-
Jest rzeczywiście świetnie zrealizowany, aktorstwo jest pierwszej klasy, reżyser radzi sobie ze swoją robotą znakomicie, choć tempo, a zwłaszcza rozłożenie akcentów poważnych i komediowych jest nierówne w tym sensie, że zaczynają one czasami ze sobą kolidować.
-
Warto zobaczyć z dwóch powodów. Po pierwsze, dla doskonałego Madsa Mikkelsena - jak zwykle udaje mu się wypełnić swoją postać czymś więcej niż tylko znużeniem, samotnością i frustracją. Po wtóre, dla ostatniej sceny, w której po mistrzowsku przypomina on widzom, że choć dziś cieszy się w pełni zasłużonym mianem jednego z najlepszych aktorów swojego pokolenia, pierwsze artystyczne kroki stawiał jako tancerz.
-
Działa kilkuketapowo. Zaatakuje nas tu i teraz, poprawiając nawet na chwilę nastrój. Potem wyłączy mowę i każe nawet zamknąć oczy. A potem będzie boleć. Działa dokładnie tak, jak spora dawka wódki.
-
Nie jest to może monument i dzieło, które by inspirowało miliony, ale na pewno skłoni widownie do głębszej refleksji.
-
Przedstawiony w filmie świat nie jest monolityczny, jest po prostu ludzki, wiarygodny. Nic nie jest czarne albo białe, a czasem bywa kolorowe - film to nie smutny dobijacz, który ma Cię pognębić, widzu. Jest w nim sporo dystansu i nieco poczucia humoru z wyczuciem.
-
9.522 kwietnia 2021
-
-
Diagnoza kultury przesiąkniętej alkoholem, a zarazem wizja męskiej duszy jako podatnej na demoniczne zakłady w zamian za obietnicę wiecznej młodości.
-
Vinterberg jest powściągliwy w wyrażaniu ocen, nie aspiruje do uskuteczniania moralitetu o delirycznej degrengoladzie, pokazuje za to pełne spektrum doświadczeń związanych z piciem.
-
Inaczej niż Wilder w "Straconym weekendzie" czy Has w "Pętli", Vinterberga nie interesuje jedynie moralizatorski ton. O alkoholu nie opowiada wyłącznie z obrzydzeniem, swoich bohaterów nie ocenia, dając im wybór. Sięgnięcie po kieliszek wyniszcza, ale i wyzwala z kajdan. Subwersywne, nieortodoksyjne, ale prawdziwe kino.
-
Rewelacyjny. A to, jak skrajne opinie i interpretacje możemy znaleźć, czytając dyskusje o nim, tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu.
-
8.69 czerwca 2021
-
-
Droga, jaką przechodzą czterej nauczyciele z Kopenhagi do złudzenia przypomina losy bohaterów "Wielkiego żarcia" Marco Ferreriego z tą różnicą, że ci drudzy w upojeniu szukali śmierci, a pierwsi chcą odnaleźć powody, by dalej żyć. Ze szczególnie wielką siłą wybrzmiewa to w poruszającym finale, kiedy Martin po raz pierwszy od wielu lat zaczyna tańczyć, a towarzyszące temu niemal surrealistyczne okoliczności przypominają, jak absurdalne, zaskakujące i niedorzeczne potrafi być życie.
-
9.412 czerwca 2021
-
-
Wydaje mi się, że to pierwsze, ale może się tylko wydaje. W każdym razie na pewno nie wyczerpałem tematu, a film na pewno zmusza do myślenia. Idźcie, sprawdźcie i skonfrontujcie się.
-
Vinterberg demonstruje współudział kina w piciu - może kamera nie bywa pijana, ale obraz filmowy stale zachęca do rauszu.
-
Jasne, szarże Mikkelsena, czy zabawne scenki upijania się w szkole zapewniają przyjemną zabawę z dramatem w tle, w duchu chociażby produkcji ze stajni Judda Apatowa, ale na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka brak tu czegoś więcej. No może poza nostalgią do młodości, czy przyczynkiem do wspominania anegdotek o własnych nauczycielach-alkoholikach. Ale czy to wartość sama w sobie?
-
Jeśli ktoś myśli, że ten film jest prostym PARP-owskim moralitetem, to się grubo myli - mnie się wydaje, że twórcom udało się znakomicie pokazać, że wszystko jest dla ludzi, także dla tych, którzy mają jakiś kłopot z wyluzowaniem się - grunt to znać umiar i nie przeginać.
-
7.512 czerwca 2021
-
-
Świetne kino pokazujące dobre i złe strony picia alkoholu. Nie wiem, czy taki był zamysł twórców, ale mam ochotę na szklaneczkę...
-
Każdy fan skandynawskiego kina powinien więc zostać w pełni usatysfakcjonowany. Bez dwóch zdań właśnie ten obraz zostanie w kwietniu nazwany Najlepszym filmem międzynarodowym - wspomnicie moje słowa.
-
Jest w tym filmie parę rzeczy, które mnie absolutnie zachwycają. To mógłby być dołujący dramat, albo przaśna komedia, ale reżyser nie poszedł utartymi ścieżkami. Jest tu wiele scen humorystycznych, jednak nie brakuje także poważnego tonu.
-
Na rauszu nie jest w swojej tematyce wybitnie przełomowe i odkrywcze, nie stanowi również novum w dziedzinie komentarza społecznego. Duńczycy bowiem nie od dziś mają problem z alkoholem, podobnie jak wiele innych narodów. Jednakże to właśnie ostatnia scena, dająca poczucie niebywałego katharsis niesie ze sobą poczucie świeżości i sprawia, że film jest tak udany.