-
Disney trochę pogubił się w swoich poczynaniach i pragnąc zadowolić niemal każdego, pozostawił gros fanów z uczuciem niedosytu. Wydaje się jednak, iż koncern spod znaku Kaczora Donalda i Myszki Miki zaczyna wyciągać wnioski.
-
Niezwykle trudno nazwać nową trylogię spójną wizją, bo początek był obiecujący, a kolejne odsłony popsuły te pierwsze, entuzjastyczne wrażenie. Efekty specjalne same nie grają i nie przełożą się na sukces filmu, a w przypadku dziewiątego epizodu udowodniono, że można zarżnąć kurę znoszącą złote jajka poprzez brak zdecydowania i chęci zrobienia czegoś wspaniałego, a nie tylko zakończenia gwiezdnej sagi na przysłowiowy odwal.
-
Nie do końca rozumiem skrajnie negatywne opinie na temat filmu Abramsa - jak gdyby spodziewano się po nim jakiejś wywrotowości, nagłego odświeżenia sagi i całego gatunku, zrewolucjonizowania sposobu, w jaki patrzymy na Gwiezdne wojny. Nic takiego się nie stało i nie miało się stać - wszak to zwieńczenie kasowej serii, której największą zaletą było to, że pozwalała nam poczuć się w rozległych światach tej space opery jak w domu. I dokładnie to robi Skywalker. Odrodzenie.
-
Niestety, w Skywalker. Odrodzenie brak miejsca na oryginalność. Dzieje się dużo i szybko, intensywnie, akcja goni akcję, nic nie może tu wybrzmieć, bo zaraz wydarza się coś nowego. Nie ma czasu na rozmowy, chwilę wytchnienia, zbudowanie napięcia.
-
Dobre, nawet sensowne zamknięcie nowej trylogii. Świetni aktorzy, bardzo dużo akcji, setka wzruszeń. A jednocześnie trochę dziurawy scenariusz oraz dziwne uczucie robienia wielu rzeczy na siłę.
-
Abrams napisał tym filmem własny i momentami naprawdę piękny list miłosny do "Gwiezdnych wojen", musiał jednak zaadresować go do zbyt wielu odbiorców. A że miłość bywa trudna, nie wszyscy po jego przeczytaniu będą szczęśliwi.
-
Nie jest najlepszym finałem Gwiezdnych wojen, jaki mogłem sobie wymarzyć, jednak mimo mnóstwa wad, dostarcza rozrywki.
-
Próbuje udobruchać fanów, serwując im to co już znają, ale nie jest to powodowane miłością, a wynikiem chłodnej kalkulacji.
-
Nie jest to idealne zamknięcie, a raczej finał maratończyka w niedopasowanym obuwiu. Dobrze, że metę postawili przy blasku dwóch słońc w tak pięknych i dobrze wam znanych okolicznościach przyrody.
-
Seans finałowej odsłony gwiezdnej sagi był dla mnie raczej źródłem przyjemności niż udręki. Jest w "Skywalkerze" wiele dobrych rzeczy: fantastycznie zrealizowane sceny akcji, parę niezłych żartów, kilka ujmujących nowych postaci drugoplanowych, sporo przewijających się przez cały film nawiązań do klasycznej trylogii. Ale jednego w tym filmie zdecydowanie zabrakło: trzymającego się kupy scenariusza.
-
To bez dwóch zdań najgorszych film sequelowej trylogii. Powiem więcej - nie wiem, czy to nie były najgorszej "Gwiezdne wojny" ever.
-
To nie tylko nostalgiczne zakończenie filmów, które wielu widzom towarzyszą od najmłodszych lat. To także wgląd w przyszłość kosmicznej serii, przed którą otwiera się teraz cała galaktyka możliwości.
-
Katastrofa i kompromitacja Disneya. Zrobienie tak złego filmu jest sztuką.
-
Nie nazwę "Skywalkera: Odrodzenia" nieudanym - bo po pierwsze wieszanie na nim psów jest nieuzasadnione, ale co ważniejsze - to byłby nonsens dla kogoś, kto pasjonuje się tą epopeją. Wygląda jednak na to, że Disney pokazuje nam, w którym zamierza skręcić kierunku.
-
Przykro mi się zrobiło, gdy wychodziłam z kina z ostatnich "Gwiezdnych wojen". Nie dlatego, że saga się skończyła, ale dlatego, że skończyła się w tak bezbarwny sposób.
-
Dawno, dawno temu, w tutejszej galaktyce George Lucas miał genialny, pełen mocy pomysł. Po latach pozostał jedynie komercyjny koncept, z którego uleciał duch przygody.
-
To jest tak denne i koszmarnie dziurawe, nieśmieszne i zwyczajnie nudne, że tego się nie da oglądać.
-
Machina Disneya zupełnie nie poradziła sobie z kontynuacją marki. Boli brak spójności z poprzednią odsłoną serii, najbardziej bolą jednak kompletnie nietrafione rozwiązania fabularne - nawet przy mocnej poprawce na gwiezdnowojenną logikę Skywalker: Odrodzenie kompletnie nie broni się scenariuszowo.
-
Film-dziura nie tylko dlatego, że działa na zasadzie "domyśl się", ale i ponieważ za jego pomocą Disney w masce J.J'a Abramsa usilnie bada grunt.
-
Mimo kilku niedociągnięć scenariuszowych, pożegnanie z "Gwiezdnymi wojnami" to coś, czego nie można przegapić. To koniec epoki, koniec baśni... Baśni o konflikcie, o przyjaźni, o dojrzewaniu. "Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie" to nie jest poziom sagi z lat 70. i 80., ale przy tak wysokich oczekiwaniach, całkiem sympatyczne pożegnanie.
-
Dotarliśmy do końca Sagi Gwiezdnych Wojen. I jest to niestety zakończenie szalenie rozczarowujące i denerwujące.
-
Bardzo udana korekta kursu, na jaki zboczył "Ostatni Jedi". Film Abrams jest dla mnie dziełem kompletnym, zarówno jako samodzielny twór, jak również zwieńczenie całej trylogii. Przywraca on wszystko to, co doskonale funkcjonowało w "Przebudzeniu Mocy" oraz starego, "przygodowego ducha", a jednocześnie nie jest już odtwórczy i ostatecznie oddaje sprawiedliwość postaciom Kylo Rena, Rey oraz Lei.
-
Z żalem trzeba stwierdzić, że mamy tu do czynienia z jednym z najgorszych blockbusterów tego roku. Choć zza kulis w ostatnim okresie nadchodziło dużo plotek, że z marką nie dzieje się najlepiej, nikt chyba nie mógł spodziewać się aż takiego zjazdu. Skywalker. Odrodzenie jest dla sagi Star Wars tym, czym dla nowopowstającego kilka lat temu uniwersum DC było Batman v Superman.
-
Nie jest to ani najlepszy film z dziewięciu, ani perfekcyjne widowisko, ale daje koniec spójny i sensowny - zgodny z konwencją i sercem Gwiezdnej Sagi.
-
Opuszczone, bezduszne, bezcielesne - niczym chitynowy pancerz po czymś, co kiedyś żyło.
-
"Star Wars" zasłużyło na lepsze zakończenie. "Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie" przypominają opowieści z krypty Jedi i Sithów. Reżyser J.J. Abrams przywołuje duchy przeszłości. Najwyraźniej zapomniał, że kino to nie programowanie droidów. Dlatego nawet kupa blachy ma więcej duszy niż ten wykalkulowany film.
-
Jestem bowiem przekonany, że ci którzy nie byli zadowoleni z tego, co serwowało nam Disney do tej pory, po seansie "Gwiezdne Wojny - Skywalker. Odrodzenie" zdania nie zmienią. Jeśli jednak podobały Wam się dwa ostatnie filmy, to IX epizod dobrze wpisze się w ten całokształt. To są nowe Gwiezdne Wojny. Star Wars, jakie powstawały około 40 lat temu już nie wrócą.
-
Niestety tylko porządny film i nawet niezłe zakończenie sagi o Skywalkerach.
-
Cóżem ci Disneyu uczynił, że psujesz mi jedno z najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa? I dlaczego moje dzieci wpychasz w wir machiny, której celem jest sprzedanie jak najwięcej, nie dbając o to, że psuje się autentyczną legendę?
-
Film z pewnością można ocenić jako bardzo nierówny i mam nadzieję, że kiedyś pojawi się znacznie dłuższa wersja reżyserska. Nie zmieni ona faktu, że kilka decyzji fabularnych do teraz nie daje mi spokoju, ale możliwe, że dodanie kilku scen uspokoiłoby tempo akcji i poprawiło odbiór scenariusza. Mimo to obraz ten był... lepszy niż się obawiałem.
-
Ponad dwie godziny porządnej rozrywki, podanej w przystępny i przyjemny dla oka sposób.
-
Zatrudniony do posprzątania bałaganu po "Ostatnim Jedi" Abrams zdał ten egzamin na piątkę. Zaś jeśli scenarzyści pracowali pro bono, to każdy z dwustu milionów dolarów trafił do odpowiedniej kieszeni.
-
Wydaje się, że to najlepsze, co mogło spotkać finałową odsłonę "Gwiezdnych wojen", bo jest w niej wszystko, czego od tego typu produkcji oczekujemy. Wartka, trzymająca w napięciu akcja, tajemnica, interesujący bohaterowie, humor, wzruszenie, uczucie czy nostalgia. Zaryzykowałbym tezę, że może nawet jest tego wszystkiego za dużo.
-
To doświadczenie przypominające doznania towarzyszące bohaterom "Wielkiego żarcia" Marco Ferreriego, którzy postanawiają popełnić samobójstwo poprzez przejedzenie. J.J. Abrams wraz z Disneyem przez dwie i pół godziny podsuwają kolejne łyżeczki pełne sentymentu, gościnnych występów, niedomkniętych wątków i nawiązań.
-
J.J. Abrams oddał nam epizodem IX film potężny, przeładowany treścią i wypakowany po brzegi najczystszymi emocjami. Jest to zarazem film, który w wielu względach osiąga sukces, a w wielu, mimo najlepszych intencji, po prostu zawodzi.
-
Może nie jest to wymarzone zakończenie sagi, ale bardzo prawdopodobne, że to najbardziej efektowny film cyklu.
-
I co z tego, że "Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie" wizualnie prezentuje się bardzo solidnie, skoro fabularnie film nie ma nic do zaoferowania? Głupi i płytki scenariusz zapewne zadowoli tylko najbardziej wytrwałych widzów sagi, którzy będą czerpać przyjemność z kolejnego spotkania ze swoimi ulubionymi bohaterami. Twórcy próbują oddać ducha oryginalnej trylogii, ale zbyt wiele w tym przypadkowych strzałów. Nie taki powinien być finał. Zdecydowanie najgorsze "Gwiezdne wojny" z serii.
-
Primaaprilisowy żart, jaki postanowił zrobić nam Disney wraz z reżyserem, J. J. Abramsem. Problem polega na tym, że do 1 kwietnia jeszcze daleko, a film już jest w kinach.