
- 97% pozytywnych
- 54 krytyków
- 95% pozytywnych
- 143 użytkowników
Jo March pracuje jako nauczycielka w Nowym Jorku. Kobieta wspomina przeszłość swoją i sióstr.
- Aktorzy: Saoirse Ronan, Emma Watson, Florence Pugh, Eliza Scanlen, Laura Dern i 15 więcej
- Reżyser: Greta Gerwig
- Scenariusz: Greta Gerwig
- Premiera kinowa: 31 stycznia 2020
- Premiera światowa: 24 grudnia 2019
- Ostatnia aktywność: 16 maja
- Dodany: 3 grudnia 2019
-
Najważniejsze, żebyście przy okazji premiery poszli na "Małe kobietki" do kina: dla serca i dla rozumu.
-
Ekran tętni życiem, ujmuje plątaniną radości, smutku i wszystkiego pomiędzy. Oglądając, poczujecie zimne ukłucie prawdy, ale i wtulicie się w ciepły kocyk marzeń. Pełna skala doznań. Co tu dużo mówić: kobietki może małe, ale reżyserka i scenarzystka zdecydowanie duża.
-
Jak głębokie było to doświadczenie.
-
Bardzo udana adaptacja prozy Louisy May Alcott, która powinna spodobać się wielu miłośnikom książki, ale także tym dopiero chcącym poznać zwykłą-niezwykłą historię sióstr March.
-
Jeśli chcecie obejrzeć przyjemny film, po którym dobry nastrój i niepohamowana wiara we własne marzenia nie opuszczą was na długo, "Małe kobietki" to seans dla was.
-
Nie miały mnie zachwycić - a przynajmniej zachwytu nie oczekiwałem. Tymczasem całkowicie wsiąkłem w rozrysowany przez Gretę Gerwig świat, niemal czując się członkiem zwariowanego klanu Marchów.
-
Powstało dzieło na wskroś uniwersalne, o radościach, smutkach, marzeniach i nieuchronnych zmianach. Wypełnia je lekka melancholia oraz masa pozytywnej energii. Podczas seansu łzy same płyną z oczu. Przede wszystkim jednak film wywołuje szeroki uśmiech.
-
Nie tylko gra aktorska urzeka w tym filmie. Na uwagę zasługują kostiumy, muzyka i praca kamery. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
-
Jest wspaniale sfilmowany i zagrany. I bez względu na to, czy widz skupi się na jego wydźwięku feministycznym, czy potraktuje go po prostu jako kolejną ekranizację znanej książki, powinien wyjść z kina zadowolony.
-
Obok "1917", "Irlandczyka" i "Jokera" dobrze jest zobaczyć dzieło nieco naiwne i poprawiające humor. Chociażby z tego powodu było warto raz jeszcze zaadaptować książkę Alcott.
-
Małe kobietki są praktycznie bezdyskusyjnym triumfem opowiadania historii.
-
Greta Gerwig gra swoją filmową muzykę jak z nut i tylko momentami trafią się fałszywe nuty. Na szczęście jest ich na tyle mało, że szybko ulatują z pamięci. Drugi obraz amerykańskiej reżyserki pokazuje, że ma ogromne wyczucie i ambicje.
-
To niezmiennie opowieść o dojrzewaniu, niezależności i niezniszczalnej sile rodzinnej miłości, z wyraźnym autorskim podpisem Grety Gerwig i jej wspaniałej obsady.
-
Sam w sobie jest uroczy, wzruszający i ciepły. Idealny na zimowe, szare wieczory i wbrew pozorom przeznaczony nie tylko dla damskiej części widowni.
-
Gerta Gerwig świetnie odnajduje balans między nowoczesnym, atrakcyjnym dla współczesnego widza przedstawieniem całej historii, a mimo wszystko zachowaniem ducha klasycznego kostiumowego melodramatu.
-
Udana ekranizacja słynnej książki Louisy May Alcott.
-
Pomimo ogromnego rozczarowania jakim okazał się brak nominacji dla kobiety w kategorii Najlepsza reżyseria - jest to wyjątkowo ironiczne w przypadku Małych kobietek - to należy jednak przypomnieć, że to właśnie Greta Gerwig została w 2017 roku piątą kobietą w historii Oscarów nominowaną za najlepszą reżyserię filmu Lady Bird. Miejmy nadzieję, że Akademia doceni niezwykłą świeżość i wrażliwość reżyserki, która jest jedną z najciekawszych postaci młodego pokolenia filmowców.
-
Greta Gerwig prezentuje w ekranizacji XIX-wiecznej powieści Louisy May Alcott Małe kobietki przywiązanie do literackiego oryginału. Ale nie niewolnicze. Zaburza chronologię zdarzeń, wlewa w oryginał wiele elementów typowych dla dzisiejszego odczuwania świata.
-
To film odważny, ciekawy, mądry. Reżyserska i scenariopisarska perełka, która sprawia, że mam ochotę wytykać palcem każdego członka Akademii, który nie docenił tego filmu. Bo Greta Gerwig zasługiwała na to, by znaleźć się na liście reżyserek nominowanych do Oscara.
-
Mój sceptycyzm wobec tej wersji w trakcie seansu bardzo osłabł, ale Gerwig uwiodła mnie swoją wizją. Jest to ciepła, piękna plastycznie opowieść o kobiecości i wchodzeniu w dorosłe życie, pełna nieopisanej pasji. Chyba jestem pani Gerwig winien przeprosiny, czekając na kolejny film.
-
Gerwig opowiedziała historię panien March w sposób, w którym odnajdą się nie tylko nieświadomie szukające swojej drogi dzieciaki, ale i równie zagubione dwudziestojednoletnie dziewczyny, dla których Jo, obok Elizabeth Bennett, już dawno stała się wyznacznikiem tego, że życie wedle oczekiwań społeczeństwa i wbrew własnym ideałom nie jest ani łatwe, ani słuszne, a już na pewno nikogo nie doprowadziło do dokonania rzeczy wielkich.
-
Ciepło - to jedno z określeń, które dobrze oddaje nastrój dziewiętnastowiecznej powieści Louisy May Alcott o siostrach March. Tego ciepła nie brakuje również w filmowej adaptacji Grety Gerwig, a przy tym to wizja autorska - bardziej dynamiczna w narracji i aktualna w poruszanej problematyce.
-
Kostiumowy melodramat może okazać się być ciekawym nawet dla mnie. No, udało się to Pani, Pani Greta Gerwig.
-
Małe kobietki są jednym z najsłabszych filmów z tegorocznej stawki oscarowej, co świadczy wyłącznie o tym, jak dobry mieliśmy rok. Greta Gerwig opowiedziała znaną historię w taki sposób, że chcielibyśmy zostać z tymi bohaterkami na dłużej. Uchwyciła esencję młodości oraz dorastania kończącego się zderzeniem z dorosłością.
-
Pokaźnych rozmiarów kino kostiumowe idealnie skrojone pod gusta miłośników akurat tego filmowego gatunku. Literacki oryginał nie zestarzał się, a Greta Gerwig oprawiła go nie tylko w nową, lśniącą okładkę, lecz dopisała na marginesie kilka autorskich uwag.
-
"Małe kobietki" są jak koc w długi, zimowy wieczór. Dają przez chwilę poczucie bezpieczeństwa i miłe, przyjemne ciepło.
-
Puryści oczekujący wiernej adaptacji mogą być zawiedzeni.
-
Wydaje mi się, że większość krytyków uczepiło się chaotycznego stylu narracyjnego, bo ciężko tak naprawdę znaleźć, coś więcej co może uwierać w Małych kobietkach. To przecież film doskonale zagrany, napisany, który płonie żywym ogniem, ma wspaniałe uśmiechy, prawdziwe łzy, słońce, ciepłe kolory, gdy widz jest zaproszony, by na chwilę poczuć wiek niewinności, a za chwilę tonie w niebieskich zimnych barwach, gdy Gerwig opowiada o czasie późniejszym, gdy już dziewczyny dorastają.
-
O ile Gerwig znakomicie oddaje bliskość siostrzanych relacji, tak można odnieść wrażenie, że emancypacyjny potencjał nie został w pełni wykorzystany.
-
Ta adaptacja jest zupełnie taka jak jej książkowy oryginał - pełna ciepła, humoru i wciągająca od początku do końca.
-
Zapis urokliwej codzienności.
-
Szkoda, że Gerwig poszła po najmniejszej linii oporu, bo to właśnie brak zachowania pozorów historycznych i finezji staje się największą wadą filmu. Na ekranie pada wiele mocnych, ale anachronicznych słów jak na tamte czasy.
-
Widać po prostu, że w filmie brak jest fałszywych nut, a Greta Gerwing wykreowała świat ",Małych kobietek" w taki sposób, że kupujemy go w całości. Dzięki zaś relacjom między głównymi bohaterkami najnowsze dzieło Gerwing to kino niezwykle ciepłe, takie, które bawi i wzrusza, ale też przynosi refleksję.
-
Greta Gerwig bowiem, moim zdaniem, niezwykle sprawnie podjęła kino kostiumowe.
-
Dzieło emanuje lekkością, ale stanowczo przekazuje wartości płynące z historii sióstr March. Dla mnie siła interpretacji Grety Gerwig opiera się przede wszystkim na niesamowicie przyciągającej subtelności, delikatności oraz sposobie ukazania ogromnej mocy feminizmu. Dawno nie byłam tak oczarowana żadnym filmem.
-
Na najnowszą ekranizację "Małych kobietek" wybrałam się ze zwykłej ciekawości. Chciałam zobaczyć, jak tym razem reżyserka Greta Gerwig poradziła sobie z powracającym co jakiś czas na duży ekran materiałem powieściowym. A poradziła sobie całkiem dobrze oddając widzom realizację w każdym punkcie przemyślaną, z doborową obsadą aktorską, przyciągającymi uwagę pięknymi kostiumami i przekazem na miarę współczesności.
-
Czuć w nim miłość Gerwig do oryginału, ale i pasję aktorek wypowiadających kwestie tak, jakby rzeczywiście w nie wierzyły. Bo wierzą.
-
Życie to częste kompromisy, ale nie należy się poddawać. Greta Gerwig zdaje się to świetnie rozumieć i przedstawiać w swoim filmie. Jej adaptacja prozy Alcott to nie sztuka dla sztuki, a pokazanie, że jako młoda reżyserka Gerwig także ma coś do powiedzenia.
-
Niewielu rzeczy jestem bardziej pewna jak tego, że swoją brawurową, cudownie zrealizowaną adaptacją XIX wiecznej klasyki literatury dla dziewcząt: Małe kobietki - jej reżyserka i scenarzystka w jednym: Greta Gerwig - przejdzie do klasyki kina!
-
Historia sióstr March wybrzmiewa zatem współczesnymi nutami, mimo że bohaterki nie zostały "unowocześnione", można się w nich rozpoznać. Dziś książka "Małe kobietki" uchodzi już za ramotkę, natomiast Gerwig nadała jej atrakcyjność, reinterpretując pewne wydarzenia lub przesuwając środek ciężkości.
-
Filmidło nieco powyżej przeciętnej. Pocieszne, ale od wybitności i spełnienia - nieco zbyt ostentacyjnie Gerwig przypisywanych - dalekie.
-
Mimo podejmowania poważnych tematów film ma w sobie lekkość, świeżość i dużo wiary w to, że miłość i kariera wcale nie muszą się wykluczać. Zasługa w tym i samej Gerwig, która podeszła do materiału źródłowego z czułością, jak i aktorek i aktorów.
-
Od ostatniej adaptacji z 1994 r. zdążyło już dojrzeć całe pokolenie, nic więc dziwnego, iż Gerwig postanowiła wyjść mu naprzeciw, dokonując rewizji treści. Uwspółcześnia ją, nie rezygnując przy tym z XIX-wiecznego sztafażu.
-
Jednak Gerwig w przeciwieństwie do niektórych wcześniejszych twórców i twórczyń filmowych "Kobietek" miała na tę lekko już zwietrzałą prozę jakiś pomysł: wzięła historię w nawias.
-
Nośnik wartościowego doświadczenia dla wszystkich, u których nostalgia za dzieciństwem unosi kąciki ust.
-
Można odnieść wrażenie, że amerykańska artystka wykonała pracę, której często brakowało w kinie zza oceanu. Nie portretuje, lecz rozwija. Nie uprawia hołdownictwa w stronę feminizmu drugiej fali, lecz przygląda się jego dziedzictwu i zastanawia się nad przebłyskami i pracą swoich przodkiń.