Dwa małżeństwa, jedno drzewo i sąsiedzki konflikt, który doprowadza do nieoczekiwanych sytuacji, kiedy wszystkim puszczają nerwy, a dzikie emocje biorą górę nad zdrowym rozsądkiem.
- Aktorzy: Steinþór Hróar Steinþórsson, Edda Björgvinsdóttir, Sigurður Sigurjónsson, Þorsteinn Bachmann, Selma Björnsdóttir i 3 więcej
- Reżyser: Hafsteinn Gunnar Sigurðsson
- Scenarzyści: Huldar Breiðfjörð, Hafsteinn Gunnar Sigurðsson
- Premiera kinowa: 22 czerwca 2018
- Premiera światowa: 31 sierpnia 2017
- Dodany: 13 grudnia 2017
-
Wzbudzić może wśród widzów wiele emocji - najgorsze okazują się te momenty, gdy śmiejemy się z obrotu sytuacji, któremu w rzeczywistości daleko do komizmu. Sigurðsson umiejętnie balansuje na poziomach powierzchowności oraz głębokich przemyśleń, zmuszając nas do ciągłego oceniania i zmiany zdania w obdarzaniu sympatią bohaterów.
-
Islandzka produkcja rozczarowuje finałem, który obnaża brak celowości.
-
Siłą scenariusza jest również to, że jego twórcy uniknęli dosłowności i efekciarstwa. W taki sposób prowadzą narrację, by dopiero po pewnym czasie - gdy, podobnie jak przepełnienie silnymi emocjami bohaterowie, zdołaliśmy już wydać być może nie do końca sprawiedliwe wyroki - opowiadana historia zaczęła jawić się widzom jako znacznie mniej oczywista, niż się na początku wydawało.
-
Całkiem sprawnie poukładane kino. Wątki przeplatają się ze sobą płynnie, tło zawiera obserwacje społeczne, a postaci mimo że niegodne naszej sympatii, napisane są autentycznie. Zgrzyta jedynie sam tok opowieści, płynący do niesamowicie przewidywalnego finału.
-
Przyjemnie się takie produkcje ogląda. Dobry scenariusz, świetne aktorstwo, równe tempo, a do tego emocje - to stary jak świat przepis na udany film.
-
Płynnie przechodzi od dramatu obyczajowego, przez czarną komedię i thrillera do niemal tragedii antycznej, w świecie której nie w sposób uciec od fatalnego losu.
-
Jeśli w Islandii serwują takie filmy, to chcę bliżej poznać tą kinematografię.
-
Na pewno nie jest to kino z krzykliwymi gagami i śmiechem z puszki, a raczej zimny festiwal absurdu, który oglądamy z kamienną twarzą, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie dzieje się na ekranie.
-
Fascynujące, naładowane emocjami studium charakterów. Twórca nie ocenia swoich bohaterów, ale jedynie prezentuje ich postawy, nie podsuwa prostych odpowiedzi, tylko daje widzowi możliwość zrobienia tego ostatniego kroku samodzielnie.
-
Doskonałe kreacje aktorskie, w szczególności Eddy Björgvinsdóttir i Sigurðura Sigurjónssona, a także znakomite zdjęcia Moniki Lenczewskiej dopełniają wrażenia, że "W cieniu drzewa" to dzieło dojrzałe i fascynujące.
-
Mamy do czynienia ze świetnie napisaną, nieprzeszarżowaną, autorsko wykonaną smolistą tragikomedią. Nie zaśmiejemy się totalnie, nie zapłaczemy maksymalnie, ale będziemy zszokowani gigantycznie rozmiarami tego co zobaczyliśmy i nawet nie zaksięgujemy, kiedy niewinna prośba doprowadziła do czegoś takiego - i na tym polega sztuka tego filmu.
-
Opiera się na świetnym pomyśle i ma dobrą puentę.
-
Szkoda, że reżyser niczego nie interpretuje, nie rozwija, a jedynie odtwarza, toteż pozostawia do końca obojętnym na to, co dzieje się na ekranie. Każe ponownie wejść do tej samej rzeki, zadając tym samym kłam najsłynniejszej myśli Heraklita z Efezu. Ze stratą dla widza.
-
Ideowo i formalnie "W cieniu drzewa" wywodzi się z tradycji kina braci Coen, gdzie ludzka głupota nakręca spiralę przemocy. Finał z kolei żywo przypomina dzieła Quentina Tarantino. Rzecz pozostaje jednak do imentu islandzka - w rodzaju humoru, spokoju kadrów, surowości ocen różnych zachowań. Mimo czerpania z tak wielu znajomych źródeł, zapewnia kilka niespodzianek.
-
Ta ekranizacja powiedzenia "robić z igły widły" kipi czarnym humorem, a zarazem niesie solidną dawkę emocji. Najpierw tych typowych dla dramatu - ból po rozstaniu, śmierć kogoś bliskiego, trudne relacje rodziców z dziećmi - później zaś kojarzących się thrillerem i kinem gore, kiedy w ruch idą bardziej radykalne środki niż słowa.
-
Chcąc może przebić podobne tematycznie "Barany", twórcy posługują się w miarę upływu akcji coraz mocniejszymi środkami, a w pewnym momencie korzystają nawet z poetyki kina gore. Oczywiście konwencja ta bywa zaskakująca i zabawna. Malując historię grubą kreską, Sigurđsson traci jednak subtelność i wieloznaczność, które cechowały jego interesujący debiut - "Inną drogę" z 2011 roku.
-
Gdzie w pierwszym wątku W cieniu drzewa potrafił wyrobić wiarygodny, choć nieco komediowo dezorientujący konflikt, tak w drugim kompletnie upada na melodramatycznych mieliznach niewykorzystanego potencjału i jedynie przeskoczeniu po stanowczo zbyt interesującym punkcie wyjściowym.
-
Surowe zdjęcia, chłód emocjonalny i stonowana muzyka - akcja jest przeplatana śpiewem męskiego chóru - sprawiają, że W cieniu drzewa jest piękną kompozycją.
-
Choć należy do najmłodszych w Europie, islandzkie filmy zdobywają coraz więcej fanów na całym świecie, także w Polsce. Wyspiarską markę potwierdza komediodramat Hafsteinna Gunnara Sigurðsson "W cieniu drzewa". Warto obejrzeć ten film, by przekonać się, że emocjonujące kino może wyrosnąć na równo skoszonym trawniku codzienności.
-
Doskonale napisana kameralna historia o małych konfliktach i bezradnych wobec nich ludziach. Reżyser niczym mistrzowie rumuńskiej nowej fali buduje w rozmowach "o niczym" skomplikowane osobowości bohaterów.
-
Jest udaną odtrutką od amerykańskiej konfekcji, oferującą sposób opowiadania daleki od tego, czego możemy się spodziewać. Zmierza w zaskakujących kierunkach i może wywołać u niektórych uczucie konsternacji, w szczególności po tym, czego mogli się spodziewać po materiałach promujących film.