Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

danielchelsea96

Użytkownik
  • Ostatnia aktywność: 2 kwietnia
  • Dołączył: 9 października 2018
  • Ja tu tylko zostawie wielkie serducho dla Florence Pugh <3 O reszcie szkoda pisać, bo w sumie jest przeciętnie, bezbarwnie i mało angażująco...

  • Trzyma w napieciu, angażuje a aktorsko i realizacyjnie to wysoka półeczka. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu że to podgrzewany kotlet - mniej kameralny - Ale kotlet, który nie smakuje już tak dobrze jak za pierwszym razem.

  • Chciałem tylko zobaczyć okładających się po mordach moich ulubieńców, jeszcze z okresu dzieciństwa. I właśnie to dostałem; rozpierducha była efektowna, Kong jest kozaki, Godzilla znacznie mniej ale walki satysfakcjonują. W sumie tyle... O reszcie nie warto pisać. Z wątku Konga można było wycisnąć więcej, ale to nieważne, w końcu nie po to biegłem do kina.

  • Stylóweczki, angażująca fabuła i dwie gryzące się Emmy... Czego mozna chciec wiecej?

  • Pixar ponownie "przyjazzowił" i trafił w moje czułe punkty.

  • Spora dawka dobrej rozrywki i powiew świeżości w polskim kinie gatunkowym.

  • Kino, które nie wprowadza niczego nowego, jest mocno patetyczne i nie zaskakuje. Jednak swoje założenie realizuje bardzo dobrze, trzyma w napięciu a bohaterów można polubić i trochę im pokibicować.

  • Wygląda ślicznie. Nic poza tym. Koncepcja fajna aczkolwiek wygląda to jak zbiór wszystkich pomysłów wrzuconych do jednego worka bez treści, bez bohaterów, bez intrygii.

  • To film, który sprawia przyjemność i ból jednocześnie. Przebiegł po moim układzie pokarmowym niezwykle szybko i intensywnie, jeszcze go nie przetrawiłem, ale z serducha nie wypuszczę nigdy.

  • W uniwersum najsłynniejszego detektywa na świecie jest to powiew świeżości. Na uwagę zasługuje niecodzienna i błyskotliwa narracja, dynamiczny montaż no i oczywiście casting. Ponieważ najbardziej urokliwa jest dla mnie Millie Boby Brown - kupuje jej mimikę i charyzmę. Chętnie też pooglądałbym jakiś reboot Sherlocka z Cavillem.

  • Prosta historia, równie prosto opowiedziana. Jest to kino, które z pewnością angażuje. Może przewidywalne, może tendencyjne, jednakże stworzone z wielkim serduchem. Na największe pochwały zasługuje casting wraz ze świetną rolą Hollanda na czele.

  • Dużo campu, dużo krwi, dużo absurdów - jest to kino niewymagające, jeszcze bardziej bezwstydne od poprzedniczki. Właściwie to nie wiem czemu, ale ja to kupuje i ponownie jak po pierwszej części nie będę zastanawiał się dlaczego. Po prostu takiego kina czasem potrzebujemy.

  • Polecam, jeżeli nie wiesz co ze sobą zrobić. Krzywdy nie robi, ale da trochę frajdy.

  • Film wizualnie prezentuje się bardzo dobrze, cudowna jest także klimatyczna muzyka. Jednakże magia ulatnia się wraz z końcem pierwszego aktu i nic więcej nam nie pozostaje. Gwałtowne przyspieszenie rytmu pozostawia pewien niesmak i wrażenie, że można było wykazać się odrobiną wyczucia i cierpliwości. Zabrakło serducha tak jak zabrakło jakichkolwiek postaci czy interesujacej bohaterki, która jest po prostu nijaka.

  • Sama koncepcja "Superhero Horror" wydaje się całkiem oryginalna i ciekawa. Mamy tu postacie - ich historię, relacje (może poza mało charyzmatyczną główną bohaterką) i kilka niezłych scen. Jednak na samym pomyśle oraz zbudowaniu ekspozycji się kończy - więcej kreatywności twórców nie uświadczymy. Brakuje angażującej fabuły, brakuje serducha i energii, o którą aż się prosi, bo z udanym castingiem i ciekawymi postaciami można było wyciągnąć więcej i tego zmarnowanego potencjału żałuję najbardziej.

  • Już na samym początku film daje do zrozumienia, że próba ogarnięcia jest bezsensowna, widz ma się po prostu bawić. Faktycznie, świetnie się bawiłem, mechanika przewodnia filmu jest zorganizowana i nie raz powoduje efekt "wow", soundtrack - jak to u Nolana - jest znakomity. Brakuje jednak ekspozycji, czegoś co spowoduje abym zainteresował się postaciami. Chodzi tu o partnerującym sobie Washingtonie i Pattinsonie. Pomimo, iż ostatnie sceny filmu kształtują ich relacje, to wcześniej jej brak.

  • Ma swoje lepsze momenty, Binoche wcale nie ratuje filmu, zdecydowanie ciekawsze są wątki młodych dziewczyn, które niestety rozbudowane nie zostały. Mocno łopatologiczny i kierujący się ideami feministycznymi. Zastanawia mnie tylko czy taki film faktycznie jest potrzebny?

  • Niczym specjalnym nie wyróżniająca się produkcja... No chyba, że Panem Neesonem. Cała reszta jest po prostu poprawna i raczej nie zagości w naszych głowach na długo po seansie.

  • Jest jak narkotyk, z którym należy płynąć... "Babyateeth" tworzy ludzkie relacje, tak prawdziwe, jak emocje które wywołuje podczas seansu. Film Murphy'ego jest wyciskaczem łez i pomimo, iż niektórzy takich "vibe'ów" nie potrzebują, uważam iż warto otworzyć się na doznania które seans może dostarczyć.

  • Zabawna i zarazem dojrzała w swojej prostocie "teren drama", która oferuje zupełnie nowe spojrzenie na tego typu produkcje. No i ta chemia pomiędzy bohaterami...

  • Nowe dzieło Pixara uświadamia mnie w przekonaniu, że jeszcze nigdy nie zawiodłem się na ich produkcjach. "Onward" to kino przygody; pomysłowe, energiczne oraz zapewniające świetna rozrywkę! W tym całym szaleństwie głównie skupia się na tematach straty bliskiej osoby oraz braterskiej siłe. Nie omieszka jednak pouczać, metaforycznie chwytać nostalgiczne wspomnienia za dawnymi czasami. Świat przedstawiony jest ciekawy i żywy, jednak zgodzę się z opinią, iż jego potencjał był znacznie większy.

  • Dla mnie? Jedno z większych zaskoczeń tego roku - do tej pory. Świetnie zrealizowane kino, kilka pięknych mastershotów, klimatyczna muzyka i znakomicie budowany supsens. Twórcy rzetelnie i z pomysłem podeszli do tego filmu, czuć włożone serducho! Zapewnia dobre dwie godziny, spora również w tym zasługa, rewelacyjnej w swej roli, Elisabeth Moss!

  • Dużo szarpania i nieczytelności. Przydałoby się tutaj trochę ekspozycji, rozpisania scenariusza, rozbudowania postaci i reżysera z wizją. Wszystko to miało potencjał, jednak ilość jumpscareów również zrobiła swoje. Nie wypada on jednak, aż tak źle bo wizualnie prezentuje się całkiem nieźle, zbliżając się niejednokrotnie do poczucia klaustrofobicznej aury, jaką powinno odczuwać się na dnie oceanu.

  • Pani Gerwig od czasu "Lady Bird" poszła o krok dalej i trafiła mnie prosto w serducho. Zgrabny, przemyślany, angażujący i urokliwy - nic więcej dodawać nie trzeba. PS. Kocham cię Florence!

  • Myślę, że czegoś tak dobrego szybko nie zobaczę... Wielki film, zrealizowany z rozmachem i dbałością o każdy szczegół. Wspaniałe zdjęcia i praca kamery, której towarzyszy pomysłowość i oryginalność. Scenografia wykonana jest tak wspaniale, że mam ochotę przejść się po całym planie zdjęciowym. Piękna muzyka, piękny Deakins i piękny Mendes! Sam... znowu to zrobiłeś, znowu mnie zachwyciłeś...

  • Nie dość, że Taika Waititi stworzył kino oryginalne, na oklepanym już gruncie, to dorzuca do tego świetną kreacje Hitlera. Ciężka tematyka opowiedziana lekko i zabawnie, bez pomijania jej prawdziwego oblicza. Olbrzymie serducho dla młodziutkiego i charyzmatycznego Romana Griffin Davis'a!

  • Scenariusz momentami wydaje się być nieco chaotyczny, do pewnego momentu film sprawia wrażenie jakby twórcy nie wiedzieli, którą ścieżką podążać. Mimo to, ogląda się go przyjemnie, kreacje Margot Robbie i Charlize Theron robią robotę, jednakże bohaterkom przydałoby się więcej ekspozycji. W polityczyczno-seksualnych skandalach główna tematyka zarysowuje się mimo wszystko poprawnie, chociaż prosi się o więcej odwagi. Koniecznie wspomnieć muszę o przewodnim motywie muzycznym, który jest świetny.

  • Pełen symboliki a prosty w swoim przekazie. Trafia w serce i zostaje na bardzo długo, urzeka rodzinnymi relacjami, prostotą a przede wszystkim wspaniałą kreacją Akwafiny.

  • Sama konwencja jest odważna i ciekawa, problemem jest jednak realizacja. Chociaż ma swoje dobre momenty, to tylko i wyłącznie dzięki muzyce i choreografii, trzeba jednak pamiętać, że nie są to aspekty w pełni oryginalne. Wizualnie nie jest aż tak źle, jak się większości wydaje, jednakże w ostatecznym rozrachunku to montażowy ser, nuda i przepełniona kiczem produkcja.

  • Prawdopodbnie najsłabsza część nowej trylogii. Abbrams po średnim "Przebudzeniu Mocy" chciał zadowolić wszystkich, wrzucić do jednego kotła wszystko, co tylko się dało a pędząc przez film szybciej niż Sokół Millennium wchodzi w nadświetlną musiało skończyć się tak, jak się skończyło. Brak serducha, brak ekspozycji oraz desperackie łapanie się nostalgii. Wątki zakończyły się całkiem przyzwoicie a w całej trylogii najciekawsi byli Rey i Ben, których wątek dość nieźle został poprowadzony.

  • Minimalistyczne, a wielkie, z niesamowitym ładunkiem emocjonalnym. Baumbach poruszył mnie jak nikt inny, w sposób dla mnie nieprzewidziany. Znakomicie napisane, angażujące, dbające o każdy gest i detal kino, z dwiema fantastycznymi kreacjami Drivera i Johansson!

  • Moim głównym problemem nie jest metraż, którego się obawiałem, a bardzo długa aklimatyzacja. Ciężko wejść w seans, jednak kiedy po trzech godzinach następuje koniec, odnosi się wrażenie, jakby czegoś brakowało. Scorsese stworzył kino złożone z wielu elementów, nieustannie przeplatając przeszłość z przyszłością, nie tracąc przy tym rytmu i dynamiki filmu. Miło również zobaczyć starą gwardię ale serce kradnie mi Joe Pesci.

  • Klasyczna narracja, proste kino, bez zbędnych eksperymentów w prowadzeniu postaci, napisane w sposób rzetelny i konsekwentny. Bale jest znakomity, świetnie partneruje mu Damon a Mangold tworzy kino angazujące, szczere i energiczne, ze znakomitymi scenami wyścigów pełnymi dynamiki i adrenaliny.

  • Kontynuacja nie wprowadzająca nic nowego, utrzymuje się na fundamentach zbudowanych w poprzedniczce, które nie wystarczają. Pomimo, że wizualnie prezentuje się znakomicie to wyraźnie czuć, iż twórcy zaserwowali nam odgrzewane danie. Chociaz "let it go" przeszło już do kanononu utworów kultowych, to "Into the unknow", moim zdaniem, lepiej oddaje klimat świata przedstawionego i wraz z przewodnim motywem muzycznym są najmocniejszym aspektem filmu.

  • Sukcesem "Doktora Sen" jest fakt, iż pomimo tego, że mocno trzyma się "Lśnienia", nie próbuje na siłę stać się filmowym arcydziełem. Ma swoją tożsamość i idzie własnymi torami, kierując się ku rozrywce i wprowadzając znacznie więcej elemntów "Kingowskiej" fantazji. Muszę napisać o Rebecce Ferguson. Do tej pory żadna jej rola nie przypadła mi do gustu, prawdopobnie po raz pierwszy, bardzo mi się podobała.

  • Dawno nie wyszedłem z kina tak rozbawiony, ale tym właśnie stała się ta franczyza. Jak mówi sam Arnold: "jestem zabawny".

  • Jest to kontynuuacja pozbawiona świeżości, odgrzewany kotlet jeżeli chodzi o scenariusz. Nie buduje niczego nowego, tylko mocno trzyma się relacji Aurory z Diaboliną, a to już niestety nie wystarcza. Zawsze jednak doceniam serducho włożonę w wartstwę wizualną i tworzenie świata przedstawionego, a to duży plus, bo film wygląda naprawdę dobrze. Nie mogę zapomnieć o pochwaleniu Angeliny Jolie, czyli tej jedynej, której rzeczywiście się chciało.

  • Pierwsze o czym muszę napisać to rola Bartka Bieleni, na ekranie widzialem go po raz pierwszy i jestem pod ogromnym wrażeniem. Charyzmatyczny, posiadający to "coś". Film poza wyjściem z małomiasteczkowej mentalności do ogónej problematyki, przede wszystkim jest intrygujący, trzymający w napięciu i wciągający w opowiadaną historię.

  • Bądźmy szczerzy, nie wymagajmy od kina familijnego, którego zadaniem jest bawić i wzruszać pewnej świezości, unikania kiczu i wychodzenia ze schematów. Ckliwy i patetyczny - to prawda, jednak zgrabnie realizujący znany schemat, a dla psiaków wielkie serducho, bo każde ujęcie z nimi poteguje we mnie pozytywną energię!

  • Kino jednego aktora, wielka rola Phoenixa. Docenić trzeba pracę reżysera, który świetnie pokierował postać, czerpał z historii kina i nie omieszkał zostawić własnego komentarza. Todd Phillips stworzył wielkie kino, udekorowane pięknymi kadrami i fantastyczną muzyką. Wykorzystać tekst źródłowy w taki sposób, żeby puścić oczko do fanów, odzwierciedlić współczesne realia i stworzyć prawdziwy rys postaci dramatycznej, czuje szaleństwo w tym sezonie nagród. P.S: scena tańca na schodach - cudo.

  • Przykład jak zrobić dobry film w jednym pomieszczeniu, nie zatracając przy tym naturalności, dobrego smaku, humoru, dramatu i "włoskiego" temperamentu. Chociaż oryginalnej wersji nigdy nie miałem okazji zobaczyć, nie jestem w stanie stwierdzić w jakim stopniu jest to wizja reżysera Tadeusza Śliwa, a w jakim odgrzewany włoski kotlet. Na koniec seansu, to i tak bez znaczenia. To po prostu udane kino i jeszcze bardziej udany casting.

  • Gray daje nam nie tylko pięknie wyglądający kosmos, komentuje również kondycję współczesnego świata oraz walki z samym sobą. To co jednak najbardziej przykuło moją uwagę to własny, nietuzinkowy i klaustrofobiczny klimat, który nadaje jednemu z kluczowych słów - "samotność", jeszcze więcej znaczeń.