
- 45% pozytywnych
- 79 krytyków
- 46% pozytywnych
- 192 użytkowników
Członkowie organizacji Ruchu Oporu ponownie stawiają czoła Najwyższemu Porządkowi.
- Aktorzy: Daisy Ridley, Adam Driver, John Boyega, Oscar Isaac, Billy Dee Williams i 15 więcej
- Reżyser: J.J. Abrams
- Scenariusz: J.J. Abrams, Chris Terrio
- Premiera kinowa: 19 grudnia 2019
- Premiera światowa: 16 grudnia 2019
- Ostatnia aktywność: 24 czerwca
- Dodany: 7 marca 2018
-
Bardzo udana korekta kursu, na jaki zboczył "Ostatni Jedi". Film Abrams jest dla mnie dziełem kompletnym, zarówno jako samodzielny twór, jak również zwieńczenie całej trylogii. Przywraca on wszystko to, co doskonale funkcjonowało w "Przebudzeniu Mocy" oraz starego, "przygodowego ducha", a jednocześnie nie jest już odtwórczy i ostatecznie oddaje sprawiedliwość postaciom Kylo Rena, Rey oraz Lei.
-
To nie tylko nostalgiczne zakończenie filmów, które wielu widzom towarzyszą od najmłodszych lat. To także wgląd w przyszłość kosmicznej serii, przed którą otwiera się teraz cała galaktyka możliwości.
-
Nie jest to ani najlepszy film z dziewięciu, ani perfekcyjne widowisko, ale daje koniec spójny i sensowny - zgodny z konwencją i sercem Gwiezdnej Sagi.
-
Ponad dwie godziny porządnej rozrywki, podanej w przystępny i przyjemny dla oka sposób.
-
Może nie jest to wymarzone zakończenie sagi, ale bardzo prawdopodobne, że to najbardziej efektowny film cyklu.
-
Tak naprawdę rozczarować może się tylko ten, kto spodziewał się połączenia wszystkich wątków z trzech trylogii. Każdy jednak, kto da szansę najnowszemu dziełu J. J. Abramsa i przymknie oko na drobne poślizgnięcia, będzie się bawił i wzruszał na najnowszych Gwiezdnych wojnach równie dobrze, jak przed laty.
-
Nie jest najlepszym finałem Gwiezdnych wojen, jaki mogłem sobie wymarzyć, jednak mimo mnóstwa wad, dostarcza rozrywki.
-
Nie do końca rozumiem skrajnie negatywne opinie na temat filmu Abramsa - jak gdyby spodziewano się po nim jakiejś wywrotowości, nagłego odświeżenia sagi i całego gatunku, zrewolucjonizowania sposobu, w jaki patrzymy na Gwiezdne wojny. Nic takiego się nie stało i nie miało się stać - wszak to zwieńczenie kasowej serii, której największą zaletą było to, że pozwalała nam poczuć się w rozległych światach tej space opery jak w domu. I dokładnie to robi Skywalker. Odrodzenie.
-
Jestem bowiem przekonany, że ci którzy nie byli zadowoleni z tego, co serwowało nam Disney do tej pory, po seansie "Gwiezdne Wojny - Skywalker. Odrodzenie" zdania nie zmienią. Jeśli jednak podobały Wam się dwa ostatnie filmy, to IX epizod dobrze wpisze się w ten całokształt. To są nowe Gwiezdne Wojny. Star Wars, jakie powstawały około 40 lat temu już nie wrócą.
-
Film z pewnością można ocenić jako bardzo nierówny i mam nadzieję, że kiedyś pojawi się znacznie dłuższa wersja reżyserska. Nie zmieni ona faktu, że kilka decyzji fabularnych do teraz nie daje mi spokoju, ale możliwe, że dodanie kilku scen uspokoiłoby tempo akcji i poprawiło odbiór scenariusza. Mimo to obraz ten był... lepszy niż się obawiałem.
-
Zatrudniony do posprzątania bałaganu po "Ostatnim Jedi" Abrams zdał ten egzamin na piątkę. Zaś jeśli scenarzyści pracowali pro bono, to każdy z dwustu milionów dolarów trafił do odpowiedniej kieszeni.
-
Choć czasami naiwność scenariusza irytuje, to baśniowa konwencja chwyta za moje miękkie serce i rodzi wielkie marzenie, by "dobro" było niepokonane także poza ekranem.
-
I tak się to wszystko kręci, bezpiecznie, hałaśliwie, nostalgicznie. I tak się zamyka. Czy warto było czekać na trzecią trylogię? Z pewnością miała swoje niekwestionowane zalety, na podsumowania przyjdzie jeszcze czas.
-
Nie nazwę "Skywalkera: Odrodzenia" nieudanym - bo po pierwsze wieszanie na nim psów jest nieuzasadnione, ale co ważniejsze - to byłby nonsens dla kogoś, kto pasjonuje się tą epopeją. Wygląda jednak na to, że Disney pokazuje nam, w którym zamierza skręcić kierunku.
-
Nie wycisnęło ze mnie ani jednej łzy - niestety. W przeciwieństwie jednak do większości krytyków, postanowiłem poszukać odpowiedzi na ową znieczulicę u źródła - w samym sobie. To nie chaotycznie skonstruowany scenariusz, czy inne wyobrażenie końca kosmicznej przygody, ale - jak sądzę - moje własne życie wpłynęło na sposób w jaki żegnam się z sagą o rodzinie Skywalkerów.
-
Pozwala na dwugodzinne obserwowanie kosmicznych fajerwerków i laserowej szermierki w towarzystwie paru znajomych twarzy. Jasne, po zwieńczeniu serii tej miary można było oczekiwać więcej. Patrząc jednak na kompletny brak pomysłu, co z nią dalej zrobić, dobrze, że Disney skupia się na nowych projektach, a Skywalkerów zostawia w spokoju.
-
Niestety tylko porządny film i nawet niezłe zakończenie sagi o Skywalkerach.
-
Stąd ogląda się Skywalker. Odrodzenie bez choćby cienia emocji. A to najgorsze, co mogło spotkać Gwiezdne wojny.
-
Starano się połączyć to wszystko w zgrabną całość mimo upływu tylu lat. Myślę, że osoby, które uwielbiają pierwsza trylogię z kina wyszły usatysfakcjonowane. Reszta natomiast mogła poczuć tę przeciętność i wtórność gwiezdnych wojen.
-
Z wielkiego zakończenia wyszedł dobry film, który błędy i głupoty fabularne nadrabia kwestią wizualną. Nie zostanie wybitnym dziełem, ale to wciąż przyjemny seans. O ile zapomnicie o logice.
-
Abstrahując od rozwiązań fabularnych, od których w znacznej mierze zapewne będzie zależeć odbiór filmu, "Skywalker. Odrodzenie" sprawia wrażenie bardzo przeciętnego epizodu, ale zarazem nieźle nakręconego hołdu pożegnalnego, o którym jednak nie będzie się długo pamiętać.
-
J.J. Abrams oddał nam epizodem IX film potężny, przeładowany treścią i wypakowany po brzegi najczystszymi emocjami. Jest to zarazem film, który w wielu względach osiąga sukces, a w wielu, mimo najlepszych intencji, po prostu zawodzi.
-
Próbuje udobruchać fanów, serwując im to co już znają, ale nie jest to powodowane miłością, a wynikiem chłodnej kalkulacji.
-
Nie jest to idealne zamknięcie, a raczej finał maratończyka w niedopasowanym obuwiu. Dobrze, że metę postawili przy blasku dwóch słońc w tak pięknych i dobrze wam znanych okolicznościach przyrody.
-
Najsłabsza ze wszystkich części nowej trylogii.
-
Mimo to, film dostarcza tego, czego od "Gwiezdnych Wojen" oczekuje się w pierwszej kolejności - rozrywkę, ulubionych bohaterów, znany świat. Jest akcja, są spektakularne sceny walki i fragmenty chwytające za serce. Niesprawiedliwym byłoby tego nie zauważyć. A że nie wszystko zostało dopracowane, to już inna sprawa.
-
Odgrzany po raz trzeci kotlet, ograne do bólu schematy, wręcz linearna i ramowa fabuła, totalny absurdalny bajzel w scenariuszu i akcja gnająca bez sensu z prędkością nadświetlną.
-
Niestety, w Skywalker. Odrodzenie brak miejsca na oryginalność. Dzieje się dużo i szybko, intensywnie, akcja goni akcję, nic nie może tu wybrzmieć, bo zaraz wydarza się coś nowego. Nie ma czasu na rozmowy, chwilę wytchnienia, zbudowanie napięcia.
-
Dawno, dawno temu, w tutejszej galaktyce George Lucas miał genialny, pełen mocy pomysł. Po latach pozostał jedynie komercyjny koncept, z którego uleciał duch przygody.
-
Machina Disneya zupełnie nie poradziła sobie z kontynuacją marki. Boli brak spójności z poprzednią odsłoną serii, najbardziej bolą jednak kompletnie nietrafione rozwiązania fabularne - nawet przy mocnej poprawce na gwiezdnowojenną logikę Skywalker: Odrodzenie kompletnie nie broni się scenariuszowo.
-
Film-dziura nie tylko dlatego, że działa na zasadzie "domyśl się", ale i ponieważ za jego pomocą Disney w masce J.J'a Abramsa usilnie bada grunt.
-
"Star Wars" zasłużyło na lepsze zakończenie. "Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie" przypominają opowieści z krypty Jedi i Sithów. Reżyser J.J. Abrams przywołuje duchy przeszłości. Najwyraźniej zapomniał, że kino to nie programowanie droidów. Dlatego nawet kupa blachy ma więcej duszy niż ten wykalkulowany film.
-
Jest mi przykro. Duch "Gwiezdnych wojen" rozpłynął się i nawet muzyka Johna Williamsa nie jest w stanie go przywołać. Finał finałów, który miał zamknąć wszystkie wątki, zakończyć sagę Skywalkerów i wyjaśnić pochodzenie Rey nie spełnia oczekiwań. Jedzie na nostalgii, której stężenie przekracza dopuszczalną normę - powrót Billy'ego Dee Williamsa do roli Lando Calrissiana to raczej skok na portfele dawnych fanów.
-
Okazał się zlepkiem niemal wszystkich i wszystkiego, z czym zetknęliśmy nie tylko w nowej trylogii, ale i we wcześniejszych częściach sagi. J.J. nie poszedł na żaden kompromis i dotknął niemal każdego tematu, tworząc szalony kogel mogel, zwariowany aglomerat wątków i postaci.
-
Dziewiąta część jest zrealizowana jak Bóg przykazał, ale bez wodotrysków, wielkich emocji, w sam raz do obiadu.
-
Nie o takie zwieńczenie sagi nic nie robiłem.
-
Zgodnie z zapowiedziami pierwoszoplanowego aktorskiego trio, żadne z nich nie powróci już do gwiezdnowojennego uniwersum. Dlatego z ust fana to bardzo trudne i nieco bolesne wyznanie, ale jednak cieszę się, że wszystkich ich widziałem po raz ostatni.
-
Istny rollercoaster zwrotów fabularnych, kolejnych sekwencji akcji, bitew, nawiązywania do poprzednich filmów, w którym najważniejsze, a więc bohaterowie i sama historia gdzieś tracą na znaczeniu. Ale ładnie to wygląda i dużo się dzieje, więc do przeżuwania popcornu bez zwracania uwagi na fabułę może nadawać się nieźle.
-
Pozbawiona hamulców, pędząca na łeb na szyje kolejka górska, która niedbale i naprędce odhacza kolejne przystanki fabularne, nie dając widzowi ani chwili wytchnienia, byle tylko zgodnie z rozkładem zmieścić się w zakładanym metrażu i na czas dojechać do finału, w którym to wszystko rozbija się w drobny mak pozostawiając widza nie tylko z bólem głowy, ale i poczuciem, że chyba wsiadł nie do tego wagonu co trzeba.
-
Po seansie pozostaje jednak poczucie, że właśnie zakończyła się szalona, przyprawiająca o mdłości jazda kolejką po tematycznej części Disneylandu. To całkiem przyjemny akcyjniak przygodowy, ale nijakie Gwiezdne wojny, a już na pewno nie jako ostateczny finał.
-
Dotarliśmy do końca Sagi Gwiezdnych Wojen. I jest to niestety zakończenie szalenie rozczarowujące i denerwujące.
-
Cóżem ci Disneyu uczynił, że psujesz mi jedno z najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa? I dlaczego moje dzieci wpychasz w wir machiny, której celem jest sprzedanie jak najwięcej, nie dbając o to, że psuje się autentyczną legendę?
-
Epizod dziewiąty ani nie stał się odrodzeniem całej serii, ani nie przywrócił mi wiary w to, że nowym miotłom w LucasFilm chodzi o cokolwiek więcej, niż o kolejne opłaty licencyjne od producentów koszulek, kubków i płatków śniadaniowych.
-
I co z tego, że "Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie" wizualnie prezentuje się bardzo solidnie, skoro fabularnie film nie ma nic do zaoferowania? Głupi i płytki scenariusz zapewne zadowoli tylko najbardziej wytrwałych widzów sagi, którzy będą czerpać przyjemność z kolejnego spotkania ze swoimi ulubionymi bohaterami. Twórcy próbują oddać ducha oryginalnej trylogii, ale zbyt wiele w tym przypadkowych strzałów. Nie taki powinien być finał. Zdecydowanie najgorsze "Gwiezdne wojny" z serii.
-
Nudny do bólu kości, chociaż bardzo dynamiczny, bajecznie przewidywalny i schematyczny, chociaż informacja, że wszyscy bohaterowie to wielka rodzina może zaskakiwać, nadużywający ogranych motywów.
-
Wygląda to tak, jakby J.J. Abrams nie mógł pogodzić się z wizją Johnsona i wszystkie jego pomysły wyrzucił do kosza. Można narzekać na "Ostatniego Jedi", bo to też nie był film idealny, ale w porównaniu do do finałowej odsłony próbował wprowadzić coś nowego, na przykładzie pochodzenia Rey i jej relacji z Kylo. Tymczasem "Skywalker. Odrodzenie" przez cały czas jest filmem bezpiecznym, który ani przez moment nie wychodzi poza żadne bariery i przez to brak mu własnej tożsamości.