Chłopak o czystym sercu dostaje propozycję od potężnego wezyra, by znalazł dla niego tajemniczą lampę.
- Aktorzy: Will Smith, Mena Massoud, Naomi Scott, Marwan Kenzari, Navid Negahban i 15 więcej
- Reżyserzy: Guy Ritchie, John August
- Scenarzyści: Guy Ritchie, John August
- Premiera kinowa: 24 maja 2019
- Premiera DVD: 25 września 2019
- Premiera światowa: 8 maja 2019
- Ostatnia aktywność: 26 lipca
- Dodany: 7 marca 2018
-
Aladyn skrzy się humorem, lekką akcją i charyzmatycznymi kreacjami. To kino familijne pełną gębą, przemyślane i sprawnie nakręcone ze wszystkimi atutami i wadami tego gatunku. Jednak Ritchie nie odwalił tu fuszerki, więc można bez wahania zabrać swoje pociechy na film.
-
Na szczęście obyło się bez wpadki. "Aladyn" wprawdzie nie grzeszy oryginalnością, ale realizuje się jako lekkostrawne kino familijne.
-
Pozostaje daleko w tyle za oryginałem. Reżyser ma za ciężką rękę do tworzenia w konwencji romantycznego musicalu fantasy. Wyćwiczona w mroku inwencja, gubi się w bollywoodzkich klimatach. W efekcie powstało dzieło przyjemne, w wakacyjnej aurze całkiem zadowalające, lecz pozbawione magii i atmosfery, które arabskie noce uczyniłyby naprawdę wartymi przeżywania.
-
Aladyn to film, który się miota. Nie wie, czy powinien być wierną adaptacją animacji, czy też postawić na coś zupełnie innego w zupełnym oderwaniu od klasyka Disneya. Szkoda, że włodarze Disneya nie dali wykazać się Ritchiemu, bo wystarczyło dać mu zielone światło, a mogłoby wyjść coś naprawdę interesującego i nowego.
-
O dziwo, najlepszą decyzją obsadową okazał się Will Smith w roli Dżina. Nie spodziewałam się, że jest w stanie zagrać choćby przyzwoitą rolę, a tę muszę nazwać wręcz wybitną, mogącą rywalizować z pamiętną kreacją Robina Williamsa, stojącego dotąd na szczycie wśród filmowych dżinów.
-
Filmowy Aladyn to trochę taka książka z piękną, skórzaną okładką przyozdobioną szmaragdami, której treścią okazują się infantylne bajki spisane przez sześciolatków. To audiowizualna uczta, za którą posypią się nagrody, owszem. Fabularnie jednak już tak pięknie nie jest, bo miejscami można poczuć głębokie uczucie zażenowania lub - co gorsza - nieodpartą potrzebę drzemki.
-
Powiem szczerze, że jestem lekko rozczarowany tą wersją. To nie jest zły film, ale zatrudnienie tak charakterystycznego reżysera jak Ritchie i brak możliwości rozwinięcia jego stylu jest dla mnie decyzją niezrozumiałą. Ale mimo stępienia pazurków nowy "Aladyn" dostarcza sporo frajdy, pod warunkiem, że lubicie bajki w campowym stylu.
-
Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że Will Smith jest tak dobry, że przyćmiewa innych aktorów. Dżin to niekwestionowana gwiazda aktorskiego "Aladyna". Chociażby dla tej kreacji warto wybrać się na odświeżoną wersję kultowej bajki z młodzieńczych lat.
-
Nie mniej, cała opowieść jest przyjemna, a jeżeli oglądanie bajek z elementami musicalowymi sprawia wam wielką frajdę, to na "Aladynie" będzie się bawili naprawdę dobrze. Zwłaszcza, że fragmenty śpiewane i tańczone są definitywnie najlepszymi momentami filmu i nadają "Aladynowi" prawdziwie magicznej i bajkowej aury.
-
Film wykonany z niesamowitym przytupem. Lepsze i bardziej zasadne byłoby rozpatrywanie go w kategorii widowiska, którego zalety uwydatnia nie tylko scenografia, ale również bardzo udane kreacje aktorskie Naomi Scott oraz Mena Massouda. W najnowszej produkcji Disneya przewija się niesamowicie wiele talentów z różnych dziedzin sztuki, co rzadko można zobaczyć gdziekolwiek poza teatrem.
-
Znam animowaną wersję filmu i oczekiwałam czegoś innego, mocniejszego, mogę powiedzieć, że bardzo się rozczarowałam.
-
Widowisko bajecznie kolorowe, rozśpiewane i niewątpliwie zrealizowane ze sporą wprawą. Tyle że mógłby je nakręcić każdy zdolny filmowiec.
-
Ciężko mi powiedzieć, czy polecam wybrać się na Aladyna. Bo jeśli znacie bajkę to raczej nie jest to konieczne, a jeśli nigdy jej nie widzieliście to najpierw nadróbcie oryginał. Potem możecie wybrać się do kina. Tylko bez większych oczekiwań.
-
Wad jest po prostu za dużo, żeby uczciwie napisać o produkcji udanej, którą dałoby się polecić z czystym sumieniem osobom niezdecydowanym. Wydaje mi się jednak, że sporo osób może potraktować go jako swoiste "guilty pleasure" i rzeczywiście dobrze się na nim bawić.
-
Nie tylko okazał się sukcesem globalnym, ale także przyzwoitym filmem. Z drugiej jednak strony nie ma co się doszukiwać tutaj baśniowej specyficznego stylu Ritchiego czy Jaskini Cudów. Temu filmowi bliżej do typowej lampki, jakich było już wiele, niż do tej magicznej, którą wystarczy potrzeć 3 razy by otrzymać coś niezwykłego.
-
Na pewno jest kolejnym przykładem sprawnego opowiadania baśni przez Disneya, w klasycznym wydaniu, nieco na przekór panującemu trendowi poważnych, mrocznych przeróbek. I w tej roli sprawdza się bardzo dobrze.
-
Uczta dla każdego fana Disneya i obowiązkowa pozycja dla każdego małego widza.
-
Mimo to, że film trwa nieco ponad 2 godziny, to czas nie dłuży się i można odnieść wrażenie, że przedstawione obrazy można oglądać w nieskończoność.
-
Zdecydowanie godny oryginału oraz dobra okazja do zobaczenia swoich ulubionych postaci z dzieciństwa w nowej, aktorskiej odsłonie. Choć niepozbawiony wad, oferuje naprawdę solidną rozrywkę w postaci barwnej, epickiej przygody przy akompaniamencie wspaniałej ścieżki dźwiękowej, a przede wszystkim z uniwersalnym przesłaniem o byciu sobą, spełnianiu marzeń i przełamywaniu wszelkich barier.
-
Zrealizowany został z rozmachem, który dostrzec możemy w kostiumach, scenografii i efektach specjalnych. Bogate stragany pełne przypraw oraz tkanin we wszystkich kolorach tęczy cieszą oczy, a jaskinia cudów z ukrytymi w niej skarbami zapiera dech w piersi. Zaangażowanie Willa Smitha także okazało się świetnym posunięciem.
-
Trochę szkoda, że Disney tak bardzo boi się eksperymentować ze swoimi dziełami, bo tworów takich jak "Aladyn" będziemy w najbliższym czasie dostawać więcej. Bezpiecznych, zrobionych po najmniejsze linii oporu, których głównym celem będzie sentyment starszej widowni i dość niskie oczekiwania młodszej.
-
Ta niesamowita historia o złodzieju, dżinie i księżniczce została opowiedziana na nowo. I zrobiono to z dbałością o najmniejszy szczegół. Nowa wersja przygód Aladyna to coś wspaniałego, pięknego i magicznego.
-
Oko najbardziej radują żywiołowe, pomysłowe układy taneczne w bollywoodzkim stylu oraz unikanie oszczędności przy projektowaniu kostiumów. Spece od efektów komputerowych dorzucają jeszcze, zdaje się niezbędną we współczesnym kinie z elementami fantasy dawkę potworów i mamy wizualny popis, który ma zachwycać, nawet jeżeli nie zachwyca.
-
Ale choć takiego "Aladyna" mógłby wyreżyserować pewnie każdy, nie jest tak, że nie da się zmrużyć oka i wypatrzeć tu kilku autorskich stempli.
-
Młodsi widzowie mają okazję zapoznać się z tą opowieścią w nowej, zaktualizowanej i przystępnej formie, bawiącej nowymi interpretacjami starych piosenek, oraz kolorową, efektowną warstwą wizualną.
-
Od początku jestem zdania, że Disney kompletnie niepotrzebnie zabiera się za ponowne ekranizowanie swoich największych hitów w wersjach aktorskich i po tym seansie bardziej umocniłem się w tym przekonaniu.
-
Potrafi prawdziwie angażować, bawić, a nawet wywołać momenty wzruszenia.
-
To z pewnością nie jest wybitne i przełomowe kino, ma jednak tę zaletę, że na sali kinowej jest w stanie zainteresować i rozbawić różne pokolenia widzów. Ja i moja towarzyszka wyszłyśmy z seansu bardzo zadowolone.
-
Nie jest to dobry film - ot typowy przeciętniak, wyprodukowany na taśmie w fabryce snów, gdzie najpierw grono analityków przeanalizowało wszelkie za i przeciw, a potem władowali to wszystko do jednego filmu. Tylko ducha kina brak.
-
Ukryta w lampie magia filmów Disneya ciągle działa.
-
Zachwyty zachwytami, ale "Aladyn" nie jest, oczywiście, dziełem wybitnym. Niezgrabna ekspozycja, zbyt wiele wymuszonych żartów, garść rozwiązań, które znamy z kina na wylot - to tylko część twórczych grzechów. Mimo to trudno nie polubić filmu Ritchiego za jego dobrą energię - nawet, gdy zdajemy sobie sprawę, że nabieramy się na najbardziej znany z chwytów Disneya.
-
Nie jest dziełem wybitnym. To raczej poprawnie zrealizowana produkcja, która najwięcej zyskuje dzięki słownemu dystansowi, kolorowej aurze i poczuciu humoru. Ritchie nie podchodzi do swojego filmu na kolanach, a ze znaną sobie swadą bawi się disnejowymi postaciami. Dzięki jego radości tworzenia i pozytywnej energii, która bije z ekranu, można puścić w niepamięć niektóre wymuszone żarty i niezgrabne rozwiązania.
-
Warto zobaczyć, ale przede wszystkim posłuchać na nowo opowiedzianej, pełnej magii historii, której morał oddaje motto Jaskini Cudów: Skarb zdobędzie ten, kto skrywa skarb w sobie.
-
Aktorska wersja "Aladyna" to przede wszystkim olśniewające bogactwo kolorów, znakomita scenografia, zachwycające kostiumy i charakterystyczna dla Guya Ritchiego dynamiczna praca kamery połączona z ciekawą choreografią. Techniczne film sprawdza się bez zarzutu. Znacznie gorzej prezentuje się scenariusz.
-
Jako całość, "Aladyn" jest całkiem miłą dla oka produkcją, dla ucha ciut mniejszą, nie niepozostawiającą po sobie złego wrażenia, ale w tym wypadku tej magii nie zostało wiele.
-
Okazał się być filmem lepszym, niż się spodziewałem. Co nie znaczy, że jest to świetna rozrywka.
-
Nadal pytaniem bez odpowiedzi pozostaje kwestia tego, jak mógłby wyglądać Aladyn nakręcony w stylu Guya Ritchiego. Jednak jako familijne kino dla całej rodziny, pomimo całego swojego banalnego scenariusza i nie zawsze trafionych decyzji obsadowych, wygrywa widowiskiem i muzyką.
-
Zdecydowanie należę do wielkich fanów aktorskiej wersji tej disneyowskiej adaptacji jednej z "Baśni z tysiąca i jednej nocy". Chętnie do niej wrócę i na pewno regularnie będę słuchał soundtracku. Wszystko zagrało według mnie idealnie.
-
Może to i odgrzewana buła, którą Disney już kazał nam kiedyś kąsać, ale pamiętajmy - to nie dla nas, starych pryków pamiętających rok 1992, przygotowano tę ucztę. Ta nowa ma twarz Willa Smitha i śmie twierdzić, że nadszedł już czas, aby ją nieco odkurzyć.
-
Na seansie Aladyna dobrze będą bawić się wszyscy widzowie, dla których wizualne walory kinowego obrazu stoją ponad opowiedzianą fabułą. Film to pokarm dla oka, pełen skrajnych barw i wspaniałych sekwencji tanecznych.
-
Przyznam, że byłam dość sceptycznie nastawiona do seansu Aladyna, zwłaszcza po nieszczególnie udanej przygodzie z Dumbo. Tym większe było zatem zaskoczenie, kiedy okazało się, że Guy Ritchie całkiem zgrabnie poradził sobie z przeniesieniem animacji Disney'a do aktorskiego światku.