Drobny cwaniaczek z Bronksu zostaje szoferem ekstrawaganckiego muzyka z wyższych sfer i razem wyruszają na wielotygodniowe tournée.
- Aktorzy: Viggo Mortensen, Mahershala Ali, Linda Cardellini, Sebastian Maniscalco, Dimiter D. Marinov i 15 więcej
- Reżyser: Peter Farrelly
- Scenarzyści: Brian Hayes Currie, Peter Farrelly, Nick Vallelonga
- Premiera kinowa: 8 lutego 2019
- Premiera światowa: 11 września 2018
- Ostatnia aktywność: 7 marca
- Dodany: 16 września 2018
-
Dawno nie miałem w trakcie napisów końcowych odczucia, że szkoda, że film się kończy, bo jest naprawdę fajny i aż chce się duet głównych bohaterów poznać bardziej. Peter Farrelly, całkiem niespodziewanie, przygotował nam jeden z ładniejszych filmów tego roku.
-
Wartościowa i jednocześnie zabawna historia, która jest w stanie trafić niemal do każdego widza swoim mądrym przesłaniem.
-
Ogląda się go niezwykle przyjemnie, a pod płaszczykiem rozrywki przemyca trochę interesujących, prawdziwych i ważnych treści.
-
Poza bardzo ciekawie oddanym klimatem amerykańskiego południa i segregacji rasowej, oferuje bardzo niewiele nowości.
-
Warto doceniać takie filmy - nie o wszystkim, co poważne, trzeba zawsze mówić z kamienną twarzą. W "Green Book" rasizm i idąca za nim przemoc są tak obecne, że niemal namacalne. Nie to jest jednak głównym przedmiotem zainteresowania twórców. To film o pokonywaniu uprzedzeń i przyjaźni, która może narodzić się między nawet najróżniejszymi ludźmi.
-
Filmowy klejnot! Piękny, mądry, ciepły, uroczy, zabawny, refleksyjny i empatyczny - zarazem. Oglądanie go to czysta rozkosz!
-
Bardzo optymistyczna i budująca historia, którą oglądało się z wielką przyjemnością. Życzyłbym sobie więcej takich filmów!
-
Jeśli bliska jest Wam konwencja kina drogi lub komedii kumpelskiej, film Farrelly'ego dostarczy Wam mnóstwa pozytywnych wrażeń. To jedno z tych dzieł, które oglądane po raz piąty, trzynasty i trzydziesty drugi sprawia taką samą przyjemność, jak za pierwszym razem.
-
Warto, zdecydowanie warto wybrać się do kina na Green Book. I Wyjątkowo polecam chyba każdemu. To ten typ filmu, który znajdzie szerokie grono odbiorców, choć zapewne nie każdy doceni jego całokształt. Jest śmiech, jest wzruszenie i chwile refleksji.
-
Kłótnia dwóch przedstawicieli pogardzanych mniejszości nie tylko kipi od emocji i pokazuje cały wachlarz aktorskich umiejętności obu aktorów, ale mówi o rasowych problemach Ameryki więcej niż niejeden elaborat. Dla takich smaczków i koncertu aktorskiego warto pojechać w tą podróż.
-
Lekki, rozśmieszający i pozytywny film o okropieństwach klasycznego amerykańskiego rasizmu - segregacji, brutalności, absurdalności.
-
To film, w którym człowiek po prostu się zakochuje. Mortensen i Ali tworzą duet, który zapisze się w historii kina. Inteligentny scenariusz to zręczne i piekielnie udane połączenie kontrastów niemal na każdej możliwej płaszczyźnie. Dzięki temu "Green Book" to jednocześnie kino ambitne oraz czołowy kandydat do Oscarów.
-
Niesamowicie mocno oddziałująca na człowieka opowieść o przyjaźni, o drzemiących w człowieku uprzedzeniach, o samotności, o silnej potrzebie akceptacji i przynależności, o ludziach, którzy sami tworzą bariery, które później przez dekady trzeba forsować.
-
Komu bym poleciła ten film? Prawdę powiedziawszy, wszystkim, którzy doceniają dojrzałe kino, lecz stronią od nudy. Green Book jest zarazem nieziemsko zabawnym, jak i bardzo wartościowym filmem.
-
Zabawny, wzruszający i mądry. Murowany kandydat do przynajmniej kilku Oscarów.
-
"Green Book" to film, którego nie sposób nie lubić. Powiecie, że to naiwne kino i pełna zgoda! Ale właśnie takich obrazków ku pokrzepieniu serc widzom także trzeba. Kilka lat temu podobną sztukę wykonali francuscy "Nietykalni", a teraz tę rolę przejął "Green Book", gdzie naprawdę trudno nie uśmiechać się podczas seansu. Chociaż autor opowiada nam o poważnych tematach, robi to w sposób łatwy, prosty, przyjemny i zabawny, nawet gdy mowa o pobiciu na tle rasowym.
-
Ma trochę ciągoty do sentymentalizmu, ale też dużo wdzięku - pomysłowość fabuły i lekkość tonu pozwalają łatwiej przełknąć dydaktyczność przesłania. Jednak największą niespodzianką jest humor: dialogi są zaskakująco dobre, a dowcipy świeże.
-
Seans trwający ponad dwie godziny nie nuży, a wręcz pobudza emocje widza. Trudno się godzić na to, co zostaje nam czasem zaprezentowane.
-
Przyjdzie nam się pośmiać, wzruszyć, przejąć się niedolą czarnoskórego muzyka, by nawet przy finale poczuć się dobrze, gdy reżyser dowala kinem świątecznym. I z całego serca kibicuje Mortensenowi, aby w końcu odebrał statuetkę Oscara, bo w pełni na to zasługuje.
-
To obraz zrobiony bardziej pod widzów, niż krytyków. Poza uczuciem błogości i dobrego nastroju, ten film niewiele po sobie pozostawia, ale takie produkcje też są bardzo potrzebne i też powinny być nagradzane. Pozostaje więc tylko iść do kina i dobrze się bawić.
-
Wokół anegdoty, która zapewne transmutowała w rzeczywistości kilkakrotnie, zbudowano wzruszającą i piękną historię, mającą szansę stać się świątecznym klasykiem.
-
Dziełu Farrelly'ego zarzuca się naiwność, mam jednak wrażenie, że wysuwający ten zarzut mylą naiwność ze szlachetnością. Green Book jest filmem szlachetnym i warto tę szlachetność dostrzec.
-
Proste kino drogi opowiadające o trudnych sprawach z niesamowitą lekkością, bez nadęcia i tanich sztuczek. Wszystkie nominacje do Oscara dla "Green Book" są zasłużone. To po prostu komediodramat doskonały.
-
Bardzo sympatyczne, ciepłe i zabawne kino z poważnym tematem w tle, bez walenia łopatą po głowie czy drodze na skróty. Czy to będzie nowy etap kariery twórcy "Głupiego i głupszego"? Czas pokaże, ale jestem dobrej myśli.
-
Do bólu hollywoodzki, oscarowy i sztampowy film, a zarazem pochłaniający bez reszty, igrający z emocjami i nieco staromodny. Może właśnie chwila ulgi od katastrofalnych wydarzeń codziennie napływających z całego globu sprawia, że seans okazał się tak przyjemny. Jeżeli szukacie podobnej ulgi, to warto "Green Book" zobaczyć.
-
Generalnie zresztą od połowy film idzie na skróty, kastruje różnice i sprzeczności, łagodzi sytuacje nieprzyjemne - a wszystko po to, byśmy mogli się cieszyć jedynie słusznym przesłaniem: antyrasistowskim, antydyskryminacyjnym, nawołującym do wzajemnej tolerancji i przyjaźni ponad podziałami. Kończy się zaś "Green Book" jak najbanalniejsze kino familijne - pełną trajkotu kolacją bożonarodzeniową.
-
Biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania reżyserskie Petera Farrelly'ego, "Green Book" może być dla widzów sporym zaskoczeniem. Nie chodzi tylko o to, że w tym przypadku humor jest zdecydowanie wyższych lotów, lecz również o to, że ta na pozór lekka historia opowiada o rzeczywistych problemach, z którymi borykały się Stany Zjednoczone na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
-
Jest nie tylko bezbłędnie zrealizowany i znakomicie zagrany, ale też trafia w bardzo aktualne problemy związane z mniejszościami i uderza we wszystkie właściwe tony. Umiejętnie przeplata humor z patosem, punktuje wciąż aktualne uprzedzenia, zwłaszcza rasistowskie, homofobiczne i klasowe, a także postuluje zdroworozsądkowe, pragmatyczne rozwiązania.
-
Kino drogi jakiego mi od dawna brakowało. To film niezwykle pozytywny, który wywołuje ogromne ciepło w sercu, szczególnie w mroźne zimowe wieczory.
-
Kino, które skłania do refleksji, pozwala się wczuć w sytuację bohaterów i zostawia widza z miłymi uczuciami na koniec. Świetny!
-
Jako intencjonalny "crowd-pleaser" podnoszący temat rasizmu nowy film Petera Farrelly'ego sprawdza się wprost doskonale, a nazbyt ugrzeczniony, względem obranej tematyki, charakter "Green Book", stanowi wyłącznie o jego atucie. Być może właśnie potrzeba nam więcej tego typu produkcji, sugerujących, że można się zmienić, pozbyć własnych słabości i uniknąć ponownego popełniania tych samych błędów.
-
To bez wątpienia najcieplejsza produkcja w Oscarowej stawce. Farrelly'emu udało się przywołać ducha klasycznego kina: kina drogi, kina przyjaźni, kina świątecznego.
-
Całość jest zarówno chwytliwa, jak i ckliwa. Ta czarno-biała historia jest - z braku bardziej odpowiednich słów - przyjemna i prosta, by nie powiedzieć: uproszczona.
-
Okazuje się kolejnym krokiem na tej samej drodze reżysera. Podobnie jak "Głupi i głupszy", jest to antyintelektualny film drogi, o prostym, czasem wręcz prostackim humorze opartym na stereotypie. Porzuca on skatologiczny humor, oferując widzowi w zamian niestrawny sentymentalizm. Mimo wad, nie da się ukryć, że Farrelly wciąż potrafi kręcić komedie, które bawią widownię, jednak stosunkowo wsteczne i naiwne pozory społecznego zaangażowania psują efekt końcowy.
-
Mahershala Ali i Viggo Mortensen stworzyli niesamowity duet, który ogląda się z ogromną przyjemnością, który na równi rozbawi widza, jak i wzruszy.
-
Takie filmy są potrzebne - z powodu poruszającej fabuły, wybitnych kreacji aktorskich i wspaniałej muzyki, która jest tu bardzo ważnym elementem.
-
Być może nazwisko Farrelly'ego zdecydowało o przydzieleniu produkcji takiej, a nie innej kategorii. Czas jednak dać reżyserowi czystą kartę. Właśnie stał się zupełnie innym twórcą.
-
Farrell wiedział jak poprowadzić fabułę bez przystanków i w tej materii Green Book jest idealny. To skrojony na medal mainstream, potrzebny i szlachetny.
-
To jednak taki trochę produkt Hollywoodu pod nagrody wyjęty żywcem z zeszłego wieku - lekki, uśmiechnięty, z czarującym czarnym aktorem w roli głównej, żeby biała widownia mogła miło spędzić czas.
-
Choć faktem jest, że Farrelly i jego najnowsze dzieło "Ameryki nie odkrywają", historia w filmie toczy się przewidywalnie, a podobne duety i tematy widywaliśmy już na dużym ekranie to jednak "Green Book" ma nam wiele do zaoferowania. To bowiem jeden z tych ciepłych, świetnie zagranych filmów, który jednocześnie ubawi i wzruszy, a na koniec zostawi z przemyśleniami.