callay
Użytkownik-
Męczący, chaotyczny, przeciągnięty do granic możliwości bałagan o kuriozalnym zakończeniu. Kolejny film w filmie w ramach filmu, który nie ma do powiedzenia absolutnie nic nowego ani nic ciekawego. Jeśli to list miłosny do kina, to chyba pan Chazelle go bardzo nie lubi.
-
Historia o rozwodzie sprzedawana jako historia o miłości do kina. Spielberg stawia samemu sobie kinofilski pomnik, szkoda tylko, że za pomocą filmu tak miernego.
-
Gaslighting: The Movie. Szkoda tylko, że 90% scen nie ma absolutnie żadnego sensu, postaci nie mają żadnej głębi a plot twist to żart, tylko że nieśmieszny. Tylko Florence szkoda dla takich projektów.
-
Filmopodobny twór z okropną rolą Hanksa. Płytkie to, chaotyczne, a ugrzecznianie szołbiznesowego rasizmu wobec czarnoskórej społeczności, motywując w jakiś dziwacznie podniosły sposób zawłaszczanie utworów przez Elvisa, to już szczyt żenady. Butler w porządku, innych plusów brak.
-
Mimo że tekst źródłowy jest właściwie skrojony pod del Toro, tym razem Guillermo niestety nie dowiózł. Film snuje się przez 2,5 godziny, nie oferując ani dobrego scenariusza, ani emocjonalnego zaangażowania. A motyw cyrku został już przez kino tak przeorany, że w Zaułku koszmarów nawet nie ma co zbierać.
-
Wina, kara, próba wybaczenia i niejednoznaczny bohater. Gęsty klimat i wspaniały Isaac. Schrader wciąż trzyma poziom.
-
Gdybym jednym słowem miała opisać Diunę, powiedziałabym, że to film monumentalny. Ale cóż z tego, skoro pusty? Villeneuve zaoszczędził na środkach ekspresyjnych i w efekcie otrzymaliśmy papierowe postaci. Z kolei obrana kolorystyka, mimo że czyni film pięknym w obrazku, nie oddaje zagrożenia, jakim jest gorąca, pustynna planeta. Jako prolog spoko, ale liczę na więcej w części drugiej.
-
6.54 listopada 2021
- 1
- Skomentuj
-
-
Old to typowo schyamalanowy pokaz braku logiki, drewnianych dialogów, beznadziejnego aktorstwa i twistów z czapy. Końcowe wyjaśnienie sytuacji i wpleciony w to wątek moralny jest tak głupie, że aż nie chce mi się tego komentować. Serio, wizja życia przelatującego przez palce i starości postępującej w tempie ekspresowym sama w sobie jest wystarczająco przerażająca i to na ograniu tego tematu trzeba było się skupić.
-
Co. To. Było. Mam wrażenie, że całe życie czekałam na Annette, a po kilku dniach od seansu nadal siedzę na tej emocjonalnej karuzeli, na którą wsadził mnie Carax. Od pierwszych do ostatnich minut miłość i zachwyt, mimo że pojawiały się i ciary żenady i rozczarowanie tłumaczeniem metafor. Baśniowe, groteskowe, operowe, kiczowate, wyjątkowe - KINO at it's finest!
-
Neonowo, energetycznie, ale wciąż małomiasteczkowo. Historie młodych bohaterów ukazane są bezpretensjonalnie, a reżyser obdarza ich czułością, dzięki czemu obraz uderza tam, gdzie ma uderzyć.
-
Diabeł, to znaczy De Ville, ubiera się u Prady, znaczy się Baronessy. Czy jakoś tak. Plot twist można przewidzieć w pierwszych 5 minutach filmu, stylówka niby punkowa, ale to trochę taki korpo-punk, a na piosenki trzeba mieć nieco lepszy pomysł, niż strzelanie nimi z karabinu co kilka minut. Z wierzchu może i Cruella opakowana jest ładnie, ale jak się przyjrzeć, to jednak wydmuszka.
-
Subtelnie i czule o miłości, utracie kontroli nad własnym życiem i przygotowywaniu się do żałoby. Nie ma tu tanich chwytów i typowych dla melodramatów klisz, a dzięki wspaniałej chemii między Firthem i Tuccim obraz wypada szczerze i przejmująco.
-
Porzućcie wszelką logikę, którzy to oglądacie. Świetna satyra na fabularne bezsensy, dowodząca, że póki ktoś chce to oglądać, póty interes będzie się kręcił. Jak opona.
-
Jak na Coenów to straszne rozczarowanko. Pierwsza nowela zapowiadała zabawę konwencją i wywrócenie gatunku, ale na pierwszej noweli dobre pomysły się skończyły. Scenariusz meh, a przekaz banalny.
-
W warstwie emocjonalnej działa aż za mocno, ogląda się z bólem, a poczucie niesprawiedliwości nie odpuszcza nawet po zakończeniu. Zabawa z nielinearnością nie całkiem siadła, ale za to aktorsko jest wybitnie - Kulesza i Trojan błyszczą.
-
Cytując klasyka: trudno tak razem nam być ze sobą, bez siebie nie jest lżej. Trudna relacja i dużo emocji. Wizualnie zachwyca.
-
Podróż przez brutalną, powojenną Amerykę, gdzie fanatyzm religijny doprowadza do szaleństwa, a zło złem się zwycięża. Świetnie napisany, warstwa narracyjna też daje radę, a atmosfera tak gęsta, że można ją kroić nożem.
-
7.522 września 2020
- 1
- Skomentuj
-
-
Starcie konserwatyzmu z nowoczesnością po gruzińsku, gdzie toksyczny wzorzec męskości obala się w tańcu, a odkrywanie własnej seksualności czy akceptacja odmienności znajdują swój finał w symbolicznej ostatniej scenie.
-
Podróż w głąb ludzkiej psychiki pełnej nieuporządkowanych, destruktywnych myśli, pełnej pragnień, lęków i tęsknot. Cudownie przegadany akt pierwszy i wspaniale surrealistyczny akt drugi. Rozliczenie z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością do wiecznej rozkminy.
-
Coming of age movie, ale w pewnym momencie wszyscy płaczą, i ty też płaczesz, ale nie dlatego, że reżyserka postawiła na melodramatyczne chwyty, tylko bohaterowie - każdy na swój sposób przygotowując się na nieuniknione - nawet nie wiesz kiedy skumulowali w tobie tyle emocji.
-
-
Proste, acz piękne love story na farmie - o potrzebie bliskości, otwieraniu się na miłość i przełamywaniu emocjonalnych barier.
-
Momentami jest i całkiem śmieszno, ale nie kupuję samoświadomości polegającej na zrzynce ze wszystkich możliwych tropów, motywów i stereotypów obecnych w horrorach. Fajnie, że twórcy spróbowali, teraz nich zrobią coś oryginalnego. Trust me, widzieliście ten film, jeśli widzieliście jakikolwiek slasher.
-
Z ostatnich projektów Whannella jednak wolę Upgrade, ale i tu doceniam reżyserię. Szerokie kadry na puste przestrzenie i mastershoty mistrzostwo. Scenariusz miejscami naciągany jak struna, fanką zakończenia też nie jestem, ale podoba mi się, że postać grana przez Elisabeth Moss dołącza do grona kinowych bohaterek, które nie biorą jeńców.
-
6.59 marca 2020
- 1
- Skomentuj
-
-
Mam wrażenie, że Komasa nieco przestrzelił w tej próbie sportretowania zarówno lewicowych elit jak i prawicowych ekstremistów. A pomiędzy włożył bohatera bez historii i, niestety, bez charakteru i sensownej motywacji. W efekcie Hejter to pozbawiony subtelności miszmasz złożony ze wszystkich możliwych lęków społecznych, który trudno jest mi potraktować całkowicie poważnie.
-
5.59 marca 2020
- 1
- Skomentuj
-
-
Cała ta pstrokato-brutalna otoczka bardziej mnie zmęczyła, aniżeli dostarczyła większej przyjemności z oglądania męskich tyłków skopanych brokatowym obuwiem. Żeby chociaż antagonista miał do zaoferowania coś więcej niż obłęd w oczach.
-
Komedie kryminalne Richiego to prawdopodobnie moje ulubione komedie kryminalne, a Dżentelmeni dostarczyli mi tyle radochy, że więcej nie trzeba. Zabieg z narratorem, któremu nie można ufać, bo pisze własny scenariusz, to najlepsze, co można było zrobić. Złota obsada! Panie Richie, poproszę sequel.
-
Emma jest po prostu cudowna. Wizualna perełka, uroczo brytyjska, przerysowana, z humorem na granicy slapsticku, czym idealnie oddaje charakter prozy Austen. Najjaśniejszym punktem jest duet Anya Taylor-Joy + Johhny Flynn (Mr Knightley > Mr Darcy), ale i cały drugi plan wypada świetnie.
-
Bracia Safdie do seansu dorzucili pakiet złożony z: palpitacji, płytkiego oddechu, mikrozawałów i wiercenia się w fotelu. Dołączam do zachwytów nad Sandlerem, jest fenomenalny.
-
Głównie ze względu na obsadę i idealnie poprowadzone zakończenie będzie to moja ulubiona adaptacja Małych Kobietek. Szkoda jednak, że nielinearna narracja sprawiła więcej chaosu niż pożytku, a chyba najbardziej rozczarowało mnie, że tak mało w tym projekcie autorskiego języka Gerwig.
-
Z jednej strony historia ulokowana na styku dwóch skrajnych kultur - wschodniej i zachodniej - podejmująca problematykę występujących między nimi różnic, a z drugiej uniwersalna i ciepła opowieść o miłości, relacjach rodzinnych i tęsknocie. Myślę, że zostanie ze mną na dłużej.
-
Wojna nie ma w sobie niczego pięknego, ani wzniosłego. Mendes rozprawia się z mitologią wojenną, odrzucając martyrologię na rzecz ukazania dramatu jednostki. Newmanowi za muzykę należą się wszystkie nagrody świata, a Deakinsowi kłaniam się w pas.
-
Dziurawy scenariusz i formalny miszmasz, wyglądający, jakby twórcy jednocześnie chcieli i nie chcieli inspirować się Vice'm czy Big Short. Charlize spoko, reszty nie pamiętam.
-
Iście taikawaititowskie, absurdalne feel-good movie o nazistach, które tak przyjemnie i bezpretensjonalnie uczy, jak być człowiekiem.
-
Nie takie te Koty złe, jak je opisują, ale dobre też nie są. CGI było najgorszą z możliwych decyzji artystycznych, której efekt jest kuriozalny. Uncanny valley jak się patrzy, szkoda że hajsu na dłonie i stopy nie starczyło. Ale nawet nie to jest najgorsze, tylko fakt, że na podstawie cudownego musicalu "Cats" z 1998 zrobiono film przeraźliwie nudny, gdzie spójnej fabuły brak, a Ian McKellen siorpiący wodę z miski to dla mnie jednak too much.
-
Zmysłowy, intymny, a do tego najpiękniej namalowany film o kobiecości i pożądaniu.
-
Jałowe, pozbawione duszy, nudne. Konflikt jest tu powierzchowny, a jako komentarz społeczny ma do zaoferowania jedynie kilka utartych klisz.