Film "The Disaster Artist" opowiada prawdziwą, tragikomiczną historię początkującego twórcy filmowego i niesławnego wyrzutka Hollywoodu, Tommy'ego Wiseau - artysty, który realizował swoją pasję w co najmniej dyskusyjny sposób. Reżyser James Franco uczynił z niej afirmację przyjaźni, ekspresji artystycznej i pogoni za marzeniami na przekór przeciwnościom losu.
- Aktorzy: James Franco, Dave Franco, Seth Rogen, Zac Efron, Ari Graynor i 15 więcej
- Reżyser: James Franco
- Scenarzyści: Scott Neustadter, Michael H. Weber
- Premiera kinowa: 9 lutego 2018
- Premiera DVD: 20 czerwca 2018
- Premiera światowa: 12 marca 2017
- Ostatnia aktywność: 24 marca
- Dodany: 14 września 2017
-
Historia skończyła się wielkim rozczarowaniem, ale Tommy nie poddał się i w dalszym ciągu zaskakuje. Ze smutku wynika radość i początek wielkiej przyjaźni, która w symboliczny sposób ukazuje, że pieniądze szczęścia nie dają.
-
James Franco postanowił zrobić film, który pozwoli zrozumieć autora najgorszego filmu świata: ekscentryka i niepoprawnego marzyciela.
-
Wiedząc to i owo o niesławnym "The Room" nie spodziewałem się, że film ukazujący kulisy powstawania tego antydzieła może być tak interesujący i wciągający.
-
Jak pokazuje historia, ich znajomość, choć rządziła się własnymi, dziwnymi prawami, napisała oryginalną i poruszającą opowieść. Zdecydowanie warto obejrzeć ją w kinie - entuzjastyczne reakcje widowni podczas seansu mówiły same za siebie.
-
Jest rzetelną produkcją o powstawaniu najbardziej nierzetelnej produkcji, jaką ostatnio widziałem.
-
To przede wszystkim opowieść o przyjaźni i spełnianiu marzeń, a to że jest przy tym piekielnie zabawna skutkuje efektem, który rozbawi każdego- seans "The Room" pozwala jednak czerpać więcej satysfakcji z tego co widzimy.
-
Przez większą cześć jest to film satyryczny, parodystyczny, przepełniony meta-humorem i znakomitymi kreacjami aktorskimi, ale gdzie indziej, jest to zaskakująco poważna oda o pogoni za hollywoodzkim marzeniem. Coś jak La La Land dla przegranych, gdzie podążanie za swoimi marzeniami prowadzi do porażki i szyderstwa zamiast romansu i sukcesu.
-
James Franco zadbał o to, żeby wszyscy widzowie mogli odnaleźć się w jego nowej produkcji. Rozbawi, zaintryguje, a na koniec zmusi do myślenia i zachęci do zainteresowania się tajemniczym głównym bohaterem.
-
James Franco, niczym trochę Tim Burton, postanowił zmierzyć się z historią reżysera uznawanego przez wielu za najgorszego w historii. Wychodzi z tego pojedynku zwycięsko, gdyż dzieło przez niego stworzone nie jest jedynie prostą w konstrukcji komedyjką, z której można się bez problemu pośmiać.
-
Doskonała rozrywka, która nie jest pozbawiona treści. Doprawione nutką goryczy "american dream", szalona biografia nieudolnego twórcy, najbardziej fascynujący "making of" jaki można sobie wyobrazić, a poza wszystkim szczera i bezpretensjonalna historia o przyjaźni, nie cukierkowata, ale też nie wyzuta z pozytywnego przekazu.
-
Seans bawi, narracja utrzymuje zainteresowanie. Tylko sens się gubi.
-
Dla fanów The Room i kinematografii jako takiej jest to pozycja obowiązkowa, podobnie jak dla widzów, którzy po prostu chcą się pośmiać nad próbami stworzenia Dzieła przez duże D przez kogoś, kto nie ma zielonego pojęcia o aktorstwie i reżyserowaniu.
-
Stanowi hołd dla najgorszego filmu XXI wiek, jak i pasji, która towarzyszyła jego twórcy. Jednocześnie przypomina widzom o znaczeniu przyjaźni i o tym, że jej istota nie ma wiele wspólnego z pieniędzmi, ale polega na wspólnym radzeniu sobie z trudnościami jakie przynosi nam los.
-
Obraz stworzony z pasji do kina i oddający hołd jednemu z najbardziej pokrętnych umysłów, z których zrodził się pomysł na film. Jak można się spodziewać, Franco udaje się zrobić wszystko lepiej, czyli - jak na film o The Room przystało - gorzej.
-
Ogląda się po prostu dobrze. Na tyle dobrze, że dziwisz się, że miał ponad 100 minut, gdzie całość zlatuje w chwilę.
-
Jest subtelną apologią porażki: w świecie, w którym błyskawicznie zapada decyzja o artystycznej i komercyjnej wartości każdego projektu, Franco przygląda się tym, którzy zostali skazani na klęskę, zanim wykonali pierwszy krok.
-
Jest ciekawy, wciągający, pełen humoru i lekkości. Wsparty świetnym scenariuszem, doborową obsadą i fenomenalnym aktorstwem zdecydowanie zapadnie wam w pamięć.
-
Jeżeli bowiem macie ochotę na luźny, niezobowiązujący, a przy tym bardzo angażujący seans, to zapraszam serdecznie do kin. Gwarantuję, że główny bohater to człowiek jeden na milion i drugiego takiego nie znajdziecie.
-
Nie ulega zatem wątpliwości, że "Disaster Artist" to jedna z najlepszych komedii ostatnich lat, którą aż nie da się nie polubić. James Franco wlał bowiem w ten film całego siebie i doprawdy niesprawiedliwie nie przyznano mu za tą niezwykłą pracę ani jednej nominacji do Oscara. Jest tu bowiem masa fantastycznych scen z jego udziałem, a jedna z nich, "Oh, hi Mark!" z całą pewnością przejdzie już do historii kina.
-
Ten film w żadnym momencie nie był 8/10, ale frajda jaką mi dostarczył była wręcz nieoceniona w ten smutny niedzielny wieczór.
-
Biję pokłony Jamesowi Franco w jego roli życia, który zmierzył się z postacią Tommy'ego Wiseau i wyszedł ze starcia obronną ręką. Nie jest on kopią twórcy, a jego aktorskim portretem. A niech mu będzie - reżyserii też gratuluję. Co się naśmiałem i nastresowałem to jednak w większości jego zasługa.
-
Solidnie zrealizowana laurka, oferująca wiele smaczków dla fanów, jednak nie wyróżniająca się niczym szczególnym.
-
Sukcesem "The Disaster Artist" jest nie tyle sprawne i atrakcyjne opowiedzenie tego dowcipu raz jeszcze, ile refleksja nad tym społecznym szaleństwem i jego genezą.
-
Franco oddał słodko-gorzki hołd marzeniom, przyjaźni, sztuce i tandecie. Dla każdego, kto widział "The Room" będzie to niezwykłe doświadczenie.
-
Nie jest filmem prześmiewczym, ale zabawnym i niepozbawionym też momentów niemal wzruszających. Historia dziwnej przyjaźni, wspólnych marzeń, absurdalnego dzieła i dość zaskakującego sukcesu to coś, co na pewno trzeba zobaczyć.
-
Stanowi udaną tragikomedię, która przypadnie do gustu wiernym fanom "The Room", ale również osobom niemającym wcześniej do czynienia z twórczością Tommy'ego Wiseau. Jamesowi Franco udało się przedstawić przezabawną historię o porażkach i nieprzewidywalnym sukcesie jednego z najgorszych reżyserów wszechczasów.
-
Jak widać nakręcenie bardzo słabego filmu może stać się inspiracją dla innych filmowców, aby zrobić film o tym filmie i przy odrobinie szczęścia i talentu stworzyć film godny polecenia, wyważony, po prostu bardzo dobry.
-
Domyka sobą w pewien sposób historię Tommy'ego i Grega i nadaje jej ładną klamrę. Wyrzuca tę dwójkę w centrum uwagi, ale też przedstawia ich przeżycia w naprawdę ładnej formie, która zachwyca, rozbawia i wzrusza.
-
Film może się pochwalić bardzo fajną muzyką oraz, mówiąc najogólniej, poprawnym wykonaniem - w sumie nie ma nic tu takiego, co by mi bardzo przeszkadzało w odbiorze filmu. No, może poza samym początkiem i końcem.
-
Rozrywkowa forma recyklingu filmowego. Jedna z wielu możliwych. Jeśli jednak przemienisz śmieć z walorami rozrywkowymi w solidny film z walorami rozrywkowymi, w trakcie oglądania którego publiczność zanosi się mocnym, zdrowym śmiechem, to znaczy, że otrzymałeś coś bliskiego sztuce.
-
Kino pełne humoru i szaleństwa. Błyskotliwa opowieść o pasji i zaangażowaniu będąca ukłonem i hołdem złożonym twórcom równie kultowym, jak sam The Room.
-
Konsekwentny i przejrzysty, w którym nie ma dłużyzn czy niepotrzebnych ujęć, a każda scena służy budowaniu logicznej i spójnej całości.
-
Imponuje poświęcenie ekipy "The Disaster Artist", która z pietyzmem godnym benedyktyńskiego skryby kopiuje sławne fragmenty "The Room".
-
Oglądanie "The Disaster Artist" jest niczym seans terapeutyczny. Wnioski są proste, lecz uniwersalne. Nie giną pod nawałem śmiechu, lecz są w umiejętny sposób rozplanowane i rozgrywane.
-
Film jest zbiorem zabawnych, absurdalnych anegdot.
-
Nie jest filmem ponadprzeciętnym, realizacyjnie i konstrukcyjnie jest to po prostu solidna robota do której ciężko się przyczepić, ale też nie powala niczym szczególnym na kolana. Oferuje natomiast ujmująco szczere i uczciwe podejście do portretowanych bohaterów, a rola Franco jest tak dobra, że mimowolnie winduje on cały projekt do góry i nie pozwala o sobie zapomnieć.
-
Doskonale skonstruowana, błyskotliwa opowieść różnych smaków na języku, energetyczny ostrzał żartami i refleksjami, oczywiście opowiadająca o słynnym pokoju... ale z takim charakterkiem, że jesteśmy wszyscy zamknięci przez Jamesa Franco w pokoju bez klamek.
-
Jeżeli widziałeś już "The Room", szczerze przyklaśniesz obranej przez Franco formie wyrazu i przy tym ubawisz się do łez. Jeżeli nie, przygotuj się na nowy fetysz.