-
Trzymający w napięciu dramat psychologiczny opowiadający o procesie uświadamiania wypartych urazów psychicznych.
-
Ciepło - to jedno z określeń, które dobrze oddaje nastrój dziewiętnastowiecznej powieści Louisy May Alcott o siostrach March. Tego ciepła nie brakuje również w filmowej adaptacji Grety Gerwig, a przy tym to wizja autorska - bardziej dynamiczna w narracji i aktualna w poruszanej problematyce.
-
Wiarygodnie ukazuje mechanizmy zachowania pojawiające się w zamkniętym środowisku, w którym dochodzi do przemocy.
-
Bez względu na to, którą z wielu ścieżek interpretacyjnych "The Lighthouse" wybierzemy, to niezmiennie pozostaje intensywnym filmowym przeżyciem.
-
Nie jest wnikliwą analizą psychologiczną, z którą łatwo można się zidentyfikować, nie jest też diagnozą problemów społecznych. Mimo to jest niewiarygodnie hipnotyzujący i emocjonujący przez swoją konsekwencję w obranej perspektywie i powracających wątkach, atmosferę i perfekcyjną realizację.
-
Pomimo powagi i aktualności tematu to film jest dość gorzko-zabawny, w którym czarny humor i brawura przeobrażają się jednak w bolesną refleksję o współczesnym świecie.
-
Filmowe przeżycie, w którym wielość i różnorodność bodźców prowadzi do najważniejszego - oczyszczenia.
-
Wizualna perełka. Tym bardziej szkoda, że scenariuszowo nie jest tak dobrze.
-
Z jednej strony może przeszkadzać, że film nie analizuje dokładniej aktualnych problemów ekologii i aktywności społecznej, nie przybliża pozytywnych i negatywnych konsekwencji działań Halli, nie ocenia ich, ale z drugiej film Erlingssona zaskakuje przez wybór konwencji i nietypowo rozłożonych akcentów fabularnych.
-
Podnosi na duchu, że bez względu na okoliczności, aż chce się zaśpiewać razem z Eltonem Johnem jego przebój I'm still standing. I w tym tkwi największa siła tego filmu.
-
Wydaje się, że to przykład filmowej wydmuszki, efektownej, estetycznej, przewrotnie łączącej różne obrazy i tropy, ale nieprowokującej do poważnych rozważań. Nie do końca jednak tak jest. Vox Lux ma w sobie coś, o czym trudno zapomnieć.
-
To właściwie film idealny. Sprawdza się jako kostiumowo-historyczna opowieść o dworskich intrygach, jak i groteskowy obraz relacji międzyludzkich.
-
Niemal od początku wiadomo, w jakim kierunku potoczy się historia, ale nie przeszkadza to w czerpaniu radości z jej śledzenia.
-
Lars von Trier w Domu, który zbudował Jack kolejny raz ogrywa ten sam schemat i nie wstydzi się tego. Całość jest przeintelektualizowana, pozbawiona świeżości, ale zdaje się, że reżyser dobrze się bawił przy jej tworzeniu.
-
Filmowi czasem brakuje pomysłu, pogłębienia tematu, a w pewnych momentach delikatności. Szkoda, bo temat alkoholizmu kobiet rzeczywiście byłby wart lepszego przedstawienia.
-
Można żałować, że perspektywa opowieści nie jest jeszcze szersza, że nie porusza większej ilości kwestii i nie daje miejsca na dodatkowe interpretacje. Mimo to jednak wystarczy, żeby nazwać Mojego pięknego syna poruszającą opowieścią o relacji rodzica i dziecka.
-
Bardzo dobre aktorstwo pary głównych bohaterów, intrygujące zdjęcia i muzyka sprawią, że na pewno niebawem zostanie obsypany licznymi nagrodami. Szkoda tylko, że scenariusz tak bardzo nie lubi swojej bohaterki.
-
Ma świetnie napisany scenariusz, dobrą reżyserię, dźwięk, zdjęcia, robiące wrażenie efekty specjalne. Ten kameralny, ale zarazem efektowny obraz mógłby zostać włączony do kanonu najlepszych produkcji o kosmosie.
-
Bardziej sprawdza się jako film muzyczny, a nie dramat.
-
Tajemnice Silver Lake pokochają miłośnicy śledzenia tropów popkultury, wielbiciele czarnych komedii i nieoczywistych, onirycznych historii. Owszem, film ma parę słabości - zwłaszcza w dość rozbudowanym scenariuszu zawierającym parę niekoniecznie potrzebnych scen - ale nie odbierają one przyjemności z samego obcowania z dość absurdalną kryminalną opowieścią o tajemnicy, nostalgii i popkulturze.
-
Po trochu to historia inicjacyjna opowiadająca o niebezpiecznej przemianie, a po trochu opowieść grozy, w której niebezpieczeństwo nie kryje się w elemencie nadprzyrodzonym, a w samym człowieku dręczonym przez wewnętrzne demony.
-
To przede wszystkim wariacja na temat thrillera psychologicznego. Szkoda, że tylko wykorzystuje i upraszcza wątki charakterystyczne dla tego gatunku, zamiast stworzyć coś nieprzewidywalnego i trzymającego w napięciu, a nie tylko flirt, choć momentami intrygujący, z kinem klasy B.
-
Płynnie przechodzi od dramatu obyczajowego, przez czarną komedię i thrillera do niemal tragedii antycznej, w świecie której nie w sposób uciec od fatalnego losu.
-
Dzieło spójne pod każdym względem: scenariuszowym, estetycznym, muzycznym.
-
Świetnie zrealizowany i całkiem zręcznie napisany komediodramat, który bawi i przekazuje kilka trafnych refleksji.
-
Jest satyrą na słabości polskiej prowincji, zdecydowanie bardziej gorzką niż zabawną, ale też niestety zupełnie nieodkrywczą i uproszczoną.
-
Wykracza poza biograficzny dramat sportowy.
-
Guillermo del Toro ponownie udało się wykreować urzekający baśniowy świat.
-
Seansowi Disaster Artist towarzyszy skrępowanie i zażenowanie. Nie z powodu obcowania z nieudaną produkcją, ale dlatego, że opowiada o innym nieudanym filmie, za którym kryje się tragikomiczna historia dość osobliwego twórcy.
-
Precyzyjnie skrojona, ale jednocześnie do bólu prawdziwa historia o sprawiedliwości, pustce i nadziei.
-
Jest homoerotycznym romansem, mimo to stanowi jednak całkiem zręcznie opowiedzianą historię o miłości, konfrontacji ze swoimi pragnieniami i dojrzewaniu.
-
Nie jest może najlepszą, ale z pewnością dobrą komedią, która pod humorem przemyca kilka trafnych uwag o nas samych.
-
Nie spełnia swojej roli ani jako dramat, ani science fiction, ani jako komedia. Problemem jest tutaj scenariusz, który niewystarczająco rozbudowuje postacie, a fabularnie jest boleśnie przewidywalny, a w swoich wnioskach dość wtórny.
-
Pomijając pewne słabości, Gra o wszystko to znakomicie napisana biografia filmowa. Pełen wzlotów i upadków życiorys Molly Bloom bawi, emocjonuje i też w pewien sposób motywuje do działania i otwartości na to, co może niespodziewanie może przynieść los.
-
Brakuje tu prawdy, jakiejś oryginalności. Mimo to Na karuzeli życia to o dziwo całkiem przyjemny film, ale wyłącznie na jednorazową przejażdżkę.
-
Napięcie towarzyszy od początku do końca, nawet gdy już wiadomo, w jakim kierunku zmierza cała historia.
-
Aż trudno uwierzyć, że tak dojrzały film jest reżyserskim debiutem.
-
Mimo surowości materiału nie brakuje tu emocji: oglądając czarno-białe lub matowe sceny i zdjęcia, ma się wrażenie, że znalazło się tajemnicze przejście do przeszłości i świata Beksińskich.
-
Aronofsky stracił kontrolę nad swoim dziełem, podobnie jak twórca-demiurg w jego opowieści. Zaślepiony swoją nagłą wizją, nie dostrzegł jej słabości.
-
Uniwersalna opowieść o sportowej rywalizacji i starciu odmiennych charakterów.
-
Osobliwa, ale fascynująca zagadka, która nie ma jednego rozwiązania. Pozostawia widza z wieloma pytaniami, ale też z satysfakcjonującym poczuciem poznania jednej z tajemnic rzeczywistości.
-
Co prawda The Party nie wychodzi poza znane schematy tragikomedii, w której prawda musi wyjść na jaw, ale mimo to z rozbawieniem i zainteresowaniem śledzi się rozwój wypadków nieuchronnie zmierzających do katastrofy.