-
Zaskakująco ciekawy sposób narracji przykrywa kilka niedostatków w samej historii, choć to i tak naprawdę dobry film z najlepszą rolą Hanksa od dawna.
-
Sprawdzony w "Przekręcie" przepis Guya Ritchie na dynamicznie zmontowaną i zabawną komedię gangsterską znowu działa. Widocznie trzeba do tego scenerii współczesnej Wielkie Brytanii. Naprawdę pyszna rozrywka!
-
Próbuje być momentami tak szalony jak sama Harley Quinn, przez co zapomina o fundamentalnych zasadach budowania dobrej narracji, ale jednocześnie daje sporo frajdy. No i jest lekkim powiewem świeżości w gatunku superhero, a tego obecnie mocno potrzebujemy.
-
Kostiumowy melodramat może okazać się być ciekawym nawet dla mnie. No, udało się to Pani, Pani Greta Gerwig.
-
Nierówne odcinki sprawiają, że gdybym miał po trzech odcinkach decydować czy oglądać dalej to pewnie bym ten serial porzucił. Ale to Wiedźmin, więc dałem mu szansę w całości. I dobrze, bo na drugi sezon chętnie poczekam. Bez wygórowanych oczekiwań, bez odliczania dni w kalendarzu, ale mam wrażenie, że to właśnie kolejna seria pokaże prawdziwą siłę tego świata, a twórcy stojący za produkcją mają nam jeszcze wiele do udowodnienia.
-
Bracia Safdie rosną na jednych z bardziej utalentowanych młodych twarzy amerykańskiego kina. "Uncut Gems", podobnie jak "Good Time" to świetna historia o zaciskaniu sobie pętli na szyi. I desperackich próbach wyplątanie się z nieciekawej sytuacji. Doskonała rola Adama Sandlera i nieustające tempo narracji sprawia, że całość mija szybko, choć kończy się lekkim rozczarowaniem.
-
Taika Waititi w formie, nawet bardzo dobrej, w której inteligentny humor wyśmiewa głupie idee. "Jojo Rabbit" robi cieplutko w serduszku jak widok króliczków.
-
Fajnie uzupełnia się z niedawnym serialem HBO pokazując skalę skandalu w telewizji Fox News z udziałem jego założyciela - Rogera Ailesa.
-
Dobry detektywistyczny noir, w którym trochę za mało noir i niezbyt dobrze rozłożone akcenty. Zabrakło niewiele, by mówić o produkcji świetnej.
-
Istny rollercoaster zwrotów fabularnych, kolejnych sekwencji akcji, bitew, nawiązywania do poprzednich filmów, w którym najważniejsze, a więc bohaterowie i sama historia gdzieś tracą na znaczeniu. Ale ładnie to wygląda i dużo się dzieje, więc do przeżuwania popcornu bez zwracania uwagi na fabułę może nadawać się nieźle.
-
Pozornie proste sprawy sprawiają, że pozornie prosta historia staje się zwyczajnie wspaniała, wiarygodna, ciepła i bolesna. Baumbach w mistrzowski sposób serwuje realizm rozpadu związku.
-
Z jednej strony to całkiem solidna produkcja, a z drugiej ciężko uznać ją za dzieło wybitne i porywające emocjonalnie.
-
Możecie ten film pokochać, możecie znienawidzić, ale na pewno nie wyjdziecie z kina obojętni. Dla mnie to najbardziej psychotyczny seans od miesięcy.
-
Martin Scorsese zebrał wspaniałą obsadę i zrobił swój wymarzony film gangsterski. Bardzo długi, ale nie nużący. Klimatem nawiązuje do "Chłopców z ferajny", więc zrobił film nie tylko dla siebie, ale i dla widzów i jury nagród filmowych.
-
Trochę gra na taniej nostalgii, trochę tanim horrorem, ale ogląda się mimo wszystko naprawdę dobrze. I długo.
-
Niespodziewanie wyrasta nam kandydat do najlepszego filmu 2019 roku.
-
Szósta odsłona serii znacznie lepsza niż piąta, ale chyba znowu niepotrzebna. Może czas już się pożegnać na zawsze?
-
Lekko wtórny, ale z masą świeżych elementów sprawiających, że to naprawdę 90 minut wspaniałej zabawy. No i scena w trakcie napisów.
-
Niestety, często studia filmowe zapominają, że do opowiedzenia ciekawej historii potrzeba czegoś więcej niż historia oparta na faktach i obsada aktorska. Trzeba kogoś, kto z tej historii wyciągnie naprawdę coś dobrego.
-
Fajnie wrócić do Albuquerque i znanych twarzy, choć jest to absolutnie zbędny epilog świetnie zakończonego serialu.
-
Nie jest to pełnoprawna biografia, a bardziej próba wejścia w bardzo skomplikowany umysł wielkiego artysty. I w ten sposób "U bram wieczności" wypada naprawdę ciekawie.
-
Film na swoich anorektycznych plecach dźwiga Joaquin Phoenix, ale i reżyser sprawnie poskładał wszystkie elementy w naprawdę świetną całość. "Joker" może być za kilka lat uznawany za punkt przełomowy w kinie superbohaterskim, jak niegdyś "Mroczny Rycerz" Nolana.
-
To nie jest kolejny film dla fanów widowiskowych kosmicznych podróży. "Ad Astra" jest bardziej rozprawką filozoficzną na temat ludzkości i roli jednostki w kosmosie, a także o naszych lękach niż widowiskowym science fiction. I to jest w nim najpiękniejsze.
-
Andy Muschietti jako reżyser nie popisał się, lecz jeszcze bardziej zadanie utrudnił mu scenarzysta, Gary Dauberman. Film ten jest zbyt długi, z masą zbędnych scen, odwzorowaniem scen i fabuły z pierwszej części oraz z niewielką dozą grozy wynikającą z czegoś innego niż wszechobecne wyskakiwanie z ciemnej szafy dziwnych monstrów.
-
Quentin Tarantino dostarczył nam naprawdę dziwny film i ciężko ukryć mi rozczarowanie tym, jak mało jest w "Pewnego razu...w Hollywood" Tarantino. Tych ciekawych postaci, błyskotliwych dialogów, które przechodzą do codziennego języka. Mam wrażenie, że to najsłabszy film tego reżysera, ale... Jeśli potraktować tę produkcję w szerszym kontekście, jako hołd dla pewnej epoki i nawiązanie do pewnych wydarzeń z tego okresu to mamy do czynienia z solidną produkcją.
-
Rozrywki dostarcza naprawdę sporo i jestem przekonany, że mankamenty, które mnie denerwowały będą dla wielu wręcz zaletą.
-
Multum postaci sprawia, że mamy do czynienia z paroma dobrymi kreacjami, ale i kilkoma zbędnymi bohaterami, którym życzymy bycia kolacją dla zombiaków czym prędzej. Niemniej jednak, mamy do czynienia z inteligentną komedią, która powoli brnie do przodu przez opary absurdu, dekapitacji i niezrozumiałych wydarzeń.
-
-
Gdyby całość filmu stała na poziomie jego pierwszej połowy można byłoby mówić o sporym niedosycie. Bo choć to wszystko było poprawne w swojej konwencji, tak jednocześnie nie dostarczało niczego nowego i było dość miałkie. Druga połowa, pod względem wizualnym i koncepcyjnym mocno nadrabia. Jest więc nie tylko miło, przyjemnie i zabawnie, ale i ciekawie.
-
Bywają latem filmy, po których nie oczekuje się wiele poza prostą rozrywką i w sumie ten cel "Men In Black: International" nawet realizuje. Szkoda jedynie, że po drodze kilkukrotnie denerwuje nas swoimi słabymi i nielogicznymi wydarzeniami oraz nie najlepszymi efektami specjalnymi.
-
Godzilla jest dla mnie największym rozczarowaniem tego roku w kinie. Sequel jednego z moich ulubionych filmów ostatnich lat to bezmyślna, pozbawiona logiki, ale całkiem ładna napierdzielanka dużych potworów.
-
Naprawdę ładnie zagrany, fajnie poprowadzony musical o jednym z ciekawszych artystów, którzy wypłynęli na fali wybuchu mody na rock and rolla. Ze świetnymi aranżacjami, scenografiami, charakteryzacją, ciekawym montażem i odpowiednio poprowadzoną historią, która wzbudza mimo wszystko emocje. Jednak największą siłą tej produkcji jest Taron Egerton.
-
Nie wybitny, cierpiący na drobne bolączki, ale przede wszystkim spójny, mający porządek w scenariuszu i ciekawie opowiedzianą, ładnie zrealizowaną historię. I będzie to chyba teraz mój ulubiony film o "X-Men".
-
Przez większą część seansu byłem naprawdę pod wrażeniem tego, że ten film dostarcza mi naprawdę solidnej, choć niezbyt wybitnej, rozrywki. Niestety, dobre wrażenie całkowicie zatarł właśnie zbyt infantylny finał i obranie drogi na skróty przy rozwiązywaniu problemów bohaterów.
-
Nie mogę się nazwać koneserem gatunku komedii romantycznych, ale bez większego wątpienia mogę chyba powiedzieć, że obejrzałem najlepszą komedię romantyczną w swoim życiu.
-
Trzecia odsłona Johna Wicka jest już daleka od swojego pierwowzoru, stając się pełnoprawnym, widowiskowym kinem akcji z przepięknymi i świetnie zrealizowanymi scenami akcji - czymś, co jest w tym gatunku szalenie istotne. Jednocześnie, niestety twórcy zdali się zapomnieć o tym, co sprawiło, że seria odniosła taki sukces - motyw brutalnej zemsty za coś nieoczywistego.
-
Cierpi na kompleks ekranizacji Kinga - jego powieści jest po prostu szalenie ciężko przełożyć na medium kinowe. Są najczęściej odzierane z tego unikalnego klimatu, gęstości wydarzeń, głębi bohaterów, które stanowią o sile narracji. Dlatego filmowcy uciekają się do tanich chwytów narracyjnych, jump-scare'ów i nie są w stanie zaprezentować bogactwa oryginału w swoich filmowych adaptacjach.
-
Wymyka się typowej ocenie krytycznej. Ma inną strukturę, ma nierówne wątki, ma dziury w narracji i logice, a momentami wręcz wygląda jakby miał być kompilacją "The best of MCU" stworzoną przez fanów dla fanów na YouTube. I cóż, ciężko oceniać go jak typowy film. Bo to więcej niż film - to hołd dla tego wszystkiego, co Marvel zbudował w poprzednich jedenaście lat.