
Shelby i Miles wspólnie stawili czoło obojętności wielkich korporacji, prawom fizyki i własnym ograniczeniom, by zbudować rewolucyjny samochód wyścigowy dla Ford Motor Company i rzucić wyzwanie słynnym samochodom Enzo Ferrari w prestiżowym dwudziestoczterogodzinnym wyścigu Le Mans we Francji w 1966.
- Aktorzy: Matt Damon, Christian Bale, Jon Bernthal, Caitriona Balfe, Josh Lucas i 15 więcej
- Reżyser: James Mangold
- Scenarzyści: Jez Butterworth, John-Henry Butterworth
- Premiera kinowa: 22 listopada 2019
- Premiera DVD: 25 marca 2020
- Premiera światowa: 30 sierpnia 2019
- Ostatnia aktywność: 20 lutego
- Dodany: 7 czerwca 2019
-
Jest w ciągłym przekraczaniu granic coś fascynującego, nienazwanego i to udało się twórcom "Le Mans '66" zarejestrować.
-
Wytrawny rzemieślnik Mangold wykonał kawał dobrej roboty. Niepotrzebnie tylko przeciągnął widowisko, czym wytracił impet, rozwodnił ciężar. Tym niemniej stworzył porządne, amerykańskie kino, co pozwoli jego dziełu na długie życie.
-
Niespodziewanie wyrasta nam kandydat do najlepszego filmu 2019 roku.
-
To jest kandydat do filmu roku. Bo tego potrzebowało kino.
-
Na długo po seansie nie mogę wyjść z zachwytu nad mnogością poruszonych w tym pozornie prostym dziele problemów i plątaniną nieoczywistych relacji między bohaterami, ale niestety scenariusz ma również swoje wady. Największą z nich bez wątpienia jest to, jak instrumentalnie została potraktowana prawdziwa historia udziału Kena Milesa w rajdzie Le Mans, którą twórcy zmienili, by nadać obrazowi bardziej dramatyczny wydźwięk.
-
Do bólu schematyczny, ale na tyle naiwnie szczery, że można z zapartym tchem śledzić kolejne życiowe wiraże brane przez Bale'a i Damona.
-
Film hollywoodzki, który - mimo pewnych drobnych wad - ogląda się naprawdę świetnie. Mangold potwierdza swoją wysoką formę, dodając wiele serca do znajomego szablonu, tworząc naprawdę świetną rozrywkę na poziomie. I nie trzeba być fanem czterech kółek, by to docenić.
-
Doskonale wyreżyserowane, dynamiczne i trzymające w napięciu wyścigowe widowisko, w połączeniu z genialnymi kreacjami aktorskimi Bale'a i Damona sprawią, że 24-godzinny wyścig w Le Mans wzbudzi w was więcej stresu niż egzamin na prawko.
-
Szpanerski, spektakularny i efekciarski. Nasiąknięty do granic możliwości hollywoodzkością i z premedytacją skrojony pod zbliżający się sezon nagród. A jednak "Le Mans '66" to kino na wskroś romantyczne i nostalgiczne, bo przypominające wysokobudżetowe widowiska z lat 60. i 70.
-
To prawdopodobnie pod względem rzemieślniczym najbardziej solidny film roku. Przedstawiciel średniobudżetowego kina, które zyska szacunek tak u zwolenników ambitnego kina, jak i u stricte masowego widza.
-
Mogę z ręką na sercu zapewnić, że Le Mans '66 jest filmem, który ogląda się genialnie! Rewelacyjnym kawałem wysokobudżetowego, hollywoodzkiego kina. A przede wszystkim fascynującą opowieścią.
-
Ostatni film Mangolda cały czas pozostaje na ziemi, okazując się jednak zbyt ciężkim, niczym krytykowany przez Milesa pokazowy wóz Forda - z zewnątrz efektowny i lśniący, jego wnętrze wymaga modernizacji.
-
Dwie i pół godziny sprawnie zainscenizowanej akcji.
-
Jest niezwykle wartościowym filmem traktującym o tematyce sportowej ze względu na wyraziste postaci, zjawiskowe sceny wyścigów, ale i przede wszystkim na to, że splot wydarzeń w fabule obraca się wokół konfliktu wszystkiego ze wszystkim.
-
Zapomnijcie o Need For Speed, jeśli jeszcze to pamiętacie. Zapomnijcie o całej sadze Szybkich i wściekłych z ciągłymi opowieściami o "rodzinie" Dominica Toretta. Obejrzyjcie najnowsze dzieło Jamesa Mangolda i przekonajcie się jak robić znakomite filmy o prawdziwej przyjaźni i szybkich autach.
-
Mamy tu do czynienia z naprawdę dobrze zrobionym kinem. Na ekranie widać ile pasji twórcy włożyli w ten film. Oczywiście motyw przyjaźni jest przerysowany, żeby pokazać postaci z jak najlepszej strony, jednak ten mały zgrzyt nie przysłania całości. Dostajemy świetną historię, intersujące postaci i co najważniejsze samochody.
-
Choć nie zapisze się na kartach historii jako jeden z najwybitniejszych przedstawicieli gatunku kina biograficzno-sportowego, "Le Mans '66" to widowisko, które z całą pewnością - i w pełni zasłużenie - przypadnie do gustu przytłaczającej większości widzów. Klasyczny, staromodny 'crowd-pleaser'.
-
Wciągająca i pełna widowiskowych scen wyścigów opowieść o dwójce prostych pasjonatów, którzy kochają auta i marzą o osiągnięciu czegoś wielkiego, uwikłanych w korporacyjną machinę. Opowiedziana w tradycyjny sposób oscarbaitowa historia, która ma wszystko co trzeba, by podbić serca widzów - angażującą fabułę, umiejętnie wyważone akcenty, bardzo dobre aktorskie kreacje i perfekcyjnie zrealizowane widowiskowe sceny.
-
Mangold jest sprawnym rzemieślnikiem, konflikt zostaje więc przekuty w zajmujący kinowy spektakl.
-
Obraz zapewnia widzowi miłe doznania. "Le Mans '66" to po prostu sprawnie zrealizowana historia, którą ogląda się z niemałą przyjemnością.
-
Czy ta koronkowa robota ma szanse na najważniejsze filmowe nagrody? To nieważne. Ważniejsze jest bowiem, że fani czterech kółek dostali film, w który mogą się wczuć, poczuć tor, moc i zapach benzyny. Nawet taki laik jak ja to doceni i autentycznie cieszy mnie to, że prawdziwi fani szybkich samochodów, morderczych wyścigów Le Mans i pewnego szalonego okresu w historii automobilizmu dostali "swój" film.
-
Nawet, jeśli ktoś na co dzień omija warsztaty samochodowe szerokim łukiem, powinien pójść na ten film, by obejrzeć tą dwójkę w akcji. Jeżeli jeszcze dodam, że całość skąpana jest w nostalgicznej, analogowej otoczce lat 60- tych zeszłego wieku, niejeden widz pewnie skusi się na wizytę w kinie.
-
Porywające kino nie tylko o wyścigach.
-
Mangold stawia na opowieść o indywidualizmie i walce o niezależność, do której życie dopisało najpierw przewrotny finał, a ostatecznie gorzki epilog. Filmowi nie zaszkodziłoby skrócenie o kilka okrążeń. Symfonia silników i opon z "Le Mans '66" zostaje jednak w głowie.
-
To film zrobiony z ogromną pasją. Widać to w sposobie kręcenia, przemyślanych dialogach, znakomitym aktorstwie oraz dynamicznych sekwencjach akcji. Każdy element filmu został dopieszczony w najmniejszych detalach. To doskonale naoliwiona maszyna, gotowa do startu w wyścigi po Oscary i chociaż sądzę, że przegra z kretesem, biznes to biznes i niekoniecznie mu po drodze z prawdziwą sztuką, to ja doskonale wiem, kto jest tegorocznym zwycięzcą.
-
Kiedy jednak w ostatecznym rozrachunku patrzę na film Mangolda, zostają mi w głowie genialnie nakręcone sceny wyścigów.
-
Historia kocha takie pojedynki - dynamiczne, zażarte, fascynujące. "Le Mans '66" to klasyczny crowd-pleaser w najlepszym rozumieniu tego słowa - szybki, inspirujący, fenomenalnie napisany, zagrany i zmontowany. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty i przynosi ogromną satysfakcję. Wspaniałe, pełnokrwiste kino - nie tylko dla wielbicieli szybkich samochodów.
-
Trwa 2,5 godziny a czasu tego kompletnie nie czuje się podczas seansu. Wszystkie sceny pchają fabułę do przodu, a pomiędzy wyścigami można podziwiać nie tylko talent aktorski Bale'a czy Damona, ale też przepiękne samochody.
-
Genialne kino sportowe, które dostarcza tyle emocji, co prawdziwa relacja z wyścigów.
-
Nie brakuje w Le Mans '66 momentów wzruszających, zapierających dech, ale i frustrujących, gdy bohaterowie, za których mimowolnie trzymamy kciuki, rozbijają się o mury stawiane przez korporacyjną machinę czy nieczystą rywalizację. Ale owa frustracja to jedynie jeszcze jeden dowód na to, jak bardzo pochłaniającym filmem jest Le Mans '66 - prosta, może nawet nieco sztampowa, ale doskonale zrealizowana historia.
-
Nie zmienia to jednak faktu, że śledzenie poczynań bohatera Bale'a sprawia sporo frajdy. Jego Ken Miles - genialny i nieprzewidywalny kierowca - w samochodzie jest niczym innym jak czystą, skrystalizowaną formą pierwotnych instynktów. A "Le Mans '66" w kinie zobaczyć warto, bo to dobrze naoliwiona maszyna rozrywkowa jest.
-
Przy scenach wyścigów można zniszczyć fotel na którym się siedzi. Takie wrażenia.
-
Nie jest filmem złym, warto go obejrzeć. Problem w tym, że mogła to być o wiele lepsza produkcja.
-
Znakomicie zrealizowana i pełna nienachalnego humoru prawdziwa historia rozgrywająca się pomiędzy torami wyścigowymi, a gabinetami prezesów. Sympatyczna do oglądania, ale od wielkości daleka.
-
Ostatecznie "Le Mans '66" jest "tylko" bardzo przyjemnym filmem. Miejscami nieco nużącym, w scenach wyścigów ekscytującym - takim na niedzielny seans, który bardzo szybko wyparuje z głowy po pojawieniu się na ekranie napisów końcowych.
-
W Le Mans '66 miłość do samochodów i kapitalne występy aktorskie przeplatane są odrobinę irytującymi odwołaniami do przyjaźni, korporacyjnej jatki i mierzenia technologicznych cojones. Owocuje to realizacyjnym majstersztykiem, jednak wielu z nas liczyło chyba na zdecydowanie więcej.
-
Seans pełen wrażeń nie tylko dla fanów sportów motoryzacyjnych. Historia prowadzona jest z lekkim przymrużeniem oka, a jednocześnie nie zabraknie momentów na refleksję lub dramatyzm.