-
Wizualne orgie robią wrażenie, ale przysłaniają emocjonalną więź z filmem, którym łatwo się zachwycić, ale ostatecznie, kochani, trudno się nim przejąć.
-
Doceniam połączenie klimatów Davida Lyncha z atmosferą rodem ze Strefy mroku.
-
Oglądałeś "Żony ze Stepford", "Truman Show" lub "WandaVision"? W takim razie spokojnie możesz odpuścić sobie seans "Nie martw się, kochanie".
-
Tajemnica, niesamowity klimat lat 50 oraz świetny występ Florence Pugh sprawiły, że seans filmu był wyjątkowo przyjemny, nawet jeśli scenariusz ma kilka słabych punktów.
-
Jest mistycznym niedopowiedzeniem, w którym rzecz nie polega na uzupełnieniu napoczętych wątków, a o wyjściu z klinczu spowodowanym ich wywołaniem
-
Niestety, wszystkie te odnośniki sprawiają wrażenie katalogu, z którego Wilde potrafi umiejętnie czerpać - czasem sprawiając, że filmem da się na chwilę oczarować - ale nie są w stanie wynieść go poza kompletną przeciętność.
-
5.623 września 2022
-
-
Bolączką Nie martw się, kochanie jest bez wątpienia jego ambicja bycia filmem diagnostycznym w zakresie społecznym i kulturowym. Sama myśl o kobietach stłamszonych przez patriarchat ubrana w thrillerowe piórka to jednak za mało do ziszczenia marzeń twórców.
-
Na płonący domek dla lalek zawsze dobrze się patrzy - przynajmniej póki co, bo oczywiście tylko kwestią czasu pozostaje, kiedy gatunek women revenge zacznie zjadać własny ogon. "Nie martw się, kochanie" można uznać za taki właśnie symptom zmęczenia, można także oglądać bez wielkich oczekiwań i przedsądów. I tę drugą praktykę radzę potraktować jako moją właściwą i ostateczną rekomendację.
-
Zachwyci widzów, którzy nie lubią myśleć w kinie i kupują wszystko co zostanie im pokazane, ale potrafią też sami zauważyć wyraźny głos w sprawie traktowania kobiet prze mężczyzn zarówno w latach 50-tych jak i obecnie. Dla widza analitycznego, który potrzebuje odpowiedzi albo chociaż jasnych zasad, spójnych wewnątrz świata przedstawionego, będzie to seans naprawdę nieznośny, irytujący tym bardziej im bliżej będzie zakończenia.
-
Nie będzie odkryciem, jeśli powiem, że to będzie jeden z bardziej polaryzujących filmów tego roku. Jedni będą zauroczeni estetyką, aurą tajemnicy oraz charyzmą Pugh, drudzy uznają za wtórną, mało odkrywczą wydmuszkę na temat samostanowienia, podziału ról społecznych czy portretu dystopii. Ja jestem na tak, mimo pewnych wad.
-
Im goręcej w raju, tym bliżej mu do piekła, czyli dość oczywisty thriller noszący znamiona satyry i czerpiący pełnymi garściami z innych, zwykle dużo lepszych tytułów.
-
Jest w efekcie dziełem na wielu płaszczyznach nieudanym, którego seans jednak paradoksalnie absolutnie polecam. Bo choć wiele rzeczy wyraźnie tu nie działa, obcowanie z filmem jest jednym z ciekawszych przeżyć, jakie kino przyniosło mi w ostatnim czasie. A to przecież o stokroć więcej, niż kolejny blockbuster, nie prowokujący do rozmyślań na absolutnie żaden temat.
-
Z pewnością wzbudzi wiele kontrowersji, chociażby poprzez przedstawiony w idealnym świetle model patriarchalny i zniżenie kobiet do ról gospodyń domowych. Szybko jednak widz zorientuje się, że to właśnie silna Alice gra pierwsze skrzypce w tej produkcji. Jednym się to spodoba, drugim niekoniecznie.
-
"Nie martw się, kochanie" zdołało jedynie oddać estetykę tamtych lat, ale wszystko inne wiążące się z nimi, to koncepty, które zostały leciutko zarysowane. Brakuje tu pełnoprawnych bohaterów, trzymających w napięciu sekwencji oraz solidnego skrócenia całości, żeby pozbawić film dłużyzn.