Opowieść o losach rodziny, która musi zmierzyć się z uzależnieniem dorastającego chłopaka.
- Aktorzy: Steve Carell, Timothée Chalamet, Maura Tierney, Christian Convery, Oakley Bull i 15 więcej
- Reżyser: Felix Van Groeningen
- Scenarzyści: Luke Davies, Felix Van Groeningen
- Premiera kinowa: 4 stycznia 2019
- Premiera światowa: 7 września 2018
- Ostatnia aktywność: 11 lutego
- Dodany: 16 września 2018
-
Wyszedłem z seansu roztrzęsiony. "Mój piękny syn" to doskonałe, ale niełatwe i niezbyt przyjemne kino.
-
Film jest przestrogą w najlepszym tego słowa znaczeniu. Do tego artystycznie przerastający najlepsze oczekiwania, a swoim przekazem najstraszniejsze wyobrażenia o narkomanii.
-
To głównie film straconych szans i niezdecydowania twórców. Na szczęście nie jest to typowy oscar bait, ale również film niegodny większych laurów.
-
Można żałować, że perspektywa opowieści nie jest jeszcze szersza, że nie porusza większej ilości kwestii i nie daje miejsca na dodatkowe interpretacje. Mimo to jednak wystarczy, żeby nazwać Mojego pięknego syna poruszającą opowieścią o relacji rodzica i dziecka.
-
Mój piękny syn bywa przeto filmem ciepłym, w którym sceny rodzinnej sielanki, studenckiej miłości i radosnych momentów przeplatane są nieznośnym bólem i obawą o przyszłość. Van Groeningen jest twórcą na tyle wprawionym, by za sprawą wzorcowego montażu i prowadzenia aktorów znaleźć w tym wszystkim złoty środek.
-
Sercem "Pięknego syna" ma być ścieżka dźwiękowa, wraz z utworami Davida Bowiego i Neila Younga: nastraja ona i potęguje doznania emocjonalne, których tak wiele zapewniają nam już aktorzy. Film van Groeningena to solidne kino środka.
-
Nie jest ani konkretny, ani wybitnie zapadający w pamięci, ani tym bardziej szczególnie głęboki, nawet nie stara się eksplorować portretów filmowych bohaterów dotkniętych bezpośrednio lub pośrednio przez narkomanię.
-
Obraz jest opisem trudnej relacji ojca z nastoletnim chłopakiem uzależnionym dosłownie od wszystkiego.
-
Mam wrażenie, że forma zeszła na drugi plan chcąc skupić się na grze aktorskiej duetu Chalamet-Carell. Owszem, zagrali świetnie, ale ich gra to nie wszystko. Sama opowieść oczywiście broni się w pewnym sensie sama. Sprawia, że gdy przyzwyczaimy się do bałaganu i nierówności, wciągamy się bez reszty w całą historię.
-
To smutny film o bezradności, trudach rodzicielstwa i tkwieniu w szponach nałogu, w którym świetny duet Chalamet-Carell wygrywa z nieudolnym montażem. Warto obejrzeć, choćby ze względu na wątek przełamujący stereotyp obojętnego ojca.
-
Twórcom udało się przenieść na ekran trudną historię ojca i syna w sposób niezwykle wysublimowany, pozwalając zachować intymność tej historii, nie obudowując jej w płaczliwe i oscarowe tony, które mogłyby zjednać produkcji więcej fanów i zapewne nagród.
-
Reżyser nigdy jasno nie odpowiada, dlaczego właściwie Nic zaczyna brać. Skupia się na ukazaniu trudnej ojcowsko-synowskiej relacji i robi co w sposób niezwykle subtelny i zniuansowany.
-
Może i jest dziwnie napisany, nierówno zagrany i źle ilustrowany muzyką, ale udaje mu się działać nieźle na poziomie emocjonalnym. Podobno. Moja analityczno-krytkancka percepcja w połączeniu z moimi dramaturgicznymi obsesjami nie pozwoliły mi na "wsiąknięcie" w historię, ale znajomi i wyczucie podpowiada mi, że jest to możliwe, a może nawet i prawdopodobne.
-
Zmarnowany film. Szkoda przede wszystkim aktorów, którzy zostawili tu sporo serca. Zamiast poruszającego dramatu otrzymaliśmy film o narkotykach, który możemy obejrzeć równie dobrze w niedzielne popołudnie, klepiąc się po brzuszku.
-
Z jednej strony widzowi to zaskoczenie się nie udziela, bo doskonale zna schematy fabularne, jakie rządzą tego typu historiami. Ale z drugiej strony przecież nie przełamywanie konwencji jest najważniejsze w filmach takich jak "Mój piękny syn" - te mają poruszać, uwrażliwiając na ważny społeczny problem i dzieło Van Groeningena jest w stanie tę funkcję spełnić.
-
Seans "Mojego pięknego syna" przełyka się z trudnością, lecz dzięki zręcznym zabiegom reżysera film nie przygniata widza zupełnie.
-
Poruszający dramat, z głębokimi przejmującymi kreacjami, które na moje oko mogą być nagrodzone nominacjami do Oscara.
-
Nie najlepszy to zatem soundtrack, a i film raczej dla fanów młodego aktora, niż osób chcących poznać trudy walki kochających rodziców z nałogiem dziecka.
-
Myślę, że na projekcję nastolatki powinni wybrać się ze swoimi rodzicami. Choć po przeczytaniu opisu mogą wzbudzić podejrzenia, bo jednak poruszany jest tu bardzo powszechny i zarazem niebezpieczny temat, to warto zaryzykować.
-
Zabierając się za historię rodziny, która mierzy się uzależnieniem dorastającego chłopaka, Felix Van Groeningen miał szlachetne pobudki. Problem w tym, że w filmie "Mój piękny syn" zamiast spróbować uchwycić głębię tematu, popada w sentymentalizm i zbytnio skupia się na estetycznych rozwiązaniach, ostatecznie ślizgając się jedynie po jego powierzchni.
-
Jeżeli jesteście fanami talentu Timothée Chalameta, to nie zastanawiajcie się dwa razy nad kupnem biletu na film Van Groeningena.
-
Jest subtelnym indie dramatem, zatopionym w pięknych widokach i poruszającej muzyce.
-
Z Moim pięknym synem kojarzy mi się jedno słowo - rozczarowanie. Rozczarowanie historią, narracją, aktorstwem, muzyką, wydźwiękiem opowieści. A szkoda, bo Timmy pokazał, że można było z tego materiału uszyć naprawdę co wartościowego.
-
Steve Carrell jest świetny w wyrażaniu ambiwalentnych uczuć z tym związanych. Jego występ jest dla mnie przede wszystkim masterclassem w wyrażaniu emocji poprzez ukrywanie ich - przed synem, sobą samym i przed widzem.
-
Na szczęście Van Groeningen oprawia fabułę w soczystą ścieżkę dźwiękową, niebanalnie ilustrującą nawet ekstremalną amplitudę emocji. Po raz kolejny reżyser udowadnia, że umiejętność integracji muzyki i obrazu należy do jego najmocniejszych atutów. Dużo dobrego można również powiedzieć o grze aktorskiej.
-
Pozornie "Mój piękny film" wydaje się niezbyt odkrywczym podejściem do kwestii uzależnienia, lecz jest to angażujące, szczere oraz dające mocnego kopa kino. Aktorstwo wznosi całość na wyższy poziom, mimo pewnej dość chaotycznej formy, która dla wielu może się być dość trudna. Niemniej warto dać szansę i spróbować zmierzyć się z troszkę innym spojrzeniem na ten temat.
-
Uderza prostotą, prawdziwością i brakiem karykaturalności. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, wywołuje emocje właściwie nie do odróżnienia z prawdziwymi i faktycznie pozwala poczuć się jak postać przedstawiona na ekranie. Ma szansę stać się przedstawicielem kina środka na najwyższym poziomie.
-
Na pewno warto zobaczyć choć nie należy spodziewać się by było to dzieło które zapisze się na dłużej w historii kina.
-
Bardzo dobrze zagrane i niezwykle emocjonalne kino, które bez wątpienia dostarczy wam wzruszeń. To przejmująca opowieść o tym, że czasem miłość i ciepło rodzinnych więzi to za mało, by ustrzec dziecko przed rzeczywistością. Jednocześnie film Groeningena nie zapuszcza się w głębsze rejony opowieści o zmaganiu z nałogiem i jego destrukcyjnym wpływie, dotykając ich zbyt powierzchownie.
-
Dziękuję za ten film i emocje, które buzowały we mnie na długo po seansie.
-
Pozbawiony tandety poruszający dramat, który skupia się na nieoczywistych stronach międzyludzkich relacji i potrafi na obecny od dawna w kinie temat powiedzieć coś nowego.
-
Mocną stroną filmu jest aktorstwo obydwu protagonistów - zwłaszcza Carella, który był kiedyś uważany za aktora typowo komediowego, a okazuje się, że w dramacie daje sobie nie gorzej radę. Główną jednak zaletą pozostaje jego, nazwijmy tak, "prawdziwość": daje on wyobrażenie, jakim piekłem dla rodziców jest uzależnienie od narkotyków ich dziecka.
-
Zadziwia delikatnością. Paradoksalnie nie jest to zaleta, lecz raczej jeden z powodów dla których Mój piękny syn ślizga się po powierzchni gigantycznego problemu, zdecydowanie zasługującego na bardziej stanowcze traktowanie.
-
Pokazuje, że nawet najprostsza historia może wywołać emocje i zachęcić do uważnego obserwowania skomplikowanej relacji między rodzicem a uzależnionym dzieckiem. Nie ma tu miejsca na fajerwerki, przydługie dialogi, wymyślne zwroty akcji, czy niepotrzebne dodatki. Są za to ludzie, których możemy zrozumieć i którym możemy kibicować.
-
Oglądamy, a raczej przeżywamy każdym nerwem rozżarzony do czerwoności esej o miłości, ale też o tym, jak owe uczucie w przypadkach ekstremalnych może nie być wystarczające.
-
Ma niezaprzeczalne piękno, które przemówi do wielu widzów. Obraz spełni swoje zadanie, będąc swego rodzaju ostrzeżeniem przed narkotykami, ale też może pomóc wiele osobom lepiej zrozumieć mechanizmy uzależnienie. Z tych samych powodów łatwo odrzucić go jako powierzchowny i wycyzelowany. Sam jestem w tym osądzie gdzieś po środku.
-
Mimo wielu przytoczonych zastrzeżeń, nie można jednoznacznie skrytykować filmu belgijskiego reżysera. Może opowieść w Moim pięknym synu bywa prowadzona jednowymiarowo i niekiedy w jednostajnym tempie, może twórca momentami ślizga się po doskonale znanych prawdach i ogólnie przyjętych spostrzeżeniach, niemniej jednak należy docenić odwagę przy doborze tematu.
-
Zapewni wiele wzruszeń i zachwytów nad grą aktorów. Jeśli jednak ktoś liczy na pogłębiony obraz narkomanii, ten musi przygotować się na rozczarowanie. "Mój piękny syn" to kurs życia dla początkujących.
-
Dwójka aktorów wygrywa nawet najbardziej sztampowe sceny filmu. I dla nich warto obejrzeć film Van Greoninga. Niestety, w pozostałych kwestiach jest on wybitnie nie wybijający się.
-
Brylantowy popis aktorski Steve'a Carell'a oraz Timothée Chalamet'a. Bo to ich kreacje dają temu obrazowi prawdę i wiarygodność. Poruszają.