
Troje celebrytów bierze udział w kontrowersyjnym show telewizyjnym "Konfesjonał Gwiazd". Osobistości wierzą, że zwycięstwo przyniesie im wielkie pieniądze i pomoże zrealizować marzenia.
- Aktorzy: Agata Buzek, Maja Ostaszewska, Rafał Maćkowiak, Paulina Walendziak, Joanna Kulig i 15 więcej
- Reżyser: Paweł Borowski
- Scenarzysta: Paweł Borowski
- Premiera kinowa: 28 czerwca 2019
- Premiera DVD: 21 listopada 2019
- Premiera światowa: 31 maja 2019
- Dodany: 31 maja 2019
-
Przekombinowany finał utopiony został w grotesce i dziurach narracyjnych, które sprawiają, że poniekąd sensowna, jak dotąd, historia staje się nielogiczna.
-
Film jest bardzo dokładnie przemyślany, po wyjściu z kina nadal chcemy go analizować i starać się rozgryźć, co właśnie zobaczyliśmy. Dzięki takim produkcjom, można zaryzykować stwierdzenie, że wraca wiara w polską kinomatografię na najwyższym poziomie.
-
Warto się wybrać na "Ja teraz kłamię", by samemu się wystawić na próbę zwodniczych chwytów zastosowanych przez reżysera. Bez wątpienia to film o dużych ambicjach, jakiego jeszcze w polskim kinie nie było.
-
Choć scenariusz jest schorowany, a fabuła rozlazła, mam ochotę pójść na Ja teraz kłamię jeszcze raz. Ten masochizm można wytłumaczyć ekspresowo - to jednak dobre polskie kino.
-
Wszystko to przypomina fantazje, jakie widać czasem na scenach nowych teatrów, stawiających na mocno modernistyczny i niejednorodny przekaz. I dlatego też "Ja teraz kłamię" nie jest prostą receptą na niezłą rozrywkę w trakcie wieczornego seansu w kinie, ale warto dać szansę dziełu Borowskiego i poświęcić te półtorej godziny na wyprawę w nieznane.
-
Ciężko mi jednoznacznie ocenić ten film. Z jednej strony jest oszałamiający wizualnie oraz ma świetną stylizację na retro-futuryzm, ale z drugiej wydaje się troszkę wydmuszką i niewykorzystującym potencjał całej obsady. Nie mniej jest to jeden z bardziej intrygujących polskich filmów SF.
-
Borowski nie daje się ponieść emocjom, cały czas kontroluje swą opowieść, to wciąga widza, to znów zamyka przed nim drzwi. Widać, że hołduje regule przejętej od Davida Lyncha: im lepiej opowiedziana historia, tym szybciej zauroczony nią widz odnajdzie w niej własne sensy i znaczenia.
-
W filmie zdarzają się i inteligentne, dowcipne pomysły, i artystyczne katastrofy.
-
Kolorowy bączek - rozkręca się, wiruje, a potem przewraca na bok, gaśnie. W polskim kinie prawie nigdy tego typu wynalazków się nie produkuje, więc przynajmniej dlatego warto się nim choć przez chwilę nacieszyć.
-
Twórcom nie udało się utrzymać mojego zainteresowania podczas seansu, nie udało im się porwać mnie tą historią, a nawet zaciekawić na jakimś sensownym poziomie.
-
Zabrakło materiału. Cała para poszła w wygląd, zamiast bardziej rozdmuchać treść.
-
Stanowi pozycję nietuzinkową, na którą warto zwrócić uwagę, a niejednoznaczność zakończenia sprawia, że projekcja zapada w pamięć.
-
Borowski intryguje i wciąga do swojego wykrzywionego świata. I choć momentami popada w banalne dłużyzny i wtórność powtarzanych sekwencji, trzeba przyznać, że ten film ma w sobie coś hipnotyzującego.
-
Zadowoli w kinie na pewno patrzących na kadry stylistów, jak i fanatyków wyrażania się obrazem. Ta forma sztuki filmowej pozostanie zawsze będzie stać wysoko, szczególnie dla twórców pokroju Pawła Borowskiego, wykształconych w takim kierunku, w jakim jest on. Pozostali jednak mogą potrzebować trochę więcej fabularnego magnesu, który zbliży ich do tego filmu. A pod tym względem, trzeba już szukać nieco innego adresu.
-
Wciągnięty w sam środek tego zaowalowanego, niejednolitego obrazu, człowiek wręcz zaczyna się gubić, ale to właśnie w wielości zjawisk kultury medialnej i skomplikowanych mechanizmach narracyjnych tkwi siła filmu Borowskiego.
-
Wizualnie jest to dzieło, jakiego polskie kino nie widziało od dawna. Choć groziło katastrofą, broni się pod tym względem. Fabularnie jednak usypia po pół godzinie i nie zamierza podawać respiratora.
-
Jest filmem w wypadku którego doznania plastyczne są tożsame z intelektualnymi. Ten film ogląda się kolorami, fakturą mebli, krojem kostiumów i fryzur. Zmysły kina - cała paleta.
-
Wizualna perełka. Tym bardziej szkoda, że scenariuszowo nie jest tak dobrze.
-
Wysublimowana stylistycznie przypowieść o masowym ogłupieniu, gombrowiczowskich gębach i emocjonalnym nihilizmie powinna stawiać jednak wymagania nie tylko widowni, ale też jej twórcom. Tak banalny scenariusz tych wymagań po prostu nie spełnia, choć na pewno mamy do czynienia z jednym z najbardziej oryginalnych polskich filmów ostatnich miesięcy, a może i lat.
-
Żaden z wymienionych filmów nie może jednak pochwalić się równie oryginalną i przemyślaną w każdym detalu warstwą wizualną jak "Ja teraz kłamię". Reżyser spędził blisko trzy lata, dopracowując w postprodukcji wizję świata, w którym pod rękę kroczą ze sobą futuryzm i retro, a David Lynch spotyka się z Piotrem Szulkinem i "Krainą grzybów". W polskim kinie, które tak bardzo ukochało sobie mały realizm, efektowna fantasmagoria autora "Kocham cię" zasługuje na tym większe wyróżnienie.
-
Piękne to i puste, ale szkoda, że na wielkim kinowym ekranie podglądanie jest jeszcze nudniejsze niż to znane z Pudelka.
-
To prawda, film kłamie, ale nie w takim sensie jakim planował. Kłamie, że nas okłamie i zabierze ten bezpieczny grunt pod nogami. Próbuje nas nabrać na rozgrywkę intelektualną i żonglowanie naszymi zwojami.
-
Narracja w założeniu twórców miała być najmocniejszą stroną "Ja teraz kłamię" - nieustanne zmiany perspektywy, przeinaczenia, kłamstwa i półprawdy miały inspirować do wytężonej pracy nad rekonstrukcją zdarzeń. Jak pisałem, nic takiego jednak nie następuje. Gra bowiem okazuje się mieć sumę zerową - tu zwyczajnie nie ma żadnej stawki, jest tylko pustka wymyślnej scenografii.
-
Reżyser Paweł Borowski ożywia retrofantazję na temat przyszłości, kreuje intrygujący świat, nie brak mu poczucia humoru. Celowo umieścił fabularną łamigłówkę w stylowej, odrealnionej przestrzeni zbudowanej poprzez pomysłowe ogranie architektury. Nie ogranicza bowiem gry z widzem do narracji, tworzy iluzję także w warstwie plastycznej.
-
Najbardziej stylowy polski film ostatnich lat. Jakkolwiek to zabrzmi, mamy do czynienia z perfidnym kinem o byciu perfidnym, zidioceniu oraz społecznym ogłupieniu. Przemyślane, precyzyjne i dopracowane.
-
Wystarczyło tylko wzorem Tarantino czy Soderbergha użyć kilku zabiegów fabularnych, by uniknąć licznych powtórzeń, a i tak przekazać zamierzoną myśl. Jedyne co z widzem zostanie na dłużej, to kilka świetnych wizualnie kadrów, dla których warto wybrać się na ten film do kina.
-
Ma w sobie coś z łamigłówki już choćby w tym, jak reżyser przechodzi od sceny do sceny, grając z przestrzenią w kadrze, perspektywą oraz odbiorczymi przyzwyczajeniami. Dół nagle okazuje się górą, podłoga sufitem i tak dalej.