-
Produkcja zachwyca efektami i wbija w fotel do tego stopnia, że oglądanie jej na ekranie laptopa wydaje się zbrodnią. Daje też realną nadzieję na to, że kina pomimo trudnego roku nie odejdą w zapomnienie. I oby - bo po tym seansie na pewno będziecie chcieli zaplanować wizytę na "Cichym miejscu 3".
-
Zamiast dzielić publiczność na zwolenników i przeciwników, raczej nią potrząśnie. "Hejter" to film, jakiego w Polsce jeszcze nie było.
-
Jeśli kiedykolwiek znajomy-maruda rzuci znów, że "w Polsce to się nie robi takich filmów jak w Ameryce", pokażcie mu dzieło Bartosza M. Kowalskiego. Polacy zrealizowali horror, którego nie powstydziłaby się żadna hollywoodzka wytwórnia.
-
Można się kłócić, że takie uroki kina Malicka, ale gdy od opowieści ważniejsze staje się ego reżysera, scenariusze są dwa: albo pójdziemy za tym ego na koniec świata, albo wysiądziemy na najbliższej stacji. Dla tych, którzy preferują drugą opcję, seans "Ukrytego życia" będzie katorgą. Ani piękne zdjęcia, ani poruszająca muzyka, ani nawet wielkie aktorstwo nie są w stanie wciągnąć nas do prezentowanego świata, jeśli twórca robi wszystko, by nas z wiary w tę iluzję wyrwać.
-
Za parę lat "Jojo Rabbit" ma szansę zająć jedno miejsce w szeregu z dziełami takimi jak "Życie jest piękne" czy "Bękarty wojny". To kino ważne, wciągające, sprytne.
-
W filmie Eggersa wszystko jest rozmyte, nieoczywiste, niedopowiedziane. Na pewne pytania nigdy nie słyszymy odpowiedzi, inne musimy zadać sobie raz jeszcze, na nowo. Co jednak najbardziej niezwykłe - wraz z bohaterami również i my zaczynamy popadać w obłęd, kwestionując to, co wcześniej zobaczyliśmy lub usłyszeliśmy.
-
Krok po najlżejszej linii oporu i po niezłym "Kongu: Wyspie Czaszki" cios w plecy dla fanów monster movies.
-
Filmowi Bławuta można jeszcze wybaczyć drętwe dialogi i słabą reżyserię młodych aktorów, w końcu są to grzechy, które na swoim koncie ma niejedna familijna superprodukcja z dziećmi w roli głównej. "Dzień czekolady" najbardziej martwi jednak zmarnowanym potencjałem - świat stworzony przez autorki książki miał bowiem do zaoferowania o wiele więcej, niż bycie kolorowym dodatkiem do niezgrabnej opowieści o przygodach dwójki dzieci.
-
Zachwyty zachwytami, ale "Aladyn" nie jest, oczywiście, dziełem wybitnym. Niezgrabna ekspozycja, zbyt wiele wymuszonych żartów, garść rozwiązań, które znamy z kina na wylot - to tylko część twórczych grzechów. Mimo to trudno nie polubić filmu Ritchiego za jego dobrą energię - nawet, gdy zdajemy sobie sprawę, że nabieramy się na najbardziej znany z chwytów Disneya.
-
W końcowym rozrachunku Karukoski odnosi małe zwycięstwo tylko dzięki umiejętności spojrzenia na filmową opowieść z dystansem. "Tolkien" to film pozbawiony patosu, lekki i przyjemny, a co za tym idzie - łatwo przyswajalny. Dla szukających pogłębionego obrazu psychologicznego nie będzie to jednak dobry trop.
-
Bohaterowie snują się z miejsca w miejsce, rozwijana w spokojnym tempie historia zamiast wrażenia oddechu, wywołuje irytację i zniecierpliwienie. Tym samym "Dzika grusza" mimo ważnych tematów i jeszcze ważniejszych wniosków, staje się dziełem dedykowanym dla bardzo wąskiego grona odbiorców. Ja zdecydowanie poczekam do momentu, w którym Ceylan przypomni sobie, że kwintesencją kina jest elipsa - a wtedy prawdopodobnie nie będzie miał sobie we współczesnym kinie artystycznym równych.
-
Mimo finałowego "zrywu", całość wciąż sprawia wrażenie zmarnowanego potencjału. Boli, że reżyser, który dotąd nie miał problemów z budowaniem angażujących historii, do swojego bohatera podszedł w tak "szkolny" sposób - zamiast wyciągnąć z jego losów jak najwięcej fascynujących epizodów i wiarygodnych detali, skupił się na odbębnieniu najważniejszych punktów z biografii.
-
"Jak wytresować smoka 3" staje się tym samym rzadkim okazem naprawdę dojrzałej opowieści o dorastaniu, którą pokochają zarówno rodzice, jak i dzieci. Trylogia DeBlois z kolei animowaną serią, którą można śmiało postawić na półce razem z trylogią "Toy Story". Brawo!
-
Po seansie najlepiej o trzecim "Koglu Moglu" zapomnieć, udając, że nic w przypadku kultowej serii się nie zmieniło - mamy dwie zrealizowane z klasą części, do których możemy regularnie wracać. Wyrzucenie "Miszmaszu" z pamięci nie powinno jednak stanowić problemu - do szczególnie pamiętliwych film Piwowarskiego nie należy.
-
Oczywiście, "Maria, królowa Szkotów" nie jest złym filmem. Choć wątpliwości budzi dobór filmowych środków, historia Marii to w dużej mierze "samograj" - poruszająca opowieść o kobiecie zniszczonej przez zazdrość i lęk męskiego świata władzy. Choćby dlatego dzieło Rourke ogląda się bez specjalnego znudzenia, szczególnie, gdy w centrum pojawia się wątek skomplikowanych relacji między Marią a Elżbietą.
-
Najmniej usatysfakcjonowani z kina wyjdą natomiast ci, którzy za historiami superbohaterskimi po prostu nie przepadają. "Glass" jest skierowany bowiem do bardzo określonego odbiorcy - im większy w nas procent "geeka", tym większe prawdopodobieństwo, że film Shyamalana przypadnie nam do gustu. Dla pozostałych będzie to trudny seans - zwłaszcza, że twórców "Glass" nieraz ponosi wena, a do filmu wkrada się zbędny patos.
-
Najbardziej zaskakuje fakt, że poza stroną wizualną nikt tutaj nie sili się na przesadną oryginalność. Disney po raz kolejny śpiewa o tym samym - o sile wyobraźni, o wolności, o podążaniu za marzeniami - i robi to w pięknym stylu, ale bez odrobiny autorefleksji.
-
Po seansie trudno oprzeć się wrażeniu, że to jedynie wprowadzenie do zapowiadającej się lepiej kulminacji trylogii. Być może po seansie "trójki" okaże się, że zarzuty stawiane "Zbrodniom Grindelwalda" nie mają racji bytu, a jako całość mamy do czynienia ze spełnionym dziełem. Na razie jednak kondycja pisarska J.K. Rowling budzi poważne wątpliwości i rodzi niewygodne pytania.
-
Doskonała warstwa techniczna i perfekcyjny zmysł reżysera w większości potrafią zatuszować usterki "Pierwszego człowieka". Chazelle na szóstkę opanował umiejętność manipulowania emocjami widza, a mając za sobą orkiestrę złożoną z najwybitniejszych filmowców potrafi ją wykorzystać.
-
Dzieło stworzone z dużą świadomością problemu, przyzwoicie napisane i poprawnie zrealizowane. Dla wielu osób będzie to także obraz przełomowy - bo wreszcie znoszący tabu, w którym alkoholizm dotyczy jedynie mężczyzn.
-
Mówiąc najprościej, "Autsajder" to, począwszy od "slangowego" tytułu aż po pretensjonalny finał, dzieło zrobione przez rodziców dla dzieci. I zarówno rodziców, jak i dzieci może usatysfakcjonować. Starsi rzucą po seansie "co to były za czasy", młodszych zajmie dynamiczna akcja i dobre tempo. Nikt jednak nie będzie zachwycony.
-
Co prawda nikt nie postawi "Kamerdynera" na jednej półce z "Wołyniem" czy "Katyniem", ale wstydu nie ma. A w kategorii polskich widowisk historycznych to już jest coś.
-
Największą siłą filmu jest jednak to, że w gruncie rzeczy to przede wszystkim opowieść o człowieku - i o tym, że nawet tak "świętą" instytucję jak kościół tworzą ludzie grzeszni. Już tym Smarzowski potwierdza, że choć dawno przestał zaskakiwać, wciąż pozostaje mistrzem tworzenia filmów ważnych, ważkich i szczerych.
-
"Zakonnicę" nie sposób traktować serio głównie dlatego, że sama siebie traktuje aż nazbyt serio. Aktorzy idiotyczne kwestie o "złu ukrytym wśród ścian" wygłaszają z kamienną twarzą, księgi o demonach czytają głosem wyrwanego z Hogwartu nauczyciela czarnej magii, a na pozbawioną głowy rzeźbę Chrystusa reagują serią przerażonych westchnięć. Dla wielu taka konwencja, na czele z tonącą w skrajnym patosie interpretacją aktorską Demiana Bichira, będzie nie do zniesienia.
-
Od początku do końca stanowi feministyczną wariację na temat jednego z najpopularniejszych filmowych motywów - wiernej żony stojącej u boku męża-geniusza. Choć dla wielu będzie przez to ofiarą hollywoodzkich trendów, które nakazują obecnie opowiadać z kobiecej perspektywy, daje to filmowi siłę, by skłaniać do refleksji.
-
Jest zabawnie, intensywnie, z punkowym zacięciem. Do rozkręcenia imprezy wystarczy.
-
W rękach bardziej świadomego twórcy, "Odnajdę cię" mogłoby stać się jednym z ciekawszym przykładów polskiego kina sensacyjnego. Filmowi Dzianowicz brakuje jednak charakteru i wiarygodności, by wywołać u widza prawdziwe emocje. Choć w dorobku polskiej kinematografii to tytuł wciąż kwalifikujący się na półkę "da się obejrzeć", trudno zrozumieć motywy stojące za jego powstaniem.
-
Nie przekona sceptyków - i nie sprawi, że ci, którzy nie tolerują musicali staną się ich fanami. Wręcz przeciwnie - jeszcze podsyci ich wątpliwości. Natomiast ci, którzy zakochali się w oryginale, po raz kolejny dadzą się uwieść muzycznej magii Abby.
-
Gdy na ekranie ponownie pojawiają się Bob, Helen, Wiola, Dash i Jack-Jack - w niezachwianej formie, niczym wyjęci z "jedynki" ci, którzy wychowali się na ich przygodach, westchną i uśmiechną się, jakby ponownie spotkali starych przyjaciół. Przez kolejne dwie godziny będą natomiast wzdychać i uśmiechać się non stop. Mimo upływu lat Iniemamocni trzymają pion.
-
Gdyby scenarzystom udało się zrealizować swoje ambitne pomysły, mielibyśmy do czynienia z jedną z najlepszych części serii. Tak ostało się jedynie hollywoodzkie widowisko, które dzięki sprawnej reżyserii i zdolnej obsadzie broni się nawet, gdy fabuła wpada na mielizny.
-
Choć porusza tematy, które dla niektórych widzów będą trudne lub niewygodne, kupi serce niejednego zatwardziałego macho.
-
Choć "Deadpool 2" nie daje żadnej gwarancji, że domknięcie trylogii warte będzie naszego czasu, jako weekendowy akcyjniak "tylko dla dorosłych" sprawdzi się nie gorzej niż oryginał.
-
Przypomina gigantyczny plac zabaw, na którym hollywoodzcy twórcy urządzili sobie dyskotekę. Mając praktycznie nieograniczony budżet i wielką gwiazdę w obsadzie, postanowili zabawić się w kino, wrzucając do filmu wszystkie najbardziej szalone pomysły na rozwałkę.
-
Mimo stylistycznych zawirowań, "Strażnicy cnoty" są ciekawym filmowym doświadczeniem. Chaotyczna konstrukcja scenariusza co prawda daje się we znaki - bohaterowie jeżdżą z miejsca na miejsce zamiast załatwić sprawę jednym telefonem, ale przesłanie filmu jest w pełni klarowne.
-
Pierwsza część serii, która faktycznie zbliża się poziomem do największych osiągnięć Marvela, jak "Czarna Pantera" czy "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz".
-
Boimy się o bohaterkę, boimy się o brak szczęśliwego zakończenia, boimy się tak, że ze strachu po twarzy ciekną łzy bezsilności... Takie właśnie emocje gwarantuje seans "Cichego miejsca".