-
Greta Gerwig prezentuje w ekranizacji XIX-wiecznej powieści Louisy May Alcott Małe kobietki przywiązanie do literackiego oryginału. Ale nie niewolnicze. Zaburza chronologię zdarzeń, wlewa w oryginał wiele elementów typowych dla dzisiejszego odczuwania świata.
-
7.512 lutego 2020
-
-
Widać po prostu, że w filmie brak jest fałszywych nut, a Greta Gerwing wykreowała świat ",Małych kobietek" w taki sposób, że kupujemy go w całości. Dzięki zaś relacjom między głównymi bohaterkami najnowsze dzieło Gerwing to kino niezwykle ciepłe, takie, które bawi i wzrusza, ale też przynosi refleksję.
-
O ile Gerwig znakomicie oddaje bliskość siostrzanych relacji, tak można odnieść wrażenie, że emancypacyjny potencjał nie został w pełni wykorzystany.
-
Greta Gerwig bowiem, moim zdaniem, niezwykle sprawnie podjęła kino kostiumowe.
-
Dzieło emanuje lekkością, ale stanowczo przekazuje wartości płynące z historii sióstr March. Dla mnie siła interpretacji Grety Gerwig opiera się przede wszystkim na niesamowicie przyciągającej subtelności, delikatności oraz sposobie ukazania ogromnej mocy feminizmu. Dawno nie byłam tak oczarowana żadnym filmem.
-
Kostiumowy melodramat może okazać się być ciekawym nawet dla mnie. No, udało się to Pani, Pani Greta Gerwig.
-
Nie tylko gra aktorska urzeka w tym filmie. Na uwagę zasługują kostiumy, muzyka i praca kamery. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
-
Jest wspaniale sfilmowany i zagrany. I bez względu na to, czy widz skupi się na jego wydźwięku feministycznym, czy potraktuje go po prostu jako kolejną ekranizację znanej książki, powinien wyjść z kina zadowolony.
-
Na najnowszą ekranizację "Małych kobietek" wybrałam się ze zwykłej ciekawości. Chciałam zobaczyć, jak tym razem reżyserka Greta Gerwig poradziła sobie z powracającym co jakiś czas na duży ekran materiałem powieściowym. A poradziła sobie całkiem dobrze oddając widzom realizację w każdym punkcie przemyślaną, z doborową obsadą aktorską, przyciągającymi uwagę pięknymi kostiumami i przekazem na miarę współczesności.
-
To film odważny, ciekawy, mądry. Reżyserska i scenariopisarska perełka, która sprawia, że mam ochotę wytykać palcem każdego członka Akademii, który nie docenił tego filmu. Bo Greta Gerwig zasługiwała na to, by znaleźć się na liście reżyserek nominowanych do Oscara.
-
7.521 lutego 2020
-
-
Ekran tętni życiem, ujmuje plątaniną radości, smutku i wszystkiego pomiędzy. Oglądając, poczujecie zimne ukłucie prawdy, ale i wtulicie się w ciepły kocyk marzeń. Pełna skala doznań. Co tu dużo mówić: kobietki może małe, ale reżyserka i scenarzystka zdecydowanie duża.
-
Obok "1917", "Irlandczyka" i "Jokera" dobrze jest zobaczyć dzieło nieco naiwne i poprawiające humor. Chociażby z tego powodu było warto raz jeszcze zaadaptować książkę Alcott.
-
Czuć w nim miłość Gerwig do oryginału, ale i pasję aktorek wypowiadających kwestie tak, jakby rzeczywiście w nie wierzyły. Bo wierzą.
-
Życie to częste kompromisy, ale nie należy się poddawać. Greta Gerwig zdaje się to świetnie rozumieć i przedstawiać w swoim filmie. Jej adaptacja prozy Alcott to nie sztuka dla sztuki, a pokazanie, że jako młoda reżyserka Gerwig także ma coś do powiedzenia.
-
Niewielu rzeczy jestem bardziej pewna jak tego, że swoją brawurową, cudownie zrealizowaną adaptacją XIX wiecznej klasyki literatury dla dziewcząt: Małe kobietki - jej reżyserka i scenarzystka w jednym: Greta Gerwig - przejdzie do klasyki kina!
-
Małe kobietki są praktycznie bezdyskusyjnym triumfem opowiadania historii.
-
Historia sióstr March wybrzmiewa zatem współczesnymi nutami, mimo że bohaterki nie zostały "unowocześnione", można się w nich rozpoznać. Dziś książka "Małe kobietki" uchodzi już za ramotkę, natomiast Gerwig nadała jej atrakcyjność, reinterpretując pewne wydarzenia lub przesuwając środek ciężkości.
-
Ta adaptacja jest zupełnie taka jak jej książkowy oryginał - pełna ciepła, humoru i wciągająca od początku do końca.
-
Filmidło nieco powyżej przeciętnej. Pocieszne, ale od wybitności i spełnienia - nieco zbyt ostentacyjnie Gerwig przypisywanych - dalekie.
-
Mimo podejmowania poważnych tematów film ma w sobie lekkość, świeżość i dużo wiary w to, że miłość i kariera wcale nie muszą się wykluczać. Zasługa w tym i samej Gerwig, która podeszła do materiału źródłowego z czułością, jak i aktorek i aktorów.
-
Szkoda, że Gerwig poszła po najmniejszej linii oporu, bo to właśnie brak zachowania pozorów historycznych i finezji staje się największą wadą filmu. Na ekranie pada wiele mocnych, ale anachronicznych słów jak na tamte czasy.
-
Małe kobietki są jednym z najsłabszych filmów z tegorocznej stawki oscarowej, co świadczy wyłącznie o tym, jak dobry mieliśmy rok. Greta Gerwig opowiedziała znaną historię w taki sposób, że chcielibyśmy zostać z tymi bohaterkami na dłużej. Uchwyciła esencję młodości oraz dorastania kończącego się zderzeniem z dorosłością.
-
Greta Gerwig gra swoją filmową muzykę jak z nut i tylko momentami trafią się fałszywe nuty. Na szczęście jest ich na tyle mało, że szybko ulatują z pamięci. Drugi obraz amerykańskiej reżyserki pokazuje, że ma ogromne wyczucie i ambicje.
-
Od ostatniej adaptacji z 1994 r. zdążyło już dojrzeć całe pokolenie, nic więc dziwnego, iż Gerwig postanowiła wyjść mu naprzeciw, dokonując rewizji treści. Uwspółcześnia ją, nie rezygnując przy tym z XIX-wiecznego sztafażu.
-
Najważniejsze, żebyście przy okazji premiery poszli na "Małe kobietki" do kina: dla serca i dla rozumu.
-
Jednak Gerwig w przeciwieństwie do niektórych wcześniejszych twórców i twórczyń filmowych "Kobietek" miała na tę lekko już zwietrzałą prozę jakiś pomysł: wzięła historię w nawias.
-
To niezmiennie opowieść o dojrzewaniu, niezależności i niezniszczalnej sile rodzinnej miłości, z wyraźnym autorskim podpisem Grety Gerwig i jej wspaniałej obsady.
-
Nośnik wartościowego doświadczenia dla wszystkich, u których nostalgia za dzieciństwem unosi kąciki ust.
-
Pokaźnych rozmiarów kino kostiumowe idealnie skrojone pod gusta miłośników akurat tego filmowego gatunku. Literacki oryginał nie zestarzał się, a Greta Gerwig oprawiła go nie tylko w nową, lśniącą okładkę, lecz dopisała na marginesie kilka autorskich uwag.
-
Mój sceptycyzm wobec tej wersji w trakcie seansu bardzo osłabł, ale Gerwig uwiodła mnie swoją wizją. Jest to ciepła, piękna plastycznie opowieść o kobiecości i wchodzeniu w dorosłe życie, pełna nieopisanej pasji. Chyba jestem pani Gerwig winien przeprosiny, czekając na kolejny film.
-
7.523 lutego 2020
-
-
Można odnieść wrażenie, że amerykańska artystka wykonała pracę, której często brakowało w kinie zza oceanu. Nie portretuje, lecz rozwija. Nie uprawia hołdownictwa w stronę feminizmu drugiej fali, lecz przygląda się jego dziedzictwu i zastanawia się nad przebłyskami i pracą swoich przodkiń.
-
Skoro Joey z "Przyjaciół" płakał, czytając "Małe kobietki", to i ja mogłem się wzruszyć, oglądając najnowszą ekranizację powieści Louisy May Alcott, w reżyserii Grety Gerwig.
-
"Małe kobietki" są jak koc w długi, zimowy wieczór. Dają przez chwilę poczucie bezpieczeństwa i miłe, przyjemne ciepło.
-
Gerwig opowiedziała historię panien March w sposób, w którym odnajdą się nie tylko nieświadomie szukające swojej drogi dzieciaki, ale i równie zagubione dwudziestojednoletnie dziewczyny, dla których Jo, obok Elizabeth Bennett, już dawno stała się wyznacznikiem tego, że życie wedle oczekiwań społeczeństwa i wbrew własnym ideałom nie jest ani łatwe, ani słuszne, a już na pewno nikogo nie doprowadziło do dokonania rzeczy wielkich.
-
7.57 lutego 2020
-
-
Powstało dzieło na wskroś uniwersalne, o radościach, smutkach, marzeniach i nieuchronnych zmianach. Wypełnia je lekka melancholia oraz masa pozytywnej energii. Podczas seansu łzy same płyną z oczu. Przede wszystkim jednak film wywołuje szeroki uśmiech.
-
8.37 lutego 2020
-
-
Jej film jest spełnieniem dla konkretnej czytelniczki, która nie dąży do stworzenia ekranizacji ostatecznej i zamkniętej - tylko woła o więcej.
-
Puryści oczekujący wiernej adaptacji mogą być zawiedzeni.
-
Sam w sobie jest uroczy, wzruszający i ciepły. Idealny na zimowe, szare wieczory i wbrew pozorom przeznaczony nie tylko dla damskiej części widowni.