
-
54recenzje
-
54oceny
-
32pozytywne
-
22negatywne
-
6.0średnia
-
59%pozytywnych
-
0.9odrębność
Gatunki, kraje i dekady
Ostatnio zrecenzowane
-
Twórcy nie tylko powtórzyli błędy popełnione w "Disco Polo" - w postmodernistycznym amoku rozwinęli je jeszcze bardziej. W dodatku zamiast bezpretensjonalnej zabawy próbują rysować analogie do współczesnej sytuacji polityczno-społecznej. Obraz wyreżyserowany przez Bochniaka podzieli publiczność - niektórzy będą pod wrażeniem komiksowej wizji "Dzikiego Wschodu", a inni poczują się po seansie jak ten biedny baran z najbardziej zwariowanej sceny filmu.
-
Jest kameralnym obrazem o dojrzewaniu w niesprzyjających warunkach, a także o postępującej opresji ze strony mężczyzny. Jednocześnie ogląda się to jak buzujący emocjami thriller rozgrywający się w zimowej scenerii. Finałowe "nie" wypowiedziane przez dziewczynę zyskuje wymiar tego najważniejszego zwycięstwa i staje się uniwersalnym wyrazem solidarności ze wszystkimi chcącymi wyrwać się z toksycznych relacji.
-
W zamierzeniu miał łączyć dramatyzm z niespodziewanym komizmem. Faktycznie, film bywa zabawny, ale nie satysfakcjonuje jako podróż w głąb bohatera, którego wydaje się nie rozumieć nawet sam reżyser.
-
Podzielona na sześć rozdziałów mieszanka thrillera i czarnej komedii wiele zawdzięcza "Pulp Fiction" Quentina Tarantino. Podobnie jak tam, mamy całą galerię wyrazistych, często ekscentrycznych postaci, zaburzoną chronologię, nagłe wybuchy przemocy oraz rozładowujący napięcie humor sytuacyjny.
-
Akcja schodzi na dalszy plan wobec tego, co dzieje się pomiędzy bohaterami, a film wpisuje się w bardzo aktualną refleksję na temat tego, jak to jest być kobietą w obcym środowisku. Akurat ta historia pozostawia nadzieję, może nie na szlachetną miłość, ale przynajmniej na to, że western może wciąż zaskakiwać i oferować niespodziewane emocje.
Najwyżej ocenione
-
Jeśli juz miałbym porównać ekscentryczny styl Reisza do jakiegokolwiek polskiego reżysera, byłby to pewnie Bodo Kox. Wiele jednak zależy od tego, czy w tym portrecie zagubionego trzydziestolatka będziecie w stanie odnaleźć samych siebie. Jeśli tak, to bardzo możliwe, że zachwycicie się tym węgierskim filmem tak samo jak ja.
-
Mroczne kino młodzieżowe stawiające na prowokowanie zamiast kolejnej, takiej samej fabuły i prostych rozwiązań, pozostanie raczej perełką, którą po latach wspominać będzie jedynie garstka widzów. Wśród tej garstki będę i ja, a tymczasem mam nadzieję, że Tayarisha Poe zaskoczy nas jeszcze innymi, nietuzinkowymi produkcjami. Jedyny problem jest taki, że swoim pełnometrażowym debiutem postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko.
-
Lulu Wang zrealizowała obraz dojrzały, traktujący o wartościach rodzinnych i niejednoznacznej roli kłamstwa, jednocześnie będący zderzeniem różnych kultur. Małe, wielkie kino, które w szczególności należy doceniać wśród zalewu odtwórczych, wysokobudżetowych produkcji.
-
Jednak to, co świadczy o wyjątkowości dzieła Eggersa, to dopracowana w najmniejszych szczegółach strona techniczna, korzystanie ze specyficznego poczucia humoru i zrezygnowanie z realizmu na rzecz piętrzenia tajemnic oraz oniryzmu. W końcu jego najnowszy film to w równym stopniu dramat psychologiczny, czarna komedia, a wreszcie kino grozy mocno inspirowane niemieckim ekspresjonizmem i epoką kina niemego.
-
To produkcja unikająca kompromisów, będąca mocnym uderzeniem dla widza spodziewającego się łatwego seansu. Prowokująco analizuje współczesny świat, w którym według tej historii na każdego dobrego człowieka przypada kilku złych. A za każdym technologicznym dobrodziejstwem kryje się zagrożenie. Film dogłębnie smutny i zapadający w pamięć, kreujący jednego z najciekawszych antybohaterów polskiego kina.
Najniżej ocenione
-
W swoich poprzednich filmach "Po prostu przyjaźń" i "Serce nie sługa" Zylber szantażował emocjonalnie z gracją młota pneumatycznego. Teraz zrobił postęp i już tego nie robi. Nakręcił za to komedię romantyczną od początku do końca słabą, bezwstydnie promującą złe wzorce i nie poddającą ich szczególnej krytyce. Jeśli tak ma wyglądać kino rozrywkowe w Polsce, to najwyższy czas na emigrację.
-
Jedynym pozytywem produkcji jest fakt, że gdyby główny bohater siedział w domu zamiast jeździć na tajne misje, to nie byłoby tego całego ambarasu. Taki przekaz idealnie pasuje do obecnej sytuacji na świecie. Sam film wręcz przeciwnie - to relikt dawnych czasów, kiedy powtarzający się żart dotyczący długości penisa mógł kogoś rozbawić, a pojedynek hakerów polegał na szybkości klikania w losowe przyciski na klawiaturze. Cóż mogę dodać, ten Diesel porusza się już wyłącznie na oparach.
-
"Swingersi" są jak ten podpity, rzucający niewybrednymi żartami wujek na rodzinnym weselu. Mamy do niego pewną dozę sympatii, dopóki nie zacznie klepać ludzi po tyłku i nie zaśnie z głową w sałatce jarzynowej. A omawiana komedia niestety w wielu momentach przekracza granice żenady.
-
To przede wszystkim film mało kinowy, bo bardziej przypomina odcinek Czasu honoru niż widowiskowe kino biograficzne o burzliwym życiu marszałka.
-
O takich filmach trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ są nijakie i boleśnie przeciętne. A produkcje dla najmłodszych wcale takie nie muszą być, o ile widać zaangażowanie twórców, którzy mają do powiedzenia coś więcej niż "pies to najlepszy przyjaciel człowieka".
Odrębnie ocenione
-
Jedynym pozytywem produkcji jest fakt, że gdyby główny bohater siedział w domu zamiast jeździć na tajne misje, to nie byłoby tego całego ambarasu. Taki przekaz idealnie pasuje do obecnej sytuacji na świecie. Sam film wręcz przeciwnie - to relikt dawnych czasów, kiedy powtarzający się żart dotyczący długości penisa mógł kogoś rozbawić, a pojedynek hakerów polegał na szybkości klikania w losowe przyciski na klawiaturze. Cóż mogę dodać, ten Diesel porusza się już wyłącznie na oparach.
-
Fani reżysera powinni być zadowoleni - to powolne, medytacyjne kino z pięknie skomponowanymi kadrami, do których nas przyzwyczaił. Przynajmniej tym razem opowiada jakąś historię, choć 3 godziny to zdecydowanie zbyt długo. Najwięcej traci w drugiej połowie z powodu nadmiaru patosu, jedynie z pozoru głębokich rozważań oraz powtarzalności sytuacji. A szkoda, bo gdyby bardziej stąpał po ziemi, mogłoby powstać dzieło wybitne.
-
To przede wszystkim film mało kinowy, bo bardziej przypomina odcinek Czasu honoru niż widowiskowe kino biograficzne o burzliwym życiu marszałka.
-
Trudno pozbyć się wrażenia, że Harley Quinn powinna mieć swój film razem z Jokerem, a drużyna Birds of Prey oddzielną produkcję, nieco bardziej poważną i lepiej rozwijającą bohaterki. "Ptaki Nocy..." stają się więźniem własnej prześmiewczej, autoironicznej konwencji trochę jak spaghetti westerny w latach 70.
-
Naprawdę w ofercie Netflixa można znaleźć wiele bardziej udanych produkcji o tematyce młodzieżowej. Twórcy "Wszystkich jasnych miejsc" chcieliby opowiadać o smutnych rzeczach w przystępny sposób. Nie potrafili jednak przenieść materiału źródłowego na ekran tak, aby odpowiednio zaangażować widza.