-
Najnowszy film braci Coen to nie tylko scenariuszowy popis, lecz także mierzenie się z pytaniem o przemoc wypieraną z mitów Dzikiego Zachodu. Jak się jednak okazuje, najbardziej okrutna w uniwersum reżyserów jest sama Fortuna.
-
Projekt mocno ryzykowny, próbujący połączyć ze sobą różne dominanty nastrojowe. Często mu to nie wychodzi, i odbiór całego filmu jest raczej męczący, jednak zgodnie z giełdowym przysłowiem po każdej bessie następuje hossa.
-
Być może nie jest najlepszym filmem braci Coen, bo stanowi raczej eksperymentalną zabawę konwencją niż pełnoprawne kino - zabawę w której cudowni bracia bezwstydnie popisują się swoim talentem - to i tak jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników.
-
Ballada o Busterze Scruggsie to w istocie przegląd klasycznych westernowych tropów: jest pojedynek w samo południe, jest napad na bank, jest gorączka złota, karawana osadników i podróż dyliżansem. Twórcy niezwykle inteligentnie wykorzystują tu jednak gatunek przeciwko niemu samemu.
-
Pod wieloma względami "Ballada o Busterze Scruggsie" stanowi abecadło twórczości Coenów. Pozwala na kompleksowym przegląd ich ulubionych chwytów, obsesyjnych myśli, kulturowych fascynacji.
-
6.71 grudnia 2019
-
-
To na pierwszy rzut oka western lekki i przyjemny, ale przecież mówi o rzeczach ważnych i trudnych. Potrafi chwycić za serce, dostarczyć emocji, wzruszyć, a najczęściej rozbawić.
-
Fani twórczości duetu odnajdą się dobrze w ich humorze sytuacyjnym, zamiłowaniu do plot twistów i ironicznym przetworzeniu amerykańskiej rzeczywistości, w tym przypadku historycznej. Dla mnie to mimo wszystko pewien niedosyt i będę czekał jednak na ich dwudziesty, miejmy nadzieję nieposzatkowany na segmenty, jednorodny film.
-
Nie jest to może czołówka filmów braci Coen, warto jednak zanurzyć się w ich wizję amerykańskich mitów, aby doświadczyć, jak to doskonale przedstawia ostatnia sekwencja, zanurzania się w ciemność, która demaskuje przekonanie o "amerykańskim śnie".
-
Pewnie najbardziej zatwardziali fani duetu, będą niezwykle zadowoleni, ale jak dla mnie to nie do końca sprawny eksperyment.
-
Trzeba przyznać, że bracia dotrzymali słowa, a "The Ballad..." to rzeczywiście zbiór luźno powiązanych ze sobą historii, których akcja toczy się na Dzikim Zachodzie. Jak można było się spodziewać, Coenowie potraktowali jednak gatunkowe schematy z właściwą sobie przewrotnością.
-
Zdecydowanie jeden z najlepszych, najzabawniejszych filmów braci Coen, do którego jeszcze wielokrotnie powrócę.
-
Ma kilka mankamentów i mniej udanych momentów, ale ostateczny efekt nadal pozostaje znakomity. Coenowie zawarli w tych sześciu historiach esencję swojej twórczości, co oczywiście wiąże się też z kilkoma nieudanymi eksperymentami.
-
Fenomenem braci Coen jest ich umiejętność wykorzystania makabry w taki sposób, że wbrew logice spełnia funkcję pocieszenia. Jedyny inny przykład takiej przebiegłej sztuczki, który przychodzi mi do głowy to "Żywot Briana" Monty Pythona. I aż chciałoby się w napisach końcowych "Ballady o Busterze Scruggsie" usłyszeć "Always look on the bright side of life".
-
Poza byciem antologią oraz mieszanką różnych stylistyk, recenzowany tytuł - choć warsztatowo bardzo dobry - nie jest oryginalnym dziełem ani tym bardziej redefiniującym swój gatunek westernem. Film twórców fenomenalnego No Country for Old Men można potraktować jako ciekawostkę i szczerze, jeżeli już miałbym polecać, to tylko dla tytułowej ballady oraz opowieści zatytułowanej "Źródło utrzymania".
-
Nie nosi żadnych znamion filmu niskobudżetowego, "streamowego" - wszystko wygląda wyśmienicie, jest okraszone piękną muzyką, a zaangażowani aktorzy odwalili kawał dobrej roboty.
-
Radość z oglądania płynie głównie ze sposobu, w jaki bohaterzy próbują radzić sobie z nieuniknionym. Gatunek westernu przeżywa renesans w kinach i choć nigdy nie byłem jego fanem, to muszę przyznać, że coraz częściej pozytywnie mnie zaskakuje.
-
Sam film potrafi dostarczyć rozrywki w stylu braci Coen i pokazuje, że jeszcze nie powiedzieli oni ostatniego słowa. Nic, tylko oglądać, a potem na koń! Niby nic, czego byśmy nie znali, ale bardzo przyjemnie się ogląda.
-
Intrygujące przedstawienie prerii i wyśmienite aktorstwo nikną wobec chwilowej nudy i przewrotnie powywracanych schematów.
-
Coenowie stworzyli dzieło kompletne, w którym każdy z elementów układanki gra dla dobra reszty i bardzo dobrze komponuje się z klimatem zaproponowanym przez braci. Ciekawe etiudy - z dobrze nakreślonymi historiami, sprawnie poprowadzoną narracją w najdrobniejszym szczególe - i przede wszystkim świetnie napisani bohaterowie.
-
Seans "The Ballad of Buster Scruggs" dostarcza wiele przyjemności, choć momentami nowelowa forma odbija się twórcom czkawką. Poszczególne epizody są nierówne i o ile szczególnie pierwsze dwa trzymają tempo, w innych formuła wyczerpuje się nieco za szybko.
-
Po zaostrzeniu apetytu na więcej westernowego dobra dzięki dwóm pierwszym nowelkom, tempo i jakość kolejnych systematycznie spada aż do zapomnienia, że na początku było fajnie.
-
Coenowie ponownie żonglują filmowymi stylami, elementami puzzli z kompletnie innych pudełek, łącząc je w spójną i satysfakcjonującą układankę. To prawdziwa gratka dla fanów ich twórczości.
-
Coenowie wszystko zatapiają w klimat swoich najlepszych komedii. Ba, są nawet ich ulubieni Polacy, choć zamiast Lebowskiego i Sobczaka mamy...Cipolskiego! Ten film to jednak przede wszystkim zabawa elementami gatunku.
-
"Ballada o Busterze Scruggsie" pomimo gracji, z jaką bracia ją zrealizowali, pozostaje zbiorem niezwykle gorzkich, choć uniwersalnych miniatur filmowych, w których odbija się także obecna rzeczywistość. Netflix w końcu doczekał się godnego pochwały filmu fabularnego, być może dzięki niemu młodsze pokolenia nie zapomną o dziś nieco zakurzonych dziełach gatunku.