, dzięki któremu odbiorca może przeżyć swoje katharsis, a kto wie, może i nawet podejmie próbę rozliczenia się ze swoją przeszłością.
-
Spokojne, skupione, ale niezwykle intensywne kino.
-
Kino poruszające, chwytające za gardło, okraszone pięknymi zdjęciami. Mamy sporą dawkę emocji, które po wyjściu z kina pozostają w głowie, ale nie przytłaczają.
-
Oglądałem, czując autentyczną wdzięczność dla Lonergana za reżyserską i scenariuszową powściągliwość. Ta zrozumiała i naturalna w filmie, wyciskająca łzy gatunkowa klisza melodramatu nie prowadzi tu tylko do prostych wzruszeń.
-
Cudowna filmowa produkcja i aż szkoda, że jest wyświetlana w Polsce w tak niewielu kinach.
-
Jestem prawie pewna, że lepszego filmu w tym roku już nie obejrzę.
-
Choć trwa ona zaledwie chwilę, to właśnie dla tych kilku sekund zadumy, na które tak rzadko znajdujemy czas, warto przybić do portu w Manchesterze.
-
Bardzo skromne, ale poruszające, trzymające mocno za gardło kino, nie pozwalające o sobie zapomnieć.
-
Intymny film, który pomimo trudnego tematu nie przytłacza, a wszystko za sprawą ambitnych dialogów, które w monetach rozpaczy wnoszą do fabuły humor i sarkazm, tak potrzebny, by w przytłaczających momentach nie zatracić własnej osobowości.
-
Jedna z najlepszych amerykańskich produkcji 2016 roku.
-
Porusza, ale nikomu się nie narzuca, dotyka kwestii ostatecznych, ale stroni od patosu, popada w melodramatyczne tony, ale nie jest sentymentalny. Siła tkwi w prostocie, jak przekonuje Kenneth Lonergan, w powolnym rytmie oddającym stan zawieszenia, w jakim znalazł się główny bohater.
-
Wielkie amerykańskie kino. I cichy film o złamanym człowieku. Mądry, przejmujący, ważny.
-
Z klocków wielkiego kina powstał więc nieco przydługi, średni dramat. Ma świetne momenty, lecz żaden nie zapada w pamięć.
-
Prosty, ale przepiękny film. Nakręcony z ogromnym wyczuciem smaku i operujący skromnymi środkami porusza nas do głębi i nie pozwala nam tak szybko powrócić do rzeczywistości.
-
Tak właśnie wygląda spełnione filmowe arcydzieło.
-
Najlepsze, co mogło się przydarzyć współczesnemu kinu amerykańskiemu.
-
Film, w który bardzo trudno się wciągnąć, który jest chłodny, surowy pozbawiony większych emocji.
-
Niemal w całości złożony jest ze scen, które trzy czwarte hollywoodzkich reżyserów utopiłoby w montażu.
-
Są rzeczy przejmująco smutne, a mimo to piękne i inspirujące.
-
Twórcom filmu należy się wielkie uznanie, przede wszystkim za to, że udało im się utrzymać film w stonowanym klimacie, uniknąć przesady, zbędnych wybuchów emocji i nie zrobić z tego płaczliwego dramatu, jakich wiele. Mimo powściągliwego charakteru dostarcza nam pokłady wrażeń i emocji, których ciężko pozbyć się po seansie.