-
Majestatyczna wizja, która swoim rozmachem i monumentalnością obejmuje i otacza widza, aż przytłacza go, a nawet pomniejsza, jak ludzi patrzących na potężny masyw górski stojących u jego stóp. Film "Dune" zapiera i zabiera widzowi dech, a jednocześnie wciąga go niczym piasek nieszczęśników uciekających przed polującym czerwiem. Film "Diuna" powstał dla kina i tylko w sali kinowej można w pełni cieszyć się jego odbiorem.
-
Pierwsze, co mi przychodzi na myśl po obejrzeniu najnowszej ekranizacji "Diuny", to to jak absolutnie wszystko wypada tu wiarygodnie. Obojętnie czy skupimy się na szerokich planach, czy też na jakimś szczególe scenografii, nigdy nie ma się wrażenia, że obcujemy ze sztucznie wygenerowanym światem. Ten świat jest prawdziwy, tak jak i jego bohaterowie.
-
Nie sądziłam, że Diuna tak mnie zszokuje. Produkcja pod każdym względem okazała się być na naprawdę wysokim poziomie. Wszystko było obłędne, a obraz, który został zaprezentowany - idealnie wykonany. Myślę, że jest to świetna ekranizacja, oddająca piękno i drapieżność odległego świata.
-
Diuna przede wszystkim stara się nie być ‚za bardzo' - ma imponować, ale nie oszałamiać. Być przede wszystkim rozbudowanym preludium, monumentalnym drugim aktem ustawiającym figury na planszy przed prawdziwym daniem głównym.
-
Spełnia pokładane w niej nadzieje. Jest to wspaniały film - zarówno pod względem wizualnym, jak i aktorskim. Można tylko się przyczepić do tego, że tekst Herberta na poziomie scenariusza został trochę spłycony, ale jednak nie jest to aż tak duża wada, by fani jego twórczości czuli się urażeni.
-
Czym jest, a czy nie jest "Diuna"? Mam nadzieję, że jest początkiem wspaniałego cyklu, który z filmu na film będzie coraz odważniejszy i coraz śmielszy - zwłaszcza w ukazywaniu zdeformowanej, zmutowanej i obrzydliwej strony Herbertowskiego wszechświata. Jest filmem przemyślanym i pieczołowicie oszlifowanym. Tak dobrym, jak na to liczyliśmy i jak tego chcieliśmy. Wobec tego - jedynym, czym nie jest, to zaskoczeniem.
-
Monumentalny film science-fiction wydany w wersji obfitującej w dodatki. Wrażenia może nieco słabsze niż w kinie, ale wciąż jest epicko.
-
Fantastyczny, epicki i stojący na własnych nogach film. Jednak przy okazji rzecz, do której co bardziej leniwej widowni podejść będzie jeszcze trudniej, niż do Blade Runnera 2049.
-
Fani filmów Villeneuve znajdą tu charakterystyczne dla niego długie ujęcia, nieśpieszne tempo akcji, niechęć do popcornowych fajerwerków. Pewnie docenią też klimatyczną muzykę i zaakceptują to, że w Diunie niewiele się dzieje.
-
Jest pierwszym filmem od bardzo, bardzo dawna, który wywołał u mnie tak silne emocje. Sprawia, że ciągle masz ochotę na więcej, czekasz na to, co będzie dalej.
-
Rzadko, bardzo rzadko mi się zdarza, żebym poszedł do kina dwa razy na jeden film. Jedyne czego żałuję, że na dalszy ciąg tej opowieści będę musiał czekać dwa lata. To będzie długie czekanie, ale po tej części wiem, że warto czekać. Czy muszę mówić, że "Diuna" była dla mnie niesamowitym doświadczeniem kinowym?
-
Zwróćcie uwagę na to, że ja - największa maruda jeśli chodzi o Hollywood, poprawność polityczną czy brak oryginalności w Popkulturze - polecam całym sercem Diunę. Widać, że to projekt robiony z pasją przez prawdziwego miłośnika filmu i science-fiction. I już samo to zasługuje na ogromny szacunek.
-
Ocen "Diuny" będzie tyle, ilu widzów zobaczy ten film. Historia zawarta w pierwszej części jest niezwykle ważnym wstępem, ale nadal tylko wstępem do najważniejszych wydarzeń opisanych w książce, więc niektórzy mogą czuć się zawiedzeni urwaniem opowieści na takim etapie, tym bardziej, że na ekran nie trafiła nawet połowa pierwszej książki.
-
Jest w Diunie coś ze starego epickiego kina. Takiego sprzed epoki CGI, kiedy widzów oczarować można było scenografią i krajobrazem. Powrót wysokobudżetowych filmów opracowanych dla nieco starszego widza, operujących inną dynamiką między bohaterami niż buddy movie jest kuszącą perspektywą. Teraz tylko widzowie mogą zadecydować o tym czy kupią tę opowieść, a Villeneuve zostanie Kwisatz Haderach współczesnego kina.
-
Bizantyjska forma przerosła spłyconą treść, sprowadzając całość do poziomu sterylnego spektaklu. Wysmakowane od strony wizualnej dzieło Villeneuve'a momentami ogląda się z zapartym tchem, lecz wrażeniom estetycznym nie towarzyszą żadne głębsze przemyślenia, które ten sprawny i doświadczony reżyser potrafi przecież prowokować.
-
Potrafi zachwycić. Wizualnie film robi kolosalne wrażenie i aż chce się chłonąć ekranowy świat. Fabuła jest niestety minimalistyczna i gdy film zaczyna się rozkręcać, to... następuje jego koniec. To kino ładne i klimatyczne. Dobra, to kiedy drugi odcinek?
-
Problemy z drugim planem oraz pozbawiona głębi fabuła sprawiają, że trudno uznać Diunę za wybitny czy nawet świetny film. Dzieło Villeneuve oceniam jednak w charakterze widowiska, w którym przede wszystkim liczy się spektakl. A ten, jak wiadomo, rządzi się własnymi prawami. Na tym polu Diuna stanowi niekwestionowane arcydzieło i jeden z najlepszych blockbusterów w historii kina.
-
Denisowi Villeneuve udała się zatem niezwykle trudna sztuka złapania kilku srok za ogony. Nie tylko bowiem stworzył film który oszałamiając wielkością pozostaje w pewnych aspektach niezwykle intymny, ale też potrafi po równo zadowolić starych wyjadaczy uniwersum, jednocześnie będąc wystarczająco jasnym dla nowego grona fanów.
-
8.52 listopada 2021
-
-
Nawet jeżeli ta monumentalna wizja momentami przytłaczała mnie, to poczułem również jakby ten cały czas oczekiwania opłacił się.
-
Coś tu zgrzyta więcej niż piasek pod stopami. Coś wzbudza drgania mocniej niż potężny czerw pustyni. Filmowa opowieść o szlachetnym rodzie Atrydów, któremu imperator oddaje w lenno Arrakis, zwany Diuną, jest niczym sinusoida. Są w niej rzeczy, które zasługują na najwyższe pochwały. Są też dłużyzny i nierówne tempo, chociażby w finałowym akcie.
-
Adaptacja okazuje się bowiem czymś pomiędzy zwiastunem drugiej części historii a streszczeniem, w którym reżyser pozmieniał kilka wątków na swoją modłę.
-
Nie da się ukryć, że największa wartość pierwszej części Diuny wynika nie z fabularnych zawirowań czy dramatycznych momentów, lecz z bardzo udanego przeniesienia na ekran świata znanego z kart powieści Herberta. Jeżeli więc potraktujemy ten film tylko jako monumentalny wstęp do tego, co czeka na nas w "dwójce", wydaje się, że jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku swoje zadanie spełnił.
-
Chyba największą wadą Diuny okazuje się fakt, że kończy się w połowie, zostawia widzów z ogromnym niedosytem i każe czekać na najlepsze. Villeneuve daje nam satysfakcjonującą ekspozycję świata, zgrabnie zawiązuje akcję, a przy tym też wodzi, przytłacza i wprawia w zachwyt.
-
Fantastyczne widowisko z epickim rozmachem. Denis Villeneuve pokazał nam naprawdę bogaty świat, przedstawił świetnych bohaterów i zarysował interesującą intrygę.
-
"To dopiero początek" - pada w końcówce i trudno nie odnieść wrażenie, że tym asekuracyjnym komentarzem Denis Villeneuve prosi o powstrzymanie się przed wtykaniem go pomiędzy Lyncha a Jodorowsky'ego przynajmniej do premiery drugiej części. Miejmy tylko nadzieję, że wtedy w jego ciele będzie już krążyć poszerzający granice świadomości melanż, a efekt okaże się znacznie mniej zachowawczy.
-
Wielkie kino, niedzisiejsze, ze wspaniale dobraną obsadą. To w końcu dzieło, które mógł nie tylko nakręcić wizjoner co raczej osoba, która ma już na tyle ugruntowaną pozycję, by spełniać swoje marzenia i nie oglądać się na wyznaczniki, które stanowią o sukcesie w kasach biletowych.
-
Oszałamiająca wizualnie, choć do szpiku ascetyczna ekranizacja powieści Franka Herberta, która wciąga i pochłania. A mnie także uśpiła.
-
Oszałamiająca wizualnie, spełniona artystycznie - Diuna Denisa Villeneuve'a to godne preludium do adaptacji literackiego monumentu Franka Herberta.