Dwudziestoletni Daniel zostaje warunkowo zwolniony z poprawczaka. Wyjeżdża na drugi koniec Polski, żeby pracować w stolarni, ale zamiast tego zaczyna udawać księdza.
- Aktorzy: Bartosz Bielenia, Aleksandra Konieczna, Eliza Rycembel, Tomasz Ziętek, Barbara Kurzaj i 15 więcej
- Reżyser: Jan Komasa
- Scenarzysta: Mateusz Pacewicz
- Premiera kinowa: 11 października 2019
- Premiera światowa: 29 sierpnia 2019
- Ostatnia aktywność: 2 kwietnia
- Dodany: 1 września 2019
-
Boże Ciało z wybijającą się kreacją Bartosza Bieleni to jeden z najważniejszych filmów tego roku. To dzieło przejmujące, emocjonujące i refleksyjne.
-
Przystępny, mądry oraz ważny film i kolejny dowód na to, że polskie kino naprawdę ma się dobrze.
-
Jest przede wszystkim dobrze opowiedzianą historią opartą na dobrym scenariuszu. Co w polskiej kinematografii jest dość rzadkim zjawiskiem.
-
Nie dziwię się, że film został polskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy. To doskonała produkcja, pod każdym względem!
-
Jan Komasa stworzył obraz pełen niuansów, dając pole do wykazania się widzowi, który wiele podejmowanych tematów przez twórców zinterpretuje po swojemu.
-
To okropne, że ten film dostał tak mało nagród!
-
Zamiast skandalizującego Kleru dostaliśmy przypowieść o poszukiwaniu siebie, współczesnej wierze i umiejętności przebaczenia. Boże Ciało to w moim mniemaniu również symboliczna, acz dosadna, opowieść o Kościele, o tym, że idealny obraz duchownego, przepełnionego dobrem, oddanego altruisty to fałsz, gdyż nawet troszcząc się o sprawiedliwość, robi to świecki chłopak pod przebraniem księdza. Mimo wszystko nie jest to na pewno film antykościelny.
-
Nie wiedziałem do końca czego spodziewać się po Bożym Ciele, ale dostałem dzieło kompletne, wzruszające i prowokujące do myślenia.
-
W zeszłym roku to "Kler" Smarzowskiego miał obudzić Polskę z letargu przynależności do społeczności, która tak naprawdę już nie istnieje, ale dopiero dziś dzieło Jana Komasy, które nie tylko wbija w fotel, punktuje precyzyjnie grzechy zaniechania jakie narosły w polskim kościele. I wbija dosyć głęboko kij w mrowisko.
-
Jest to film prawie idealny. Dla każdego, w każdym wieku, bez względu na wyznanie, wykształcenie czy poglądy polityczne. Mądry, ciepły, miejscami zabawny. Bardzo sobie życzę więcej takich obrazów w naszym polskim kinie.
-
Jan Komasa swoim filmem nie otwiera żadnych drzwi, on zwyczajnie je rozjeżdża, trafiając do naszej świadomości, duszy i przekonań oraz pozostawiając trwały ślad na długo po seansie. Nie dziwią owacje na zagranicznych festiwalach, bo mamy tutaj do czynienia ze znakomitym, ale też niezwykle ważnym filmem.
-
Dla niewierzących w polskie kino - nawrócenie może przyjść pod wpływem filmu "Boże ciało", bo nawet jeśli cuda zdarzają się tylko raz na jakiś czas, to każdemu trzeba dać drugą szansę, nawet jeśli czasem się okazuje, że tylko nadstawiliśmy drugi policzek.
-
Boże ciało to symbioza dwóch artystów. Film, który nie potrafiłby tak wybrzmieć, gdyby nie to, że oboje - reżyser i scenarzysta włożyli w niego swoje ręce. Zróbcie sobie przyjemność i wybierzcie się na niego do kina. Zobaczycie jak to jest, gdy w filmowej Polsce artyści chcą rozmawiać. Nie tylko między sobą, dopieszczając kolejne aspekty produkcji, ale i rozpocząć dialog z widzem.
-
Boże Ciało zostało prawidłowo wyreżyserowane, bardzo dobrze zagrane, poruszyło ważne w dzisiejszych czasach tematy i przełamało pewne tabu. Z racji braku jednak pazura, który podgrzałby produkcję do czerwoności, daję 7/10.
-
Nie jest filmem o powrocie do religii. To smutna diagnoza prowincji, gdzie ludzie mogą spowiadać się co tydzień, a i tak będą sobie wbijać w plecy symboliczne noże, oskarżać o niepopełnione winy. Ale to także piękna opowieść ucząca przyznawania się do błędów i wybaczania.
-
Kino niezwykle angażujące. Paradoksalnie proste, jednak niezwykle intymne i poruszające. Reżyser prezentuje niezwykle dojrzałe dzieło, które za sprawą ujmującego scenariusza oraz niezapomnianego klimatu pozostawia widza w osłupieniu na długo jeszcze po zakończeniu seansu.
-
W przewrotny sposób porusza uniwersalne problemy i realizacyjnie stoi na wysokim poziomie. Kryje jednak konstrukcyjne wady.
-
Jan Komasa nie popełnił błędu Wojtka Smarzowskiego w Klerze. Nie nakręcił politycznej agitki, nie rani psychiki odbiorców dla samego ranienia, tylko w celu oczyszczenia. Działa uzdrawiająco.
-
Zmuszający do myślenia, zostawiający coś w widzu po seansie.
-
Ten film powstał wyłącznie z serca i miłości.
-
Słusznie wskazany jako polski kandydat do Oscara, bo jest najlepszym, co nasza kinematografia ma do powiedzenia i pokazania światu w tym roku.
-
To jest właśnie siła Bożego Ciała - wyważenie, uczciwość, nienachalność swojego przekazu, ale przede wszystkim brak protekcjonalności, bo Jan Komasa ani przez chwilę nie patrzy z góry na swoich pełnych ludzkich wad i odruchów bohaterów.
-
Zaskakujący i pobudzający. Daje niebywałe pole do dyskusji na temat kryzysu w Kościele, istoty duszpasterstwa i poszukiwania wiary. Oprócz ważnego i zajmującego tematu niesie w sobie ważne filmowe odkrycie.
-
Zdecydowanie skromniejszy, bardziej kameralny od poprzednich produkcji Jana Komasy. Próżno szukać w nim inscenizacyjnego rozmachu czy efektów specjalnych na miarę "Sali samobójców" i "Miasta 44". Ma jednak podobną intensywność i energię.
-
Dość przewidywalny, ale przez to uniwersalny. Wszystkie wątki głośno wybrzmiewają, a całość jest opowiedziana szczerze. Do miana arcydzieła jednak nie aspiruje. Nagłe cięcie w spajającym kompozycyjną klamrą ostrym finale jest... dziwne, a niektóre sytuacje, kiedy luzak Daniel udaje księdza, wydają się zbyt naciągane. Nie przeszkadzało mi to jednak aż tak, by być po seansie rozczarowanym. To nadal mocne, a także subtelne kino.
-
Film Komasy ogląda się na tyle dobrze, że nie nudzi, a gatunek nie jest łatwy, bo to obyczajówka. Dystans, z którym przyjdzie nam się mierzyć to blisko dwie godziny w fotelu. Na szczęście Bartosz Bieleni staną na wysokości zadania i porywa w swojej roli. Obsada w Bożym Ciele nie zawodzi i jest to duży plus tego filmu.
-
Trudno szukać w "Bożym Ciele" jakichś słabych punktów. Obyczajowy dramat urzeka swoją prostotą, jak i poziomem towarzyszących seansowi emocji. Bezapelacyjnie najmocniejszym elementem filmu Komasy jest świetny Bartosz Bielenia, który urodził się do grania Daniela.
-
Znakomity film, a co najważniejsze, jedna z niewielu polskich produkcji, która jest przetłumaczalna na międzynarodowy język kina.
-
Nie boję się powiedzieć, że Boże ciało jest jednym z najlepszych Polskich filmów ostatnich lat, chlubnym przykładem rodzimego kina, które nie próbuje gonić za zachodem, a jest przeszyte do szpiku kości polskim duchem, łącząc w naturalny sposób tragizm z nutką komedii.
-
Niezależnie od wyznawanych poglądów, ten film jest nam po prostu potrzebny. Bo chyba wszyscy już widzimy, że rozdzielanie kraju na sorty i klasy się nie sprawdza.
-
Wydaje się, że zarówno przeciwnicy duchowieństwa, jak i chrześcijanie, mogą znaleźć w Bożym Ciele kilka wartościowych prawd.
-
Pytając o podstawy ludzkiej wiary film jest intrygującym punktem do dyskusji o założeniach religii. Tak właśnie wygląda ambitne, angażujące i zmuszające do przemyśleń kino.
-
Niewiarygodna energetyczna opowieść o poszukiwaniu siebie, przebaczaniu i kondycji współczesnego Kościoła.
-
Wnikliwe i genialnie zagrane kino, bez ściemy, pudru i oderwanych od rzeczywistości literackich dialogów. Psychologicznie prawdziwe, a do tego po uszy wciągające. I ten Bielenia!
-
Prowokuje do rozmowy nie tylko o naszej duchowości. Trudno nie odnaleźć w tym filmie sugestywnego portretu Polski podzielonej po Smoleńsku.
-
Pierwszorzędne kino i znakomita, współczesna lekcja. Czasem niczego więcej od sztuki nie potrzeba.
-
Film widziałem wczoraj, a do tej pory jestem oszołomiony tym, co obejrzałem. Komasa w "Bożym Ciele" zaskakuje dojrzałością, zdyscyplinowaniem oraz subtelnością. Aż boję się myśleć, co reżyser zaserwuje następnym razem, bo warto będzie czekać.
-
Niby się czepiam, a przecież chcę bronić. Mam bowiem wrażenie, że ten znakomicie wyreżyserowany i opowiedziany film, wymyka się oczekiwaniom przyczynowo skutkowym. Jest w większym stopniu przypowieścią niż wiwisekcją. Bardzo smutną, choć chwilami także zabawną, bajką z morałem.